Rozdział 3

39 11 9
                                    

~Ursae~

Książę Ciemności pchnął drzwi z całej siły, tak że otworzyły się z trzaskiem. Zaraz za nim do świątyni wbiegł jego ojciec, Ursa Maior, oraz gargulec Nów.

Stanęli przed ołtarzem, gdzie jeszcze parę lat temu znajdował się kamień. Teraz gablota pozostawała pusta.

Głośne kroki uświadomiły chłopakowi, że wewnątrz znalazł się ktoś jeszcze. Obejrzał się za siebie i dostrzegł Księcia Światła – Callisto.

— Co ty tu robisz? — warknął Ursae. Groźnie zmarszczył nos i uchylił usta, ukazując swoje ostre kły. — Znudziło ci się opalanie w słoneczku, hm?

— Oj, ktoś tu chyba tęskni za światłem — odparował, uśmiechając się złośliwie. Dobrze wiedział, że trafił w czuły punkt, a to sprawiło mu niezwykłą przyjemność.

— Niech no ja ci...!

— DOŚĆ! — Ryk Maiora poniósł się echem po pustyni. Książęta wzdrygnęli się jednocześnie i posłusznie zamilkli. — Mamy kryzys, a wy marnujcie czas na bezsensowne kłótnie? — Choć mówił do nich obu, na dłużej utkwił wzrok w swoim synu. — Świątynia nas tu wezwała nie po to, by...

— Zaraz — wtrącił się Callisto, zupełnie nie przejmując się grymasem na twarzy Maiora. — Czyli wy też widzieliście wybuch ciemności?

— Raczej wybuch światła — sprecyzował król, teraz już łagodniej. — Tak.

— Co to oznaczało? — zapytała kobieta trzymająca się za plecami Księcia Światła. Ursae wcześniej zupełnie jej nie zauważył. Wiedział jednak kim była i szczerze za nią nie przepadał. — Te... rozbłyski?

Odpowiedź przyszła sama, jakby wyczuła, że właśnie to jest najlepszy moment.

Tuż przed gablotą zajaśniało złoto-zielone światło. Na początku było po prostu słupem o bliżej nieokreślonym kształcie. Lecz po chwili jego kontury zaczęły się wyostrzać. Najpierw ukazała się twarz ze świdrującymi, błyszczącymi oczami. Potem reszta ciała. To była mała, świecąca i półprzezroczysta dziewczynka. Miała na sobie delikatną, letnią sukienkę, a jej mieniące się włosy opadały falami na ramiona. Twarz jej była poważna, choć delikatna i łagodna.

Wszyscy patrzyli na nią w oniemieniu. Z ich oczu bił zarówno zachwyt, jak i przerażenie.

— Jestem Wyrocznią i Duszą Kamienia — oznajmiła dość metalicznym i energetycznym głosem, który zdawał się dochodzić zewsząd i znikąd jednocześnie. — Książęcy sen prawdę wam oświadczył.

— Książęcy sen? — Powtórzył Callisto ze skonsternowaniem malującym się na twarzy. — Co to znaczy?

Wyrocznia jednak milczała, patrząc cierpliwie na słuchaczy. Najwyraźniej czekała, aż sami zrozumieją sens jej słów.

— Co ci się ostatnio śniło, Promyku? — Ursae zwrócił się do Księcia Światła z lekką ironią w głosie.

Chłopak przewrócił oczami, jednak zastanowił się nad odpowiedzią. Przywołał w głowie wspomnienia ostatniej nocy. Nie widział ich wyraźnie i nie był też pewien, co przedstawiały, w porównaniu do Ursae. On potrafił w swojej głowie przywołać zarówno obrazy, jak i dźwięki i zapachy. Pamiętał pękający Kamień, a potem trzęsienie i silny wiatr.

Opowiedział o tym wszystkim na głos. Starał się nie pomijać żadnego szczegółu.

Gdy skończył, Wyrocznia nagle podniosła obie ręce. Wskazywała jego i Callisto.

— To wy znajdziecie Kamień — rzekła poważnie. — Wyruszcie na Północ.

A potem zniknęła.

***

Sypialnia Ursae teraz zupełnie przestała ją przypominać. Wszędzie leżały jakieś rzeczy, w popłochu wyrzucone z szafek. Na środku piętrzyła się sterta zmiętych ubrań. W innej części pokoju całe mnóstwo rzeczy przydatnych do opatrywania ran. Gdzieś indziej również kilka różnych ostrzy.

Elf nie miał pojęcia, jak długo zajmie wędrówka i czego się podczas niej spodziewać. Dlatego chciał być przygotowany na każdą ewentualność.

Do swojej ulubionej torby wrzucił wszelkie medyczne przedmioty, takie jak bandaże i ampułki z solą fizjologiczną. Spakował również kilka ubrań, trochę prowiantu i zdobiony kompas, który dawno temu otrzymał od ojca. Do skórzanego paska przy spodniach przypiął pochwę na swój ulubiony sztylet. Nigdy się z nim nie rozstawał, więc i tym razem nie zamierzał. Wyjątkowo założył także pierścień rodowy, który miał przypominać mu o tym, kim był i co było jego celem. Wydawało mu się, że będzie tego bardzo potrzebował.

Gdy był już gotowy, obejrzał bałagan, który zrobił. Kusiło go, by w ramach swoistego pożegnania go posprzątać. Wiedział jednak, że nie miał na to czasu.

Nim wyszedł, ucałował Nowia w czubek głowy. Gargulec smacznie sobie spał, dlatego nie zamierzał go budzić. Nie mógł też zabrać go ze sobą. To mogło być zbyt niebezpieczne, a on bardzo nie chciał ryzykować.

Wziął głęboki oddech, a potem po raz ostatni opuścił swoją komnatę. Miał nadzieję, że będzie mógł szybko do niej wrócić i oglądać światło Słońca przez okna.

Synowie Dnia i NocyWhere stories live. Discover now