Rozdział 19

10 1 1
                                    

Ostatnim wyraźnym wspomnieniem Ursae, był Callisto przykładający ciepłą dłoń do jego twarzy. Potem wszystko było już tylko ciemne, rozmazane i zupełnie niezrozumiałe.

Ktoś coś krzyczał. Nie rozumiał słów ani nie znał właściciela tego głosu. Czy to był Promyczek? Nie był pewien, ale nie zobaczył też żadnej twarzy. To mógł być on albo ktoś inny.

Poczuł nieprzyjemne ukłucie gdzieś w ramieniu. Usłyszał jęk, być może swój własny. Wydawało mu się, że zobaczył Calisto, lecz ten zaraz zniknął.

Pomarańczowo-złote światło rozbłysło mu przed twarzą. Było takie ciepłe. Dlaczego zniknęło? Zrobiło się tak bardzo zimno. Dlaczego było mu  tak zimno?

Znów zobaczył nad sobą rozmazany kształt jakiegoś elfa. Rozpoznał tylko bladą skórę i rude włosy. Chyba długie. Albo krótkie? Nieważne. Przywodziły na myśl dzieciństwo. Pełne jasności, śmiechu i sielanki.

Osoba stojąca nad nim uśmiechnęła się promiennie. Wciąż nie widział jej twarzy, ale był pewien, że ją zna. Wyglądała tak miło. Wyglądała jak...

— Mama...? — jęknął cicho. To chyba był jego głos, ale wydał mu się taki obcy.

— Nie, głuptasie. To ja, Callisto.

Ursae poczuł ciepło wpływające na jego policzki. Dotknął swojej twarzy i z westchnieniem potarł swoje oczy. Spróbował się podnieść, ale elf przycisnął mu dłoń do klatki piersiowej.

— Leż, Ursae. — Jego głos był bardzo łagodny, ale stanowczy. — Oszczędzaj ciało.

Nie miał siły, by mu się postawić. Dlatego posłusznie leżał. Wpatrywał się w nieprzeniknioną ciemność. Czuł się tak, jakby ktoś wypchał mu głowę słomą. Jego zmysły były jakieś takie nieporadne. A próby przypomnienia sobie ostatnich wydarzeń spełzły na niczym. Wiedział jedynie, że był nieprzytomny. Ale jak długo albo gdzie teraz był? Tych informacji nie zdołał znaleźć w swoim umyśle.

— Jak się czujesz, Mroczku? — Ursae go nie widział, ale potrafił wyczuć w mroku, że znajdował się tuż obok. Choć to mógłby wywnioskować i bez używania magii. — Boli cię?

— Nie wiem — mruknął. Szczerze mówiąc, nie czuł praktycznie niczego. Jego ciało wydawało się trochę otępiałe. — A... — Wziął głęboki oddech. — Co z tobą? Co ci zrobili?

Odwrócił głowę, by na niego popatrzeć. Lecz tym razem ciemność nie była po jego stronie.

— Nic. — Złapał go za rękę. — Z jakiegoś powodu... on się chyba nazywał Nivus? Był zainteresowany tylko tobą.

Minęło kilka sekund, zanim ta informacja dotarła do jego świadomości. Gdy to się stało, zerwał się na równe nogi. Od razu sięgnął po sztylet, którego jednak nie wyczuł. Nie miał go przy sobie.

Zakręciło mu się w głowie i upadł na kolana. Jego serce biło tak szybko i mocno, jakby zamierzało wyskoczyć mu z piersi. Przez to słyszał przeraźliwy szum w czaszce i jego oko zdawało się pulsować. Czuł, że się trzęsie, a oddychanie sprawia ból.

— Hej, spokojnie. — Callisto położył dłonie na jego ramionach. Czuł jego spokojny oddech omiatający mu szyję. — Wszystko jest w porządku, Mroczku. Nie ma go tu. — Zaczął delikatnie kreślić kółka na skórze jego szyi. Po ciele Ursae rozszedł się dziwny dreszcz. Było w tym uczuciu coś hipnotyzującego. — Jesteśmy już bezpieczni. Już dobrze, już dobrze. Cichutko...

Książę Światła z wahaniem otoczył towarzysza ramionami. Gdy ten się nie odsunął, mocno go przytulił. Ursae oparł czoło na ramieniu Callisto, podczas gdy on delikatnie gładził go po plecach. Jednocześnie szeptał mu do ucha uspokajające słowa.

Elf powoli się uspokajał. W objęciach Promyczka czuł się bezpiecznie. Jakby nic nigdy więcej nie mogło go skrzywdzić. Było mu tak ciepło i przyjemnie. Słyszał jego miarowe bicie serca. Chciałby już na zawsze pozostać w tej pozycji. Chciałby, żeby Callisto już go nie puszczał.

Stłumił ukłucie żalu, gdy ten niestety się odsunął. Miał ochotę jęknąć.

— Promyczku? — szepnął. — Mógłbyś... — Przełknął ślinę. — Co się... co się działo, gdy byłem nieprzytomny?

Książę opowiedział mu o najważniejszych wydarzeniach. Okazało się, że od ich aresztowania minęło kilka długich dni. Po tym, jak Ursae pogrążył całe Królestwo Śniegu w ciemności, zapanował istny chaos. Elfy pogrążyły się w panice i tylko nieliczni zdołali zachować trzeźwość myślenia. Callisto znalazł go z pomocą Entis Lapis, bo sam totalnie beznadziejnie orientował się w ciemności. Założył mu prowizoryczny opatrunek zrobiony z jego własnej koszuli. Trwał przy nim, dopóki ktoś ich nie znalazł.

Kilku strażników z rozkazu króla zabrało ich na górę. Nie wiedział jednak dlaczego, bo nikt nie chciał udzielić mu odpowiedzi. Callisto umieszczono w gościnnej komnacie, zaś Ursae w zamkowym oddziale medycznym. Porządnie się nim zaopiekowano. Oczyszczono i opatrzono ranę na brzuchu, który teraz był pełen szwów i owinięty bandażem.

Przez cały ten czas Callisto przy nim czuwał i zmieniał opatrunek, gdy była taka potrzeba. Uparł się, że musi mieć go na oku i kontrolować pracę medyków. Nie pozwolił im nawet na podanie zastrzyku znieczulającego, bo chciał zrobić to samodzielnie.

— Promyczku, ja... — Ursae westchnął. Wbił palce w swoje uda. — Bardzo ci dziękuję. I... przepraszam.

— Niby za co?

— Za wszystko. — Wzruszył ramionami. Nie był pewien, czy w mroku rozproszonym tylko przez kilka pochodni, mógł to zobaczyć. — Że... Że tu jesteś.

Callisto zachichotał.

— Od tego są przyjaciele, prawda? — Powiedział to, lecz momentalnie stracił pewność siebie. — Bo my... — Chrząknął. — Jesteśmy przyjaciółmi, tak?

Teraz to Ursae cicho się zaśmiał. Przyjaciele. Jak pięknie to brzmiało. Gdy pomyślał o Promyczku w ten sposób, w jego sercu rozlało się przyjemne ciepło. Czuł się tak, jakby jakby zagubiony element wreszcie znalazł się na swoim miejscu. To wydawało mu się bardzo właściwe.

— Jesteśmy — potwierdził z uśmiechem.

Synowie Dnia i NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz