2. Pogrzeb.

147 9 25
                                    


Lloyd

- Szanowni Państwo, kochana rodzino, drodzy znajomi. Witam Was serdecznie na tej uroczystości. Z pewnością nasza nieodżałowana Misako Montgomery Garmadon byłaby bardzo szczęśliwa, gdyby mogła Was wszystkich teraz zobaczyć. Chciałbym powitać serdecznie wszystkich zgromadzonych na dzisiejszej uroczystości, rodzinę, przyjaciół, bliższych i dalszych znajomych Misako. Dziękuję, że zgromadziliście się tutaj, by towarzyszyć jej w ostatniej drodze. - Zaczął ktoś kto stał na podwyższeniu. - Była oddaną i wierna kobietą, przyjaciółką, żoną i matką. Zginełą podczas wyprawy z pracy, badając nowe odkryte ruiny Nifezjuszy. 

- Piepszenie. - Szepnąłem do siebie. Zamiast jakiegoś poparcia zyskałem tylko wbijający się łokieć w moje żebro. 

Gdy kilka znajomych i nie znajomych mi osób wystąpiło oraz przemówiło, trumna poszła w dół. Może poleciała mi jakaś po jedyńcza, nie winna łza. Nie ukrywam tego, była moją matka i coś do niej czułem, ale czy to była jakakolwiek forma miłości syna do matki? Nie sądzę. Nie wystąpiłem, nie chciałem się narażać na wzrok tych wszystkich ludzi którzy nie znali całej prawdy. Wystawiać się na gorzkie spojrzenia, pokrzepiające współczucie. Nie wiedzą jaką okropną matką była.

Wyszedłem jako jedna z pierwszych osób, wydarłem się przed tłum i skierowałem do pozostawionych przez nas pojazdów. Zdecydowaliśmy się pojechać na trzy pojazdy, oczywiście nie pozwolili mi prowadzić, bo "to co się wydarzyło to przecież wielka życiowa tragedia. Na pewno jest mi ciężko i pod wpływem emocji nie będę w stanie jechać, albo nie daj boże spowoduje jakiś wypadek."

- Dzień dobry, mam do czynienia z Lloydem Mondgomery Garmadon, prawda? - Podszedł do mnie jakiś typ.

-Em dzień dobry? Tak. - Odpowiedziałem nie pewnie, bo przecież każdy tam powinien mnie znać.

-  W związku z tymi okolicznościami potrzebujesz opiekuna prawnego. Masz kogoś z żyjącej rodziny? - Serce stanęło mi w gardle.(Liczę, że ma około 17 lat.)

 Czy oni chcą mnie właśnie zabrać? Co jeśli to zrobią? Co w tedy? Kto będzie bronił miasta?

 Nie mogłem się ani odezwać, ani mrugnąć, po prostu dać żadnego znaku ani nic. Nic co wskazywałoby, że jestem w świecie żywych. Nawet nie byłem w stanie pomyśleć bo tak nagle wybił mnie z rytmu i zamieszał myśli. Czułem jak ręce zaczynają mi się trząść, patrzyłem w oczy faceta ubranego w czarny, wyszczuplający garnitur. Czułem jakby mój język spiął się w supeł i nie chce rozwiązać.

- Ma, jestem Wu. - Podał mu dłoń do uściskania. 

Odwróciłem wzrok jak tylko poczułem uścisk na ramionach. Osoba naruszająca moją przestrzeń osobistą obróciła mnie stanowczo tak abym stał twarzą w twarz z nią. 

- W porządku? - Zapytała, potrząsnąłem głową przecząco, ale nie jestem pewny czy zauważyła ten ruch. Czułem się jak sparaliżowany. - Mistrz porozmawia z tym facetem, nie masz się co martwić. - Widząc, że nadal nic to nie pomogło dała mi całusa w policzek i szepnęła do ucha abym poszedł z nią. Poszedłem po walce ze swoimi nogami, które trzęsły się jak galaretka.

Wgramoliłem się i położyłem na tylnym siedzeniu samochodu, korzystając z okazji, że na tyłach byłem sam. Harumi poszła do przodu tak samo jak Kai, który zajął miejsce kierowcy. 

- Mistrz wróci z Cole'em i Zane'em trochę później. - Potwierdziłem Kai'owi, że rozumiem kciukiem do góry, bo z automatu wszystkie siły zostały mi odebrane i nie mogłem nawet podnieść się do pozycji siedzącej.

Przymknąłem oczy, czerwony chciał chyba mi zwrócić uwagę bym usiadł i przepiął się pasami bezpieczeństwa, ale nie zrobił tego bo białowłosa go powstrzymała. Więc odpuścił i dał mi spokój już do końca podróży przez którą cały czas myślałem o tym jak było blisko i co bym zrobił gdyby nie wujek i moja dziewczyna. 

Znając zakręty i drogę na pamięć, obudziłem się gdy tylko podjechaliśmy pod ostatnie skręty. Zrobiło mi się zimno, ale moje ręce leżały spokojnie na siedzeniu nie ujawniając żadnego ruchu. Brązowy materiał okrywał moje ramiona aż po stopy, przeciągłem się zaspale by podnieść się do pozycji siedzącej.

 Mój zmęczony wzrok pobiegł za mijającym nas samochodem, srebrnym. Dokładnie taki sam model jakim jeździła moja... matka. Wiem, że teraz niby powinno zmienić się wszystko, dla mnie nie zmieni się nic. A przynajmniej nie powinno bo Misako nigdy tak naprawdę nie była w moim życiu wystarczająco długo abym mógł nazwać ją częścią rodziny. Teraz będę miał spokój z nią, brak tych nachalnych rozmów i zażaleń mamusi. Dobrze się stało.

W normalnych okolicznościach mój ognisty przyjaciel zapewne rzuciłby jakimś kiepskim żartem typu ,, o księżniczka wstała" czy cos w tym stylu, teraz jednak najwyraźniej nie miał humoru na dowcipy.

Podreptałem do pokoju. Nic innego mi nie zostało. 

*****

- Cieszę się, że nie żyje. - Powiedziałem pod pytaniami o moje samopoczucie i współczujące spojrzenia. 

- Co ty gadasz? Ty siebie słyszysz?

- Tak i nie patrzcie na mnie już tym wzrokiem to strasznie dołujące. A nic się nie stało.- Dobrze, że przy tej rozmowie nie ma wujka bo chyba by mi dał szlaban do śmierci za takie stwierdzenia, albo gorzej.

- Marsz do pokoju. 

- Wyrażam tylko swoje zdanie, ale zamierzam. - Poszedłem.



----------------------------------

!!!! NIE OPŁACAM WAM PSYCHIATRY!!!!

Wyrok Demona 2 / NINJAGO LlorumiTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon