43

315 34 24
                                    

Heather nigdy nie była fanką małych dzieci. W końcu miała tylko jednego, w dodatku o rok młodszego brata. Nie miała nigdy okazji, by dłużej zajmować się brzdącami, dlatego myśl o tym, że miała wziąć na ręce córkę Pameli, nieco ją przerażała.

— No śmiało — zachęciła dziewczynę pani Molly, ocierając kolejne już łzy wzruszenia. 

— Może lepiej nie... — Black pokręciła niepewnie nosem. Stała obok George'a i niepewnie przyglądała się kołysce, w której leżała mała Cynthia. Dziewczynka miała zaledwie cztery dni, a już zdołała skraść serca wszystkich, którzy tylko na nią spojrzeli. 

— Masz racje, nie bierz jej, bo jeszcze zacznie ryczeć... — parsknął George, szturając dziewczynę.

— Uwierz mi, jeśli na widok twojej twarzy, nie zacznie rzygać, już nic jej nie przerazi — odpowiedziała Heather, po czym zdzieliła po głowie rechoczącego Weasley'a. 

— Nie rób jej wiatru! — syknął Fred, natychmiast wstając. 

Był ojcem zaledwie kilka dni, jednak wszyscy zdążyli zauważyć, że był nadopiekuńczy. Nawet Pamela nie wydawała się być tak przewrażliwiona, jak świeżo upieczony ojciec. Rudzielec delikatnie wziął córkę na ręce i zaczął kołysać. 

— Jeszcze się przeziębi...

— Jeśli kiedykolwiek będę się tak zachowywać, walnij mnie kociołkiem w łeb — poprosił George, przecierając twarz.

Heather pokiwała powoli głową. 

— Tak cię pierdolnę chochlą, że odechce ci się rozmnażania — obiecała, wciąż wędrując ciemnymi oczami po obecnych.

To, co działo się w domu od momentu narodzin dziecka powodowało, że sama miała ochotę pobić wszystkich po kolei. Nikt, dosłownie nikt nie interesował się tym, co działo się na zewnątrz. Wszyscy byli zauroczeni małą Cynthią, skakali wokół niej, Pameli i Freda. Temat Voldemorta zaginął gdzieś w powietrzu, podobnie jak zbliżające się święta. 

— Na ciebie to zawsze mogę liczyć.

— Do usług — odparła dziewczyna, powoli wycofując się do tyłu. 

George odkrył jej intencje i choć niezaprzeczalnie był zauroczony małą bratanicą, tamtego dnia dość miał tematu dziecka. Musiał porobić coś beztroskiego. Z dala od poważnych, dorosłych spraw. W końcu to Fred musiał dorosnąć jako pierwszy. Drugi z bliźniaków miał jeszcze trochę czasu. 

— Heather słońce... na pewno nie chcesz jej potrzymać? — upewniła się jeszcze pani Molly, uśmiechając się ciepło do Black.

Czarnowłosa natychmiast pokręciła głową. Naprawdę nie była w stanie się przemóc, ani odważyć, by choć przytulić dziewczynkę do siebie. Sama nie wiedziała, co ją blokowało. Może fakt, że właściwie nie miała do czynienia z małymi dziećmi? A może nie chciała dopuścić do siebie rodzinnego szczęścia, które na chwilę opanowało dom Weasley'ów? W końcu oni cieszyli się z narodzin małej Cynthii podczas, gdy Heather musiała wciąż zmagać się z nieobecnością taty, chłopaka i przyjaciółki. Nie chciała wyjść na egoistkę, więc zacisnęła wargi. Nie czekając na kolejne słowa pani Weasley, wyszła z pokoju.

— To co, wznawiamy naukę latania? — zapytał George, podążając za Black.

— Masz jeszcze tyle cierpliwości? — mruknęła Heather, podążając na górę, do swojego pokoju.

— Żartujesz? Zawsze znajdę czas i chęci na rzucanie cię po pokoju...

~*~

Zaginiona || Syriusz BlackTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon