51

283 30 30
                                    

Gdyby tylko Heather wiedziała, jak zatrzymać czas, bez wątpienia by to zrobiła. Nawet klęcząc na niewielkiej plaży, tuż nad grobem Zgredka, Wolnego Skrzata. Mimo, że tęskniła za tam małym, niepozornym stworzonkiem. Mimo, że bardzo chciała zobaczyć jeszcze raz jego duże, radosne oczy, zakrzywiony nos i przede wszystkim szczerzy uśmiech, w pewien sposób odczuła ulgę. 

Odczuła ulgę, bo gdy tylko unosiła wzrok, spoglądała na Harry'ego, który również w ciszy siedział nad prowizorycznym nagrobkiem. Wiedziała, że powinna się wstydzić swoich emocji, ale nie potrafiła. Kosztem sprowadzenia Harry'ego Pottera do Muszelki była śmierć Zgredka. I tak nie powinno być, co do tego Black nie miała żadnych wątpliwości, jednak wciąż... nie zmieniłaby biegu wydarzeń. Była wściekła na samą siebie za takie myśli, ale nic nie mogła zrobić. Po prostu tak czuła, głęboko w sercu. Z całą szczerą sympatią, którą żywiła do Skrzata.

— Pytał o ciebie.

Black zmarszczyła brwi, dopiero po chwili orientując się, że Harry cokolwiek do niej powiedział. Uniosła wzrok, by zerknąć na Pottera, który wciąż wpatrywał się w płytę nagrobka.

— Kto? — zapytała cicho, choć podświadomie domyślała się, o kim mówił. 

— Draco — kontynuował Harry, usiłując pokonać wewnętrzną niechęć do chłopaka. — Szmalcownicy złapali nas w lesie, ale zanim im się to udało, Hermiona rzuciła na mnie jakieś dziwne zaklęcie. Nie wiem do końca jakie, ale moja twarz zupełnie zmieniła wygląd... Zabrali nas do Malfoy Manor. Bellatrix zawołała Dracona... Rozpoznał mnie, Heather... Rozpoznał, ale nie wydał... 

Black pokiwała głową, jednak nie miała nic do powiedzenia. Żadne słowa Harry'ego nie zmienią faktów. Draco Malfoy opowiedział się po stronie Śmierciożerców. Może i pozostały w nim jakiekolwiek ludzkie odczucia i wciąż się wahał, ale tkwił po drugiej stronie barykady. Jeśli nie znalazł w sobie tyle odwagi, by stamtąd uciec, oni nie mogli ryzykować zaufaniem mu.

— Później, gdy zamknęli nas w lochu, przyszedł tylko na chwilę... zapytać... zapytać, czy żyjesz...

Heather przetarła twarz, już zmęczona rozmową. Nie o Draconie chciała rozprawiać. Był ostatnią osobą, o której spodziewała się cokolwiek usłyszeć. Chcąc zakończyć ten temat, zadała jedno pytanie, które jako pierwsze pojawiło się w jej umyśle.

— I co odpowiedziałeś? — szepnęła.

— Że nie mam pojęcia — odpowiedział po chwili Harry, a głos prawie mu się załamał. 

Black spojrzała na niego zdziwiona. Dopiero wtedy połączyli spojrzenia. Pierwszy raz od długich minut, które spędzili nad grobem Zgredka. 

— Chronili mnie tutaj lepiej, niż sam Dumbledore byłby w stanie — przyznała, uśmiechając się smutno. Na końcu języka miała wyznanie, że dostawała już szału od ciągłego siedzenia w domu. — Wyszłam z Nory ze dwa razy. Ostatni zakończył się zesłaniem tutaj. Wsadzili mnie do domu nowożeńcom. Wyobrażasz sobie? 

Usta Pottera wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, na co Black otworzyła teatralnie usta. Odruchowo sięgnęła dłonią do czoła chłopaka, aby odgarnąć przydługie włosy. 

— Bezczelność — mruknął Harry, nie tracąc uważnego spojrzenia z dziewczyny.

— To pomysł Kingsley'a. Znielubiłam go już pierwszego dnia, gdy stanął w progu Grimmauld Place w tym swoim szlafroku. Kto go ubiera, do dziś nie mam pojęcia...

— Odnośnie Grimmauld Place — podłapał Harry, gdy w jego umyśle natychmiast pojawiła się postać Syriusza.

— Wysłał może z siedem listów od sierpnia — westchnęła Black, a jej oczy natychmiast nieco przygasły. Nie potrzebowała żadnych tłumaczeń. Domyślała się, że kolejne pytanie Harry'ego będzie dotyczyło jej ojca. — Wciąż szuka, ale zarzeka się, że jest bliżej niż dalej. No i oczywiście nie przekazał żadnych konkretnych wieści, bo obawia się, że listy wpadną w niepowołane ręce...

Zaginiona || Syriusz BlackWhere stories live. Discover now