2. Czekolada

3.9K 217 15
                                    

Hazel

- A...ty jesteś tutaj od początku? - zapytałam, próbując podjąć temat, gdy znaleźliśmy się poza zasięgiem klasy. Na prawdę chciałam kogoś poznać, potrzebowałam tego. 

- Tak, ale trochę żałuje. - odpowiedziała i poprawiła torbę na swoim ramieniu. Na moje pytające spojrzenie odpowiedziała. - Moja matka wybrała za mnie ten profil, a pewnie wybrałabym pływanie. - pomiędzy nami zapanowała cisza, która była dość dziwna, bo chciałam ją tylko poznać, a ona podzieliła się ze mną takim wyznaniem. - A ty? Sama wybrałaś sobie ten profil czy też minęłaś się z powołaniem?

Mimowolnie się uśmiechnęłam i spojrzałam w jej szmaragdowe oczy, razem zaczęłyśmy wychodzić na dziedziniec, gdzie po pierwszej lekcji odpoczywało sporo osób. Po części ich rozumiałam, bo słońce dzisiaj na prawdę ładnie świeciło i nie można było narzekać na pogodę.

- Ja sama wybrałam. - odpowiedziałam po chwili, gdy słońce zaświeciło mi w oczy i mimowolnie je przymrużyłam. - Lubię to. Moja mama zawsze powtarza, że w późniejszym zawodzie jest najważniejsze to, żeby go lubić. 

- To ciekawy pogląd. - przyznała, a ja starałam się za nią nadążyć. - A co robią twoi rodzice? 

Zmieszałam się. 

- Mama ma własną kwiaciarnię w centrum, a tata...ma kilka firm.

- Brzmi ciekawie, moi się bawią w prawo.

Świetnie, nasi rodzice na pewno się polubią, a mój ojciec będzie skakał z radości. 

Dziewczyna szybko podbiegła do jednego z drzew, więc starałam się za nią nadążyć, choć w bieganiu nie byłam mistrzem. Hailie jak gdyby nigdy nic, rozłożyła się na trawie, a spojrzenie wbiła w niebo. Taka sceneria bardzo jej pasowała i w końcu, przez drobną chwilę mogłam zaczerpnąć porządny oddech.

- Chcesz jedno? - zapytała rudowłosa wystawiając w moją stronę paczkę ciastek z kawałkami czekolady. Na początku mimowolnie się uśmiechnęłam, bo byłam zadowolona, że w ogóle o mnie pomyślała, ale potem zdałam sobie sprawę, że muszę odmówić. 

- Nie, dziękuje.

- Błagam. - jęknęła składając ręce, jak do modlitwy. - Powiedz, że się nie odchudzasz.

Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam się na tyle swobodnie, że zaśmiałam się cicho i posłałam jej rozbawione spojrzenie. Ręce ułożyłam na swoich kolanach, a nogi ułożyłam po turecku. 

- Nie, nie odchudzam się. - przyznałam. - Mam jednak alergie na czekoladę. 

- Och! - westchnęła. - To...przepraszam?

Znów uśmiechnęłam się głupio, a Hailie chyba zrozumiała, że cała sytuacja mnie bawi, więc zignorowała wcześniejsze napięcie i wróciła do jedzenia ciastek. Obydwie pogrążyłyśmy się w swoich własnych myślach, czasami każdy z nas potrzebował chwili dla siebie i to było okej. Wychodziłam z założenia, że każdy człowiek ma inne potrzeby i upodobania, i to powinno się szanować bez względu na sytuacje. 

Przez chwilę moje myśli dobiegły do guzika z naklejką  ''stres'' Nagle zaczęłam rozmyślać nad tym, jak wyglądać będzie pierwsza lekcja baletu w tej szkole, co prawda, jako dziecko chodziłam do najlepszej szkoły baletowej w mieście - bo tak zażyczył sobie ojciec, to nowe doświadczenia mnie stresowały. 

Czułam się wtedy, jak w klatce bez wyjścia i nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Jednym słowem, nie radziłam sobie w sprawach stresowych.

Moje zdenerwowanie podsycił fakt, że zdenerwowanie nie udzieliło się tylko mi, a także i mojej towarzyszce. 

- Kurwa. - przeklnęła podnosząc się gwałtownie do siadu. - Zaraz mamy zajęcia z Vien.

- Kto to?

- Taka jedna, prowadzi parę lekcji w tygodniu, bo jest na razie tylko praktykantką, ale jest całkiem nieźle. - powiedziała wstając na równe nogi i otrzepując swoje leginsy. - W każdym bądź razie, nie powinnyśmy się spóźniać, bo matka odjebie mi łeb. 

- Och, okej. - westchnęłam i podążyłam jej śladem. 

Chwilę potem ruszałyśmy w stronę budynku. 

____________________________________________

- Poczekać na ciebie czy dasz sobie radę?

- Możesz iść, ja poprawię jeszcze włosy. - odparłam i uśmiechnęłam się w stronę rudowłosej, która chwilę potem opuściła szatnie. 

Z westchnieniem przeglądałam się jeszcze chwilę w lustrze i poprawiałam swoją fryzurę, powoli zaczynało mnie denerwować, że moje niektóre włosy nie chciały się słuchać i wychodziły poza kok. Dosłownie myślałam, że się zaraz popłacze, ty bardziej, gdy uświadomiłam sobie, że zapomniałam wziąć żel do włosów. 

Przechodziłam załamanie. 

Cała zdenerwowana, zarzuciłam na ramiona czarne bolerko i sztywno wyszłam z szatni. Byłam lekko podłamana, a to wszystko odejmowało mojej samoocenie. Mocno zacisnęłam palce na mniejszej torbie, w której miałam swój niezbędnik do tańca i starałam się znaleźć sale, którą wskazała mi Hailie. 

Okazało się to jednak trudniejsze niż myślałam i chodziłam tak bez celu, aż w końcu nie natrafiłam na panią sprzątającą, wyglądała bardzo życzliwie, więc zdecydowałam się podejść i zapytać, bo na prawdę nie chciałam się spóźnić.

- Przepraszam. - zagadałam nieśmiało, a ręce z trzymaną torbą, schowałam za siebie. Starsza kobieta spojrzała na mnie miło i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy zauważyła mój baletowy strój. 

- Pomóc ci w czymś, dziecinko? - zapytała, a ja niemal od razu poczułam się swobodniej, choć dalej przeskakiwałam z nogi na nogę. 

- Szukam sali baletowej o numerze trzysta osiemdziesiąt jeden.

- Trzysta osiemdziesiąt jeden...- westchnęła, jakby sobie właśnie coś przypominała. - O! Hunter, skarbie pozwól na chwilę! 

Jej wrzask rozniósł się po korytarzu, a ja rozszerzyłam szerszej oczy i odwróciłam się w stronę jej krzyku. Moje zażenowanie sięgnęło zenitu, gdy ujrzałam calutką grupę umięśnionych, wielkich chłopaków - jeden z nich trzymał piłkę od rugby.

Kurwa mać. 

Jeden z nich, prawdopodobnie ten, którego zawołała starsza kobieta, zmierzał w naszą stronę. 

Był bardzo wysoki i ledwo mogłam dojrzeć rysy jego twarzy, byłam jednak pewna, że są one ostre niczym kolczasty drut. Włosy miał typowej długości, jak dla chłopaka o kolorze ciemnego brązu. Jego barki były szerokie i musiałam przyznać, że jego jedna dłoń, mogła się składać z moich pięciu. Ubrany był w strój do gry, a na plecach mieścił się numer siedem. To właśnie on trzymał piłkę o jajowatym kształcie. Jego postura była dość onieśmielająca i przerażająca. Gdy znalazł się bliżej mnie, mogłam zauważyć, że jego policzek jest odrobinę brudny od ziemi. 

- Tak, pani Meredith? - zwrócił się do staruszki, a ta uśmiechnęła się. Jego głos był dość zachrypnięty, ale i pewny.

- Dziewczyna...Jak masz na imię? - zapytała marszcząc brwi.

- Hazel. - wtrąciłam, a kobieta kontynuowała. 

- No właśnie, Hazel jest chyba nowa i trochę się pogubiła. - przysięgam, że musiałam się zaczerwienić na jej słowa. - Może odprowadzisz ją do sali baletowej.....jaki to był numer?

- Trzysta osiemdziesiąt jeden. - przypomniałam.

- No..no, to zrobisz to dla niej, Hunter? - zwróciła się w jego stronę, gdy przerzuciła zieloną ściereczkę sobie przez bark. 

Zapanowała chwilowa cisza, a chłopak westchnął głęboko. 

- Tak, jasne. 

My Dear, Hazel 16+Where stories live. Discover now