52

242 32 11
                                    

— C-co ty robisz? — zapytała Josie, uważnie przyglądając się poczynaniom Blacka. Ze strachem w oczach czekała, aż jej odpowie. Syriusz jednak dopiero po chwili zdecydował się wyprostować. Tuż po tym, jak zamknął walizkę.

Odetchnęła głęboko, wpatrując się w dziewczynę. Nie było mu łatwo, ale musiał w końcu podjąć decyzję. Trudną zarówno dla niego, jak i dla Josie, ale był pewien, że kobieta go zrozumie. Od pierwszego dnia, jasno określił swój cel i nie zamierzał się poddać. A od tygodni miał wrażenie, że stoi w miejscu.

— Wyjeżdżam, Josie.

— J-jak to wyjeżdżasz? — zapytała drżącym głosem. Miała nadzieję, że Syriusz tylko żartował, dlatego zawzięcie się w niego wpatrywała, znosząc szybko bijące w piersi serce.

— Od tygodni stoimy w miejscu. Nie idę ani o krok do przodu. Nie mogę dłużej czekać. 

Josephine pokręciła gwałtownie głową, podchodząc bliżej. Łzy zaczęły wzbierać w jej oczach, ale próbowała na nie nie reagować. Podeszła bliżej Blacka, jednak on w tym samym momencie cofnął się kilka kroków. Rudowłosa przełknęła ślinę, stając w miejscu.

— Dziękuję ci za całą twoją pomoc, ale dokończę sprawę sam. Po mojemu. Przetrzepię każde Denver nieważne, ile ich macie... znajdę Annie i...

— Daj mi... — Josie załkała, ocierając pierwszą łzę. — Daj mi jeszcze trochę... wymyślę coś...

Syriusz ponownie pokręcił głową, opierając dłonie na biodrach. Powoli irytowała go postawa Arryn. Nie tak się umawiali. Poza tym nie potrafił zrozumieć jej nietypowej reakcji. Dlaczego do cholery zaczęła zalewać się łzami?

— Nie mam na to czasu. W moim kraju trwa wojna. Muszę znaleźć moją żonę i wracać do córki. Nie zrobię tego, wiecznie siedząc i czekając... pora działać.

— Nie idź... — poprosiła błagalnie Josie, tym razem doskakując do Syriusza, który nie zdołał się wyrwać. Patrzył więc na dziewczynę ciemnymi oczami, usiłując cokolwiek zrozumieć. — Nie zostawiaj mnie...

Te słowa zabrzmiały żałośnie, jednak w Blacku wzbudziły obawę, którą przez długi czas usiłował w sobie stłamsić. Znów przypomniał mu się wieczór, gdy Josie wmanewrowała go w udawanie swojego chłopaka. I słowa, które padły wtedy z ust pijanej rudowłosej. Od tamtego czasu Syriusz usiłował trzymać ją na dystans, raz po raz tłumacząc sobie, że był to bełkot, spowodowany alkoholem. Jednak na wszelki wypadek nie dopuścił więcej do podobnych sytuacji. Nie tylko dla zasady, ale również dla Annie. W końcu wciąż był żonatym mężczyzną niezależnie od tego, czy Annabeth znalazła kolejnego męża, czy nie. 

— Josephine, nic nie zmieni mojego zdania! — warknął. — Nie proś mnie nawet, żebym...

— Obiecałam, że pomogę i to zrobię!

— Stoimy w miejscu! — krzyknął, strącając dłonie Josie ze swoich ramion. — Stoimy w miejscu, a ja udaję, że wciąż wierzę w to, co mi mówisz! Widzę, że coś ukrywasz, Josephine! Nie jestem takim idiotą, za jakiego mnie masz!

Arryn zbladła, tylko na chwilę spuszczając wzrok. Dzięki jej zaczerwienionym od płaczu policzkom, Syriusz jedynie po oczach zauważył, że trafił w jej czuły punkt. Coś zdecydowanie było na rzeczy.

— To dlatego twoja sąsiadka mnie nie poznała, gdy dwa dni temu przywitałem się z nią na korytarzu? — zapytał, tym razem ciszej. Wszelkie oznaki sympatii do Arryn prawie zupełnie go opuściły. Najwyraźniej dziewczyna postanowiła wmieszać w swoje sprawy również niepozornego mugola, jakim była sąsiadka z naprzeciwka. — Zupełnie, jakby... widziała mnie po raz pierwszy w życiu...

Zaginiona || Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz