10.

1 0 0
                                    

I... gotowe! W końcu Ness upięła mi włosy. Siedziałam tak długo w tej samej pozycji, że aż mnie tyłek rozbolał. Wracając, mam na głowie niskiego koka, z którego z przodu wychodzą dwa pasma włosów. Do tego mój wianek ze stokrotek i będę gotowa. Już ubrana we wcześniej dobraną sukienkę czekałam na moją prywatną fryzjerkę, która po chwili zeszła w swojej kreacji. Wyglądała olśniewająco. Sukienka podkreślała jej talię oraz kształty. W przeciwieństwie do niej nie malowałam się (no, oprócz rzęs i przezroczystego błyszczyku, ale tego nikt nie musi wiedzieć). Ona za to miała wykonturowaną twarz, jasny, perłowy cień na powiekach oraz - tak jak ja - rzęsy i błyszczyk z lekkim połyskiem. -To jak, idziemy się zabawić? - spojrzała na mnie z chytrym uśmieszkiem.-Jeszcze pytasz? - po tym szybko zebrałyśmy się poszłyśmy w stronę muzyki, która kojarzyła mi się z piosenkami, które brzmiały jakby były wyrwane z jakiejś opowieści o wróżkach i elfach. Zdecydowanie nie mój klimat. Przy wejściu do parku już wszyscy na nas czekali. Wyglądali świetnie - chłopcy w czarnych garniturach, a dziewczyny - oprócz czarnowłosej - w pięknych sukienkach. Tracy wyglądała obłędnie w swoim czarnym jak krucze pióra kombinezonie, który miał luźną górę i posiadał krótki rękaw i dół, który opinał jej się na pośladkach i rozszerzał w dole. Charlotte miała taką samą kreację jak ja, tyle że nie miała ona naszywanych stokrotek, a chabry oraz była pudrowo-niebieska. Cindy miała na sobie beżową sukienkę z dekoltem w stylu carmen i dodatkową warstwą tiulu. Tylko ona miała mocny makijaż, który nie pasował do jej stroju, ponieważ był w odcieniach różu. -Ile można się przebierać? Z Peterem stoimy tu od jakichś 10 minut! - warknął Scott, na co tylko wywróciłam oczami i go zignorowałam. - Nic nie odpowiesz? No dobra, ale to ja tu powinienem się dąsać.-Wyglądacie oszałamiająco! Nawet ty Scotty - zaśmiałam się cicho, gdy zauważyłam jego minę. Wyglądał jak rozwścieczony ziemniak. - A teraz idziemy się wybawić! - krzyknęłam, na co reszta mi zawtórowała tym samym i ruszyliśmy na tą nudziarnię. Tak jak wcześniej ustaliliśmy, przed "ucieczką" najpierw chcemy trochę poszaleć przed dalszą podróżą, więc Peter z Mike'iem pójdą związać dj'a i zajmą jego miejsce, bo czemu by nie. Ja za to ruszyłam na parkiet, czyli do miejsca gdzie spędzę najbliższe kilka godzin. Gdy usłyszałam muzykę z naszego wymiaru uśmiechnęłam się szeroko i zaciągnęłam wszystkich z paczki do tańca (oczywiście oprócz jednego zrzędliwego blondyna). Myślałam, że mali mieszkańcy tego królestwa zareagują negatywnie na taki typ muzyki, a tu - ku mojemu zdziwieniu - spodobała im się tak bardzo, że tylko nieliczni nie puścili się w tan. Po paru piosenkach, przy których wygłupiałam się z resztą, nadszedł czas na taniec w parach. Thomas podszedł do mnie i spytał:-Czy szanowna przyszła królowa Archelandii zechciałaby zatańczyć ze swoim najlojalniejszym rycerzem? - zapytał głupkowato, na co zaczęłam się cicho śmiać pod nosem.-Z przyjemnością - odpowiedziałam mu takim samym tonem jakim on zadał pytanie. Ruszyliśmy w tan. Cały czas uśmiechaliśmy się do siebie, ale niestety ktoś przerwał tą cudowną chwilę. Usłyszałam tylko "odbijamy!" i znalazłam się w ramionach osoby, której najmniej się spodziewałam - Scotta. Spojrzałam na niego zdezorientowana i zanim zdążyłam o cokolwiek spytać zaczął swoją przemowę.-Zanim coś powiesz, to chciałbym cię przeprosić - dobra, teraz mam totalną zaćmę. On i przeprosiny? Umieram? - Chcesz spytać za co? Tak, przeczytałem twoje myśli. Otóż za to, że byłem takim dupkiem. Mogłem być choć trochę milszy.-Ja też przepraszam. Od początku byłam nieprzyjemna. Po prostu wydawałeś mi się trochę podejrzany. I miałam rację - zaśmialiśmy się głośno. - To... przyjaciele?-Przyjaciele! - krzyknął. Ruszyliśmy w tan. Odwalaliśmy jak jeszcze nigdy. Robiliśmy jakieś dziwne ruchy ale nie przejmowaliśmy się opinią innych. Cieszyliśmy się tym, co jest tu i teraz. Zanim się zorientowałam chłopak przytulił mnie do siebie i zaczęliśmy wywijać obroty. Śmialiśmy się jak głupi. Potem mnie puścił i znów tańczyliśmy robiąc głupie choreografie. Resztę wieczoru świetnie się bawiliśmy. Zatańczyłam z każdym z paczki z osobna. Nie czułam palców u stóp, ale było warto. Zgodnie z planem, gdy wybiła druga spotkaliśmy się przy wejściu na przyjęcie. Lotte zgarnęła wszystkie ciastka z naszym antidotum - usłyszałam w głowie głos mojego nowego przyjaciela.Dobrze się spisała - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. Już chcieliśmy ruszyć w dalszą drogę, lecz zatrzymał nas dobrze znany głos.-Zaczekajcie! - zawołał Liam, który pędził w naszą stronę tak szybko jak się dało. - Serio, chcieliście się stąd zwinąć bez pożegnania? - zapytał z wyrzutem, rzucił się na nas i po kolei przytulił. Nawet z nudziarzem! Gdy nadeszła moja kolej szepnął - Opiekuj się nimi. Bez ciebie nie dadzą rady - uśmiechnął się szeroko, co odwzajemniłam. - Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - i odeszliśmy. Spojrzałam się za siebie, gdzie stał mój ulubiony krasnoludek, machał do nas energicznie z uśmiechem, ale widać było, że ledwo powstrzymywał się od łez. Pobiegliśmy do bramy wejściowej, przez którą jeszcze parę dni temu zamieniliśmy się w krasnale. Przeszliśmy na drugą stronę i wróciliśmy do punktu wyjścia - tyle, że bez Liama. Po chwili podszedł do mnie blondyn - któremu przez nasz pobyt zmienił się kolor włosów na jasny brąz - i wcisnął mi do ręki antidotum. Wszyscy zjedliśmy poziomki i po chwili byliśmy już w normalnej postaci. Nie mieliśmy nieproporcjonalnych części ciała, nie mieliśmy tych słodkich twarzy mitycznych ludzików. Byliśmy normalni. Nudni. -Trzymajcie - rzekł Scott, który znikąd wytrzasnął dresy i koszulki dla każdego. Górna część garderoby była czarna, a dolna szara. Dziewczyny poszły się przebrać za jeden krzak, a chłopcy za drugi, oddalony kilka metrów. Nie minęły dwie minuty, a wszyscy oprócz Cindy byli przebrani. Gdy zobaczyłam pana gburowatego, zorientowałam się, że nie tylko włosy mu się zmieniły po przejściu przez portal. Na terenie dawnej Archelandii miał wysportowaną sylwetkę, co zauważyłam dopiero teraz, przy blasku świetlików latających dookoła nas, gdyż koszulka, którą miał założoną opinała się na jego sześciopaku i mięśniach na rękach. Pewnie w ludzkim świecie był pod wpływem zaklęcia odmładzającego.-Nie założę tego! - jęknęła i spojrzała obrzydzonym wzrokiem na ubrania, które dał jej szatyn. - Ja nie noszę takich kolorów.-Jeszcze raz coś powiesz, a... - zanim Scott zdążył cokolwiek dodać Tracy mu przerwała, waląc go w potylicę i obdarowując wściekłym spojrzeniem - Ała! Za co to było?-Za to, że jej grozisz idioto - Jej oczy niebezpiecznie zabłysnęły, ukazując jej tęczówki w kształcie księżyców w pierwszej kwadrze(?). - Nie możesz wykombinować jakiegoś różowego dresu?-Boże, z kim ja żyję - westchnął głośno. - Czekaj - odszedł gdzieś i po krótkiej chwili wrócił z różowym kompletem. - Zadowolona?-Tak! Dziękuję! - w mgnieniu oka blondynka przykleiła się do szatyna, na co on poprosił mnie w myślach:Pomóż, bo zaraz jej kark ukręcę.Czemu miałabym?Bo się przyjaźnimy. - No tak. Zapomniałam. Przewróciłam oczami, ale spełniłam prośbę chłopaka.-Dobra, musimy się zbierać. Przed nami jeszcze długa droga. - stwierdziłam z udawanym entuzjazmem w głosie, na co blondynka rzuciła mi ostre spojrzenie, a szatyn rzekł bezgłośne "dziękuję", na co tylko prychnęłam cicho.Co ty byś beze mnie zrobił, co?Gdybyś nie była zaginioną władczynią to dużo, ale nią jesteś więc...Nic - Skończyłam za niego. Spojrzałam w stronę chłopaka, który - jak się okazało - patrzył się na mnie wyczekując reakcji. Ja tylko uśmiechnęłam się z wyższością i ruszyłam w stronę Thomasa, który wyglądał na przygnębionego.-Co tam? - zaczęłam niepewnie. - Wyglądasz jakby ktoś zrobił gołąbki z twojego gołębia- na moje słowa zaśmiał się, a ja zawtórowałam.-Wszystko w porządku, po prostu uświadomiłem sobie, że nie pewnie już nie wrócimy to tego miejsca.-Jak nie? - odezwał się szatyn zza moich pleców. - Przecież gdy odzyskamy Archelandię będziesz mógł tu przychodzić nawet co parę tygodni. A teraz chodźcie, Mike z Lotte znaleźli nam nocleg.-W ogóle to czemu nie zostaliśmy w wiosce na noc? Przecież rano bylibyśmy wypoczęci - zapytałam zaciekawiona. Przecież to nie ma sensu.-Bo te poziomki można jeść tylko nocą. Nie działają one na krasnoludy, gdyż kiedyś wyczarowali błonę ochronną i nie działa tam magia - wytłumaczył. Oczywiście musiał czytać mi w myślach. - A teraz chodźcie - i ruszyliśmy za chłopakiem. Weszliśmy do jaskini, gdzie Peter rozpalał ognisko. Nie rozmyślając zbytnio, położyłam się na jedną z karimat, która była niedaleko płomienia i zasnęłam.Po obudzeniu się pierwszą rzeczą jaką ujrzałam była twarz Scotta. Rozejrzałam się dookoła, wszyscy jeszcze spali. Wyszłam z naszej kryjówki i rozejrzałam się dookoła. Wschód słońca. Świetnie, znowu problemy ze snem. Jeszcze rok, dwa lata temu, w ludzkim świecie nie mogłam spać po nocach przez natrętne myśli. Były one bardzo różne. Przypały sprzed lat, jak to by było gdyby rodzice żyli - czy miałabym lepsze dzieciństwo? Parę miesięcy temu udało mi się temu zapobiec, a teraz to wraca. Było chłodno, więc wróciłam do środka i położyłam się znów na karimacie próbując zasnąć. Jak można się domyślić - nie dałam rady znów oddać się w objęcia Morfeusza, więc zaczęłam - brzmi to dość dziwnie - przyglądać się moim przyjaciołom. Tak - to są moi przyjaciele. Nie ważne, że znamy się może dwa tygodnie. Nie obchodzi mnie to. W podstawówce miałam koleżanki, ale nie takie, które ci pomogą, bądź można im się zwierzyć. O nie. Tamte czasy źle na mnie wpłynęły. Teraz nie umiem zaufać nikomu, oprócz Petera. Wydaje się to głupie, ale jak rówieśnicy mnie poniżali za to, że nie mam - według nich - normalnej rodziny, to on zawsze mnie pocieszał i mówił, by się nimi nie przejmować. Spojrzałam w stronę pana marudy - oddychał równomiernie, jego jasnobrązowe włosy były rozrzucone na wszystkie strony, a jego wargi były lekko rozchylone. Wyglądał tak niewinnie. Nawet słodko.-Jestem aż taki przystojny, że musisz mi się tak przyglądać? - zapytał zachrypniętym głosem, na co zalałam się rumieńcami. Boże, ja się na niego gapiłam.-P-po prostu się zamyśliłam. -Mhm... Dobra, powiedzmy, że ci wierzę. Reszta śpi? - kiwnęłam twierdząco głową. - Co, teraz będziesz cicho? - usiadł przede mną w tej samej pozycji co ja - po turecku. - Niewiarygodne, Abigail Thompson nic nie mówi - zaśmiał się pod nosem. - Czyżby przypomniała sobie, że nie jest tu jedyna? Zatkało, wiecznie nadąsana królewno? - Co on wygaduje? Naprawdę się tak zachowuje? Nie chciałam go słuchać, więc wyszłam na świeże powietrze. On oczywiście ruszył za mną.-Przed każdym kłopotem tak będziesz uciekać? A może z tego też będziesz się zwierzać Peterowi? - prychnął. Zanim zdążył cokolwiek dopowiedzieć, zaczęłam:-Co jest z tobą nie tak?! Możesz być zły za moje dogryzki, rozumiem. Ale czemu musisz wypominać trudny dla mnie czas?! Co ci zrobiłam?! Myślałam, że wczoraj sobie to wyjaśniliśmy - łzy zaczęły mi płynąć po policzkach. -Wczoraj? - spytał zdezorientowany.-Nie udawaj głupiego - sarknęłam, a on tylko spojrzał na mnie zdezorientowany. Czyżby to zapomniał? - Ty-t-ty naprawdę nie pamiętasz? -Nie. Nic się przecież takiego nie wydarzyło.-Jak nie? Jak nie?! Skoro nie pamiętasz, to ci przypomnę. Wczoraj gdy tańczyłam z Thomasem zastąpiłeś go znienacka, i przeprosiłeś za to jaki byłeś w stosunku do mnie. Ja z resztą ciebie też. - ostatnie zdanie powiedziałam ciszej, ale na tyle głośno, żeby szatyn to usłyszał.-Więc uznajmy, że tego nie było. Jesteś mi potrzebna tylko po to, by odzyskać Archelandię. Tyle z ciebie będzie pożytku - warknął, na co prychnęłam. -Jesteś żałosny. Najpierw mi mówisz, że jestem następczynią tronu, a teraz? Teraz twierdzisz, że to ty na nim zasiądziesz. Nawet debile by tak nie zrobili.-Ja tu jestem żałosny? Nie ja wypłakuję się w ramię przygłupiego kuzyna z tak błahego powodu. "Bo koleżanki z klasy mnie nie lubią" - przedrzeźniał - a bynajmniej próbował to zrobić - mój głos. On serio ma coś nie tak z głową. W tamtym momencie byłam po prostu wściekła. -Jak nie wiesz o co poszło to się nie wypowiadaj, rozumiesz - to zabrzmiało jak groźba. Aż sama się sobie dziwię. - To nie był powód wszystkich moich załamań. Oni dręczyli mnie całą podstawówkę, tylko dlatego, że podobno nie mam normalnej rodziny! Wyśmiewali się z tego, że moi rodzice, których już nie pamiętam - zginęli! Tu nie chodziło o drobnostki! Ja miałam tego dość, ale ty też chyba tego nie rozumiesz! - zaczęłam na niego wrzeszczeć tak głośno, że zapewne reszta się obudzi. Po moim wylewie słownym nie patrzył na mnie jak jeszcze przed chwilą - z pogardą - tylko ze zdezorientowaniem. -Nie wiedziałem, przepraszam... - prychnęłam tylko i zaczęłam iść w stronę jaskini. Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. Najpierw mnie wyśmiewa, a potem przeprasza.-Czasem warto schować język do kieszeni i się nie odzywać, wiesz? - rzuciłam na odchodne z pogardą. Wróciłam do reszty, prosząc w myślach o to, aby jeszcze spali. Moje prośby nie zostały wysłuchane, bo gdy tylko weszłam głębiej, zauważyłam ich zszokowane miny.-Zbierajcie się, długa droga przed nami - westchnęłam i zaczęłam zbierać karimaty. - No już, ruchy - nie mam siły odpowiedzieć milej. Na szczęście już po piętnastu minutach ruszyliśmy w drogę. Szatyn prowadził grupę, ja za to szłam w tyle. Wszyscy szli w ciszy. Może to i dobrze? Jestem osobą, którą bardzo łatwo jest wyprowadzić z równowagi. Gdyby ktoś mówił za głośno, mogłabym wpaść w furię. W szkole, - chyba siódmej klasie - gdy miałam dość jednego z moich rówieśników, uderzyłam go. I przy okazji złamałam mu nos. Po tej sytuacji już nikt do mnie nie podszedł, nie zaczepiał. Po prostu obgadywali mnie za plecami, ale chyba lepsze to niż nic. Westchnęłam cicho, gdy uświadomiłam sobie, że takie sytuacje mogą się powtórzyć. Nie chcę do tego wracać. Już było tak dobrze, ale zawsze musi się coś zepsuć.

ZaginionaWhere stories live. Discover now