Rozdział 12

16 1 4
                                    

Kiedy wyszli z zamku, nigdzie jednak nie spotkali istoty. Ursae kazał Callisto sprawdzić w lusterku, czy są bezpieczni. Callisto uznał to za absurdalne, jednak sam nieco się przestraszył i bez narzekania wykonał polecenie.

Ursae szedł mocno spięty i Callisto przyłapał go na dotykaniu zranionego miejsca. Książę Światła zacisnął usta w wąską kreskę.

– Zaraz dostaniesz po łapach – ostrzegł, siląc się na groźny ton.

Ursae zabrał ręce jak oparzony.

– Boli cię?

Książę Mroku uniósł brwi i posłał Callisto oczywiste spojrzenie.

– Może chcesz jeszcze odpocząć? Chodzenie ze świeżą raną to nic przyjemnego.

Ursae pokręcił jednak głową z uporem.

– Jesteśmy za blisko… ruin – wydyszał.

– Ledwo chodzisz – zmartwił się. W końcu stanął w miejscu, przerywając marsz. – Słuchaj, ja rozpalam ognisko, ty śpisz, ja pilnuję. Nie przyjmuję odmowy.

Ursae też stanął. Widać było, że walczył między potrzebą odpoczynku a ucieczki. Wygrało jednak osłabienie po walce, ponieważ książę Mroku zaklął, rzucił swoją torbę na ziemię i usiadł z westchnieniem obok niej.

Callisto uśmiechnął się zwycięsko.

– Grzeczny Mroczek.

Ursae nie skomentował tego sformułowania, a Callisto poszedł szykować ognisko. Gdy wrócił, pomógł towarzyszowi przygotować legowisko. Wkrótce Ursae leżał, porządnie okryty ubraniami swoimi i Callisto i próbował zasnąć. 

Mijały jednak minuty, a oddech Księcia Mroku nie uspokoił się.

– Śpisz? – szepnął Callisto.

Ursae westchnął. Odpowiedział po dłuższej chwili:

– Czasami… ciężko mi zasnąć. Z oczywistych powodów.

Callisto zastanowił się. Podszedł do swojej torby i wypakował z niej odpowiednie zioła.

– Mam coś, co może ci pomóc. 

Ursae otworzył oczy i przyglądał się mu zaciekawiony.

Callisto nalał wody z bukłaka do garnka, który miał przywiązany do torby i powiesił garnek nad ogniskiem.

Po jakimś czasie wrzucił do gotującej się wody liście wybranych ziół, a kiedy garnek nieco ostygł, podał ciepły napój Ursae.

– Herbata? 

– Na uspokojenie nerwów – wyjaśnił wyraźnie dumny z siebie Callisto.

Ursae spojrzał na niego i warga mu zadrżała. Wyraźnie powstrzymywał się przed powiedzeniem czegoś.

– Wyduś to z siebie – mruknął Callisto.

– Dziękuję.

Słowa te zdziwiły Księcia Światła, ale w jego sercu rozlało się ciepło. Zaczynał czuć dziwną sympatię do tego gbura, zwłaszcza że ten  okazywał się czasami mieć serce.

– Pij i idź spać. Ja przyniosę świeżej wody, widziałem po drodze źródło.

***

Ursae zasnął, a Callisto pilnował obozowiska, wyraźnie szczęśliwy ze źródła ognia. Jak zwykle gdy książę nie miał się do kogo odezwać, głowę zaprzątały mu nieprzyjemne myśli.

Czy on i Ursae powinni tak sobie ufać? 

Czuł jak całe jego ciało się buntuje, gdy patrzył na śpiącego Księcia Mroku. Miał ochotę uciec i nigdy nie wrócić, ale poczucie rozsądku osadziło go w miejscu. 

Jakim cudem ktoś tak przegrany jak on miał uczestniczyć w tak ważnej misji? Ursae to urodzony przywódca, choć zdaniem Callisto mógłby być nieco mniej grubiański. 

Callisto wstał nagle, przerywając spiralę ciągnącą go w dół. Wygrzebał lusterko z torby i usiadł z nim przy ognisku, aby się z nim przejrzeć. 

Lusterko należące do Elfa Światła miało moc ukazywania prawdy. Kiedy Callisto zbyt sobie umniejszał, spoglądał w nie, aby przypomnieć sobie, że jego myśli nie odzwierciedlają rzeczywistości.

Kiedy patrzył w lustro, widział dumnego i młodego chłopaka o poważnym i pięknym obliczu. Widział swoje wory pod oczami, to prawda, co tylko potwierdzało, że zmęczony elf myśli niejasno. Widział wymuszony uśmiech i łzy lśniące w ciemnych oczach.

Czuł się niewymownie zmęczony. Kiedy Ursae się obudzi, poprosi go o chociaż parę godzin warty.

Postanowił spojrzeć szerzej i odsunął lusterko na długość wyciągniętego ramienia. Wtedy zobaczył czającą się na skraju pola widzenia energię.

Czerwone oczy, fioletowa poświata.

Już miał zaalarmować Ursae, ale przyjrzał się bestii. Nie ruszała się, nie atakowała. Stała tylko. Callisto widział z tej odległości ciemniejącą poświatę w okolicach brzucha istoty.

Była ranna. I widocznie bezbronna.

Callisto ostrożnie wstał i nadal spoglądając w lustro, odwrócił się do istoty. Zrobił to tak, aby stać do niej przodem i jednocześnie uważnie oglądać jej odbicie.

– Hej, bestio – szepnął, a orzeźwiający wiatr płynący z gór jakby powiódł jego szept prosto do istoty. Ta zatrzygła swoimi szpiczastymi uszami.

Zaczął się do niej ostrożnie zbliżać. Zwierzę (to było zwierzę? Potwór? Callisto nie miał pojęcia, jak to nazwać) skuliło się nieufnie.

Callisto zauważył, że utkwiło wzrok w lśniącej tafli lustra.

– Co, boisz się tego? Wiem, oślepiłem cię przy naszym ostatnim spotkaniu. Już, odkładam, widzisz?

Callisto położył ostrożnie lusterko na ziemi. Zresztą i tak panował zbyt duży mrok, aby mógł zagiąć promienie światła i kogoś skrzywdzić. 

Istota wydała się bardziej pewna, kiedy zagrożenie w postaci lustra zniknęło. Callisto stanął i uklęknął w trawie.

– Podejdziesz? Umiem leczyć, mogę ci pomóc z tą raną.

Wyciągnął rękę do istoty. Zwierzę ruszyło powoli w jego kierunku. Książę tkwił nieruchomo, aż znalazło się ledwie parę kroków od niego. 

Callisto poruszył palcami wyciągniętej dłoni. Istota wzdrygnęła się, ale kiedy zobaczyła, że nic jej nie grozi, wystawiła nos aby powąchać palce Elfa.

– Chyba się dogadamy, co? – zamruczał miękko Książę Światła.

Synowie Dnia i NocyWhere stories live. Discover now