24

368 34 32
                                    

— Nie możesz teraz wyjechać, Syriuszu — powiedział Remus, wpatrując się w chodzącego po pokoju przyjaciela. 

Black westchnął ciężko, nie przerywając swojego dreptania. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że Remus miał trochę racji. Ray był nieprzewidywalny i grasował sobie na wolności. Nie wiadomo, co strzeli mu do tego durnego łba i czy nie zechce zemścić się na Heather w odwecie za Annie. 

Poza tym znaleźć Ann tylko po to, żeby podstawić ją szaleńcowi pod nos? 

— Wojna już trwa. Musisz zająć się Heather i Harrym... 

— Wiem, Remi... — mruknął po chwili Black, pocierając czoło. 

— Wiesz? — zdziwił się Lupin, który nie przywykł do tego, by Black przyznawał mu rację. To chyba ten alkohol Walburgii jeszcze krążył mu w żyłach. — Ty tak poważnie?

Syriusz uniósł zrezygnowane spojrzenie na przyjaciela. 

— Ray to kompletny szaleniec. Muszę najpierw pozbyć się jego, żeby mówić o jakimkolwiek bezpieczeństwie dla mojej żony... — wyjaśnił.

Remus natomiast stał i wpatrywał się w Blacka, jego żyłka na szyi pulsowała coraz szybciej. Powinien wręczyć Syriuszowi jakiś order za najgłupsze pomysły. 

— Ty nienormalny jakiś jesteś! — zawołał Lupin. — Będziesz teraz polował na jednego Śmierciożercę?! Jak chcesz to zrobić?! Wysłać gorącą prośbę do Malfoy Manor i poprosić, żeby zdradzili ci jego kryjówkę?! 

— Nie rozumiesz... — westchnął znów Black, niezrażony krzykiem Lupina.

— Owszem, nie rozumiem! — warknął Remus. — Masz teraz zająć się swoją córką i chrześniakiem, rozumiesz?! To oni cię potrzebują! Oni są tu i teraz, Annabeth tu nie ma, jest gdzieś daleko stąd! Daleko od wojny! Oprzytomniej w końcu Syriusz! Powiedziałeś swojej córce, że to na nią poluje Riley, ale obaj dobrze wiemy, że to Annabeth chce zabić! Wyobrażasz sobie, co poczuje, kiedy dowie się, że wyjechałeś, zostawiając ją samą?! 

— Remi...

— Nie, ja mam dość, Łapa... — powiedział Lupin, wyrzucając ręce w górę. — Wytłumaczę ci to łopatologicznie bo widzę, że inaczej nie pojmiesz. Heather, Harry, my wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie. Nie Annabeth. Żyła sobie lata gdzieś daleko stąd, jeśli poczeka jeszcze chwilę, nic jej nie będzie. Gorzej z dzieciakami, wiesz? Bo nie mamy pewności, że jeszcze jutro będą żywi.

~*~

— Posiedziałabym w domu jeszcze trochę — mruknęła Heather, naciągając szalik na nos. 

Zimowa aura jeszcze nie opuściła Hogwartu. Wydawało jej się, że wręcz trwa w najlepsze i nigdzie się nie wybiera. Co prawda były to jej ostatnie święta w zamku i już nigdy nie będzie mogła podziwiać szkoły pod puszystą pokrywą śnieżną, ale specjalnie nie będzie za tym tęskniła. Nie lubiła zimna.

— Ty przynajmniej go masz — mruknął w odpowiedzi Ronald.

Potter uniósł nieco dłoń, gotów zasłonić Heather buzię w obawie, że za chwilę palnie coś głupiego. 

— Nie przejmuj się, Ron. Szybko go odbudują... Tata i Remus obiecali pomóc... — powiedziała Black, jednak zaraz skierowała spojrzenie na okularnika z uniesioną dłonią. Zmarszczyła brwi w niezrozumieniu. — Much nie ma o tej porze, Potter. 

— J-ja... — zająknął się chłopak, jednak po dłuższej chwili zawieszenia zamknął buzię i usiadł normalnie na ławce. 

— Próbujesz rozruszać stawy? W tym wieku pierwsze problemy z kośćmi się zdarzają. — Pokiwała z politowaniem głową, po czym wzrok znów zawiesiła na tafli jeziora. 

Zaginiona || Syriusz BlackWhere stories live. Discover now