6.

1 0 0
                                    

Szliśmy już w nieznanym mi kierunku od paru dobrych godzin. Byliśmy w tym momencie po jakiejś polanie, która posiadała limonkową trawę, kwiaty były żółte o różnych kształtach, a łodygi miały zielone. Zaś kora drzew, które spotykaliśmy co jakiś czas, miała swoją pierwotną, brązową barwę, a ich różowe liście przypominały latające motyle. Zatrzymałam się koło jednego z nich.

-Może tutaj się prześpimy, a jutro wyruszymy dalej? - Zaproponowałam moim towarzyszom, gdyż widziałam, że opadają już z nóg.

-Tak! - Krzyknęli naraz i położyli się na ziemi. Ale nie wszyscy. Podpowiedź. Dwie osoby, w tym ja, ale to chyba oczywiste kto jeszcze.

-Zanim zaśniecie, ustalmy warty. Najlepiej po dwie, trzy osoby. - Blondyn chyba zaczął myśleć jak nas dopasować. - Pierwsi będą Charlotte i Peter, potem Thomas i Mike, ja i Abby, a na końcu Tracy, Cindy i Ness. Ktoś zgłasza sprzeciw? - Tylko ja podniosłam rękę. - Nikt? Tak myślałem. - Na jego odpowiedź przewróciłam tylko oczami. - Zapomniałbym. Trzymajcie. - Podał każdemu po karimacie, i rozpalił ognisko.

-Skąd to wziąłeś? - Spytał zdezorientowany Michael.

-Tajemnica zawodowa. Dobranoc. - Odpowiedział i położył się na swojej karimacie.

***Poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramię, więc otworzyłam lekko oczy i ujrzałam Toma, który lekko się uśmiechnął w moją stronę. Odwzajemniłam uśmiech i podniosłam się do pozycji siedzącej, a chłopak poszedł spać.

Zauważyłam, że blondyn, z którym miałam wartę, siedział oparty o pień naprzeciwko mnie, więc stwierdziłam, że się dosiądę. Wyglądał, jakby był strasznie zamyślony.

-O czym tak rozmyślasz? - spytałam przyciszonym głosem.

-W zasadzie o niczym - wyczuwałam kłamstwo, ale nie pytałam, bo i tak by mi nie odpowiedział. 

-Czemu pytasz i nie masz tych swoich codziennych kaprysów? Okres ci się już skończył? - Skąd on to wiedział? Zaraz po skończeniu jego wypowiedzi walnęłam go z łokcia w brzuch. - Zanim się wściekniesz jeszcze bardziej, to powiem ci, że tutaj takie coś nie istnieje. Za to dzieci możesz mieć.

-Ale to jest niewykonalne.

-Tak działa magia - stwierdził z szelmowskim uśmieszkiem.

-Gdy jesteśmy przy temacie magii, to może powiesz jakie masz moce? - Zadałam pytanie, na które chciałam bardzo znać odpowiedź.

-Tak jak ty, zamieniam się w smoka, lecz czarnego, posiadam władzę nad żywiołem wiatru, umiem czytać w myślach i w sumie... to tyle - odpowiedział, po czym spojrzał się na mnie.

-Od czego zależą kolory? Bo jeśli jesteśmy tym samym gatunkiem to powinniśmy mieć taki sam, no nie? - zapytałam.

-Od osobowości. Ja mam czarny, bo byłem dość mroczną osobą, a ty masz czerwony, gdyż jesteś na tyle odważna, by mieć zaszczyt go posiadać.

-Skąd wiesz, że czerwony? - Ponownie zadałam pytanie.

-Ciekawska jesteś. Tak się składa, że przez jakiś czas cię obserwowałem i po prostu to wywnioskowałem - spojrzał za mnie, chyba coś tam zobaczył, bo zgasił ognisko pstryknięciem palca i zakrył moje usta dłonią. Po jakichś pięciu, może dziesięciu minutach, pokazał ręką abym została, a on poszedł sprawdzić teren. Gdy wrócił, powiedział - czysto. Nasza warta już się skończyła, więc możesz się położyć, a ja zostanę za dziewczyny, bo jeśli wtedy będzie przechodzić w pobliżu jakieś niebezpieczeństwo, nie będą wiedziały co robić.

-Dobranoc - powiedziałam i się położyłam.

-Branoc - odpowiedział mi, po czym odpłynęłam.

ZaginionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz