Rozdział 23

5 1 1
                                    

Mrok otaczający Ursae we śnie chyba po raz pierwszy nie był ani trochę przytłaczający i straszny. Wydawał mu się wręcz ciepły i przyjemny. Choć nie widział niczego oprócz wszechobecnej czerni, wydawało mu się, że znalazł się w jakimś pięknym miejscu. Takim, w którym mógł poczuć się bezpieczny i naprawy szczęśliwy.

Czuł słodką, lecz nie mdlącą woń kwiatową. Znał ten zapach bardzo dobrze i miło go kojarzył. Jednak ponieważ nie czuł go już od co najmniej kilkunastu lat, nie od razu zdołał przypomnieć sobie nazwę tej rośliny. To był biały goździk. Ulubiony kwiat jego mamy, która hodowała je z ogromnym oddaniem i zawsze nimi pachniała.

Zaraz. Co?

"Mama?" wyszeptał Ursae, trudząc się że ściśniętym gardłem.

Zza jego pleców odpowiedział mu serdeczny chichot. Odwrócił się poparzony. On znał ten głos.

"Cześć, Gwiazdeczko" odezwała się kobieta o jasnoszarej skórze i krótkich włosach białych jak mleko. Patrzyła na niego radośnie swoimi ciemnymi oczami. Dokładnie takimi samymi, jak te jego.

Nie mogąc wydusić nawet słowa, zakrył usta obiema dłońmi. Z niedowierzaniem patrzył na stojącą przed nim postać. Królowa Krainy Nocy – Aria Lumiella.

"Ja... ja nie..." jąkał się, nie potrafiąc znaleźć w głowie odpowiednich słów. Oczy piekły go od cisnących się do nich łez. "To naprawdę ty, matko? Czy to mój umysł mnie oszukuje?"

Kobieta zaśmiała się. Zbliżyła się do niego, a przy każdym kroku falowała jej biała, zwiewna sukienka. Dotknęła czubka jego głowy, wplotła palce w jego włosy i delikatnie go pogłaskała.

"To ja. To naprawdę ja, mój najukochańszy synu" powiedziała i zaczepnie pstryknęła go w jeden z rogów w kształcie półksiężyca.

Zaśmiał się smutno. Ten drobny gest był dla niej tak bardzo charakterystyczny. Tylko ona tak robiła, gdy jeszcze był dzieckiem.

"Ale... co się stało?" Ursae zapytał z niepokojem brzmiącym w drżącym głosie. "Dlaczego nagle mnie odwiedziłaś? Dlaczego teraz?"

Kobieta odsunęła się. Wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. Teraz wyglądała na przygnębioną i bardzo zmartwioną.

"Chciałabym ci powiedzieć tyle rzeczy, synu..." Westchnęła ze smutkiem. "Nigdy nie usatysfakcjonuje mnie samo wyznanie, że jestem z ciebie tak bardzo dumna. I że tak bardzo cię kocham. Wdałeś się w ojca, synu. Choć moce zdecydowanie odziedziczyłeś po mnie" dodała z wyraźną dumą.

Na chwilę umilkła i odwróciła wzrok.

"Tyle chciałabym ci powiedzieć, a nie mogę. Czas jest teraz moim wrogiem, synu." Popatrzyła na niego z przytłaczającą powagą. "Nie możesz ufać królowi Rexowi Glacies. Nie możesz ufać nikomu w tym królestwie, ale jemu w szczególności."

"Dlaczego?" Nic z tego nie rozumiał. Rex wydawał się w porządku, traktował jego i Callisto z szacunkiem. Zadbał o nich jak o własnych synów.

"Nie mogę ci tego powiedzieć. Tak bardzo przepraszam, synu." Otuliła się własnymi ramionami, tak jakby nagle zrobiło jej się bardzo zimno. "Ty i Callisto musicie uciekać."

"Co się dzieje, mamo?"

Nie odpowiedziała.

Jej postać zaczęła się rozmazywać. Po chwili stała się zaledwie półprzezroczystą plamą.

"Tak samo jak ty widziałam wizję swojej śmierci. Lecz to nie on mnie zabił" oznajmiła, a potem zniknęła.

Ursae jeszcze przez chwilę został sam. Towarzyszyła mu jedynie cisza, którą przerywał jego własny krzyk.

Synowie Dnia i NocyWhere stories live. Discover now