8.

1 0 0
                                    

Właśnie ukryliśmy się przed stworzeniami zamieszkującymi tę gęstwinę drzew. Skrzat powiedział, że to stado wilków widmo, które jak tylko ktoś spojrzy im w oczy, próbują go zamordować. Ku mojemu zdziwieniu, dowiedziałam się, że są głuche, za to mają sokoli wzrok.-Mam plan. - Powiedziała Cindy, po czym wszyscy obrócili się w jej stronę. - Złapiemy się za ręce i będziemy iść gęsiego, nie patrząc się im w oczy. - Na jej wypowiedź ja, Scott i Charlotte wywróciliśmy oczami i przybiliśmy sobie piątkę z naszymi czołami załamani.-Przecież już o tym mówiliśmy. To się nie uda. - Zaprzeczyła czarnoskóra. - Liam, wiesz może czy istnieje coś, co może je spłoszyć? -Nie słyszałem o niczym takim, oprócz wilczych jagód - westchnął ciężko. - Za to może zrobimy przynętę. Pozbierajcie jak najwięcej różowych gałęzi i zielonych liści. - Zaczęłam wykonywać jego polecenia. - Teraz zróbcie z tego kukiełkę i powpychajcie do niej to. - Wyjął zza swojego brązowego pasa woreczek, z którego wysypał kilkanaście tych samych jagód, które podał wczoraj naszej grupie. Gdy stworzyliśmy już coś co przypominało w jakiś sposób człowieka, krasnolud zarządził, że na znak Mike wyrzuci ją w jednego członka z watahy, a my w tym czasie poczekamy aż zwierzęta zasną. Po jakimś czasie, usłyszeliśmy równe oddechy wilków. To był idealny moment. Pierwsza wyszła Tracy, bo ona miała najmniejsze ryzyko na atak ze strony stworzeń, potem Thomas z Liamem na ramieniu, Mike, Peter, Cindy, Lotte, ja, a na końcu Scott. Przeszliśmy truchtem, aby jak najszybciej się ulotnić z tamtego miejsca. Potem już było spokojnie. Po kilku godzinach chodu, ujrzeliśmy dwa drzewa, których korony łączyły się ze sobą. Na tle zachodzącego słońca wyglądało to jak z bajki.-Zatknijcie uszy - ostrzegł blondyn. Skrzat zaczął mówić niezrozumiałą mi wiązankę słów, a po chwili między konarami pojawiły się ciemnobrązowe wrota. Nasz sojusznik pokazał gestem, abyśmy go posłuchali.-Żeby nie było, ostrzegę was jeszcze raz. Gdy tu wejdziecie, zmniejszycie się i... - Scott mu przerwał.-Nie ważne. Miejmy to już z głowy. - Rzekł i otworzył drzwi do magicznej krainy krasnoludków. Weszłam tuż po nim, a za mną reszta. Gdy przechodziłam na drugą stronę oślepiło mnie białe światło. Zaraz po odzyskaniu zdolności widzenia, zorientowałam się, że wszyscy wyglądają tak samo, jak Liam, tylko że ze swoimi cechami wyglądu. Cindy, gdy tylko dojrzała Scotta, podbiegła do niego na swoich króciutkich nóżkach i przytuliła, mówiąc jaki to on nie jest teraz słodki.Pomóż mi! - Odezwał się chłopak w moich myślach.Po moim trupie - posłałam mu zadziorny uśmieszek.Jeśli jej ode mnie nie odciągniesz to nim będziesz - zagroził.Sam sobie nie poradzisz?Abby!Rany, no dobra - podeszłam do niego i powiedziałam:-To idziemy do tego wodza czy nie? - Spytałam z irytacją wyczuwalną w moim głosie.Dzięki - podziękował. Następnym razem będziesz sobie radzić sam.-Gdzie teraz? - Chłopak zwrócił się do Liama.-Za mną - odwrócił się i zaczął iść dróżką, wokoło której znajdowały się muchomory, czyli najprawdopodobniej domki mieszkalne. Swoją drogą, wszystko wydawało się teraz ogromne. Po kilku chwilach staliśmy przy tęczowym grzybie, kształtem podobny do muchomora sromotnikowego, którego głowa mieniła się na kolory tęczy. Drzwi były wykonane z żelaza. -Panie przodem - przepuścił nas wszystkie, lecz żadna nie odważyła się wejść pierwsza, więc przeszłam na sam przód i otworzyłam je z hukiem. Myślałam, że zastanę korytarz pełen złotych dodatków, a tu winda.-Które piętro? - zadałam pytanie, lecz zanim skrzat zdążył mi odpowiedzieć, Scott wcisnął przycisk z numerem siedem.-Nie ma za co - Dodał z chytrym uśmieszkiem, na co przewróciłam oczami. Zastanawiam się jak się tu zmieściliśmy, no bo pomyślcie. Jak malutka winda, która jest przeznaczona dla maksymalnie czterech skrzatów ma pomieścić dwa razy większą ilość. Wreszcie maszyna się zatrzymała. Wyszliśmy z niej, a tu znowu zdziwienie. Pomieszczenie wyglądało jak recepcja, ściany w ciemnoszarym kolorze, butelkowa wykładzina, za brązowym biurkiem biały zegar. Ten pokój zupełnie nie pasował do zewnętrznego wyglądu grzyba. -W czym mogę pomóc? - Odezwał się znudzony głos zza lady.-Chciałbym widzieć się z wodzem tej wioski - zaczął blondyn.-Najszybciej może się pan umówić na następny miesiąc - chłopak zaczął się denerwować więc stwierdziłam, że dorzucę swoje trzy grosze do rozmowy.-Niestety nie możemy tyle czekać. To sprawa ważąca życia wielu stworzeń i ludzi.-Bardzo mi przykro, lecz to jest najszybszy termin - wzruszyła ramionami krasnoludka. Nagle dostałam olśnienia. Mam przecież kilka noży piórkowych od Scotta! Rozglądnęłam się po pokoju. Wypatrzyłam tylko trzy kamery. Podeszłam do Tracy, Mike'a, Nessy i ruszyłam w stronę miejsca, którego nie będzie widać na monitoringu. -Macie bardzo ważne zadanie. Gdy dam wam znak, odetniecie kable zasilania z kamer. Trzymajcie - podałam każdemu po jednym ostrzu - i nie zawiedźcie. - Podeszłam do Scotta, który był cały czerwony na twarzy i krzyczał na ekspedientkę. - Zagadaj ją na jakiś czas - szepnęłam do niego. Myślałam, że mnie nie posłucha, ale jednak zaczął jej mówić jakieś ciekawostki o jakimś języku. Kiwnęłam na znak, żeby zepsuli monitoring. Gdy wszyscy pokazali mi kciuk w górę, zaszłam od tyłu i odciągnęłam skrzata od biurka i wbiłam w nią ostrze. Gdy nie wydała z siebie żadnego krzyku, stwierdziłam, że coś musi być nie tak. Miałam rację. Na jej szyi znajdował się włącznik. Wyłączyłam ją i zabrałam kartę otwierającą biuro wodza. Skąd wiedziałam, że to ona? Była podpisana. Zaśmiałam się pod nosem, podniosłam zdobytą rzecz i powiedziałam głośno:-Idziemy czy nie? - zapytałam uśmiechnięta od ucha do ucha, po czym nie czekając na resztę otworzyłam drzwi.ScottWyszedłem przed Abby, z próbą uspokojenia Aarona. Jako, iż jego pierwsza wypowiedź już była niezbyt przyjemna, stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli to ja z nim porozmawiam.-Witam Aaronie, dawno się nie widzieliśmy - Zacząłem. - Czy moglibyśmy porozmawiać?-Po pierwsze. Od kiedy wrogowie są na ty? - tu przerwała mu zielonooka.-Wrogowie? Scott...-Zaczekajcie na mnie na dole - rzekłem w ich stronę nawet się nie obracając.-Ale...-Żadnego ale, Abby. Zaraz do was przyjdę - oznajmiłem władczym, ale i spokojnym tonem. Lepiej dla nich, że nie znają całkowitej prawdy co do mojej osoby. Bynajmniej nie będą się nade mną litować. Szatynka westchnęła tylko głośno i wyszła wraz z resztą naszej grupy.-Więc... Dlaczego tu przybyłeś? -zapytał znudzony. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, jak bardzo się zmienił. Trzynaście lat temu wyglądał tak niepozornie. Był wtedy w wieku tej pyskatej następczyni tronu. Chudy, nieśmiały, niewysportowany. Teraz jest zupełnym przeciwieństwem dawnego siebie. Kiedyś topiłby się w tych spodniach. Teraz nie wstydzi się pokazać swojej wyćwiczonej sylwetki, dlatego nie ma na sobie górnej części garderoby, pomijając butelkową pelerynę obszytą wilczym futrem.-Zmieniłeś się - rzuciłem. - Pamiętam cię, jak byłeś w wieku moich towarzyszy.-Nawet nie wiesz jak. Ale nie wspominaj mi tu dawnych czasów, tylko odpowiedz na zadane wcześniej pytanie - warknął. A ja chciałem być miły.-Jestem tu, aby wyjaśnić z tobą parę spraw.-W takim razie zaczynaj.-Pamiętasz jak mnie znaleźliście? - spytałem spokojnie.-Tak, ale co to ma do rzeczy?-To, że wtedy stałem się obywatelem Archelandii. Nie należę do rodu Renei.-Ale nas zdradziłeś! - Podwyższył ton głosu, ale nie na tyle, by Abby i reszta usłyszeli. Pokręciłem przecząco głową i zaśmiałem się. Co za baran od razu oskarża ludzi, zanim dostanie dowody na to, że to on zawinił?-Nie. To ty tak sądzisz. Nie znasz prawdy - białowłosy prychnął, a ja kontynuowałem. - Gdy rozpętała się wojna, Salomon uwięził mnie w jednym z budynków, abyście pomyśleli, że wróciłem do mojej psychopatycznej siostrzyczki i wyśpiewałem jej wasz plan. Znalazła mnie siostra króla Dracona - Melissa. Pamiętasz? - potaknął. - Dostałeś mnie pod opiekę, a jak dowiedzieliście się od tego debila, że ktoś was zdradził, to oczywiście wszystkie dowody, które sfałszował, wskazywały na to, że to ja dokonałem tak okropnego czynu. Teraz może ci się już poukładało w tej nie myślącej główce, że to jednak nie ja byłem tym zdrajcą? Hm?-Czemu miałbym ci wierzyć?-Bo mnie znasz. Po za tym, Salomon ma teraz jakieś trzydzieści...-Pięć - oznajmił fioletowooki.-Trzydzieści pięć, a wygląda na siedemdziesiąt - jego reakcja była wprost cudowna. Spojrzał na mnie jak na ducha. - Co? Rzucili na niego zaklęcie postarzające. Tak się kończy w Renei, gdy nie jesteś już potrzebny.-Powiedzmy, że ci wierzę, ale dalej nie znam twojego celu przybycia do mojej wioski.-Powiem to wprost: chcę odzyskać Archelandię. - Widziałem, że chciał się wtrącić, ale mu na to nie pozwoliłem. - Zanim mi przerwiesz, chcę tylko powiedzieć, że jest tu ze mną zaginiona córka Dracona i Andrei.-Nie, to niemożliwe - zaprzeczył natychmiastowo. - Księżniczka Heather została zamordowania w tej samej komnacie co matka.-Raczej chciałbyś, żeby tak było. Tak wam powiedział jej ojciec, abyście nie zaczynali poszukiwań. Melissa wielokrotnie ratowała życia ludzi. Tak jak w tej sytuacji - na twarzy Aarona wymalowany był szok. - Czarownica stworzyła portal i z nielicznymi mieszkańcami, którzy byli mocno ranni przeszli do ludzkiego świata. W tym znalazła się Heather... znaczy teraz Abby.-Przyprowadź ją tu - No chyba jaja sobie ze mnie robi. Ona go nie zrozumie. Mam przewalone. - Inaczej nie zgodzę się na sojusz - westchnąłem ciężko, ale ruszyłem w stronę windy. Zacząłem myśleć nad tym, co jej powiem. "Słuchaj, musisz udawać, że rozumiesz co mówi do ciebie taki jeden krasnolud, bo jak nie to możliwe, że umrzemy"? Nim się ocknąłem, winda już się otworzyła, a przede mną stała moja paczka, oczywiście na samym przodzie stała zielonooka szatynka.-I jak? - zapytała z niepokojem.-Nijak. Chodź - złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem w stronę windy. Gdy kliknąłem guzik, a maszyna się zamknęła i zaczęła jechać w górę, Abby zapytała:-Po co?-Co, po co? - dziewczyna jedynie wywróciła oczami.-Po co mam tam iść?-Nie przejmuj się młoda - rzuciłem obojętnie. W tym momencie weszliśmy do biura Aarona. Dziewczyna była blada jak ściana.-I to jest ona? - prychnął. - Powiedz, jak nazywali się twoi rodzice i kiedy umarli? - Nie no, świetnie. Ona go nawet nie rozumie, więc jak ma niby odpowiedzieć?!-Moja matka miała na imię Andrea, a ojciec Dracon. Dość nietypowe imiona. Zginęli trzynacie lat temu, ale chyba to wiesz, skoro brałeś udział w wojnie, w której lud Archelandii poległ? - JAK ONA TO ZROBIŁA. (jak co to ona znała ich prawdziwe imiona, a reszty się po prostu domyśliła)-A jednak. Scott, masz szczęście - wiem, nie musisz mnie o tym uświadamiać. - Zgadzam się na sojusz, ale jest jeden warunek. Musicie zostać tutaj następne trzy tygodnie. Chcesz to na papierze?-Możesz dać. Przyda się, jakbyś chciał nas wykiwać - prychnęła szatynka.-Spokojnie, nic takiego się nie stanie. Na cześć naszego sojuszu po jutrze odbędzie się bal. Co ty na to? - puścił jej oczko, na co się zarumieniła. A to chuj. Poczułem dziwne ukłucie w sercu. O nie! Proszę nie... - To dla ciebie - wręczył jej kawałek pergaminu z oświadczeniem o sojuszu. - Zatem do zobaczenia.-Do widzenia - rzuciła Abby i ruszyła w stronę wyjścia. Zawtórowałem tym samym. W ciszy zjechaliśmy do reszty.-I co? - Spytał na powitanie Peter.-Mamy to! - krzyknęła radośnie dziewczyna.***Abby -... A tu będą spać dziewczęta. Jakby były jakieś pytania, to idźcie do tego muchomora z morskim kapeluszem. - Liam wskazał na grzyba, który był pięć grzybków od nas. Chłopcy mają domek obok nas. - Czujcie się jak u siebie. To ja lecę!-Do zobaczenia - odpowiedziałyśmy wszystkie chórem. Od razu ruszyłam do salonu, połączonego z jadalnią. Pokój był w kolorach brązu, środek domu zrobiony ciemnego drewna, przy lewej ścianie znajdował się czarny blat. Naprzeciw drzwi wejściowych stał stół z dwunastoma krzesłami. Po prawej były schody prowadzące do korytarza z trzema drzwiami. Weszłam do tych najbliżej mnie. Pomieszczenie było pudrowo-niebieskie. Stało tam jedno łóżko dwupiętrowe i zwykłe, jednoosobowe. Między nimi stała spora szafa. To pierwsze miało granatową pościel, jak i poduszki. Za to drugie posłane było na błękitno. Ruszyłam do drzwi naprzeciwko. Za nimi była kolejna sypialnia, tym razem w odcieniach szarości. Naprzeciw siebie stały dwa łóżka dwuosobowe, a na nich ciemnozielone poduchy i pierzyny. Tak jak w poprzednim była tu ogromna szafa.Ostatni pokój okazał się przestronną łazienką, z czarnymi płytkami na ścianach. Podłoga była z dębowego drewna. Po jednej stronie znajdowała się umywalka, a po drugiej duży, szklany prysznic.-Abby! Chłopacy przyszli obgadać plan! - Charlotte krzyknęła.-Złaź na dół, bo jak nie to... - Zaczął Scott, lecz przerwał mu huk. - Ała! Za co to było? - Powiedział. Po krótkiej chwili byłam już na dole. - Dłużej się nie dało?-Żebyś wiedział, że nie - Usiadłam na krześle między tym idiotą, a Tracy, która uśmiechnęła się do mnie ciepło, co odwzajemniłam.-Mamy mały problem, przez który będziemy musieli tu zostać na parę dni. - Powiedział blondyn. - Mianowicie zgubiłem... antidotum na wzrost...-Jak to zgubiłeś?! Czy ty jesteś normalny?! Takich rzeczy się pilnuje... - Wnerwiłam się. Solidnie. Nie dość, że przez nami w cholerę kilometrów do przejścia, to nie wiadomo kiedy wrócę do swojej pierwotnej wersji! Przesada.-Daj mi dokończyć. Od Liama dowiedziałem się, że będą tam różne wypieki. Na jednych z ciastek będą poziomki zwiększające. Poprzedzając wasze pytania - wyglądają jak normalne owoce, tyle, że są w kształcie serc. Wymyśliłem akcję, żeby jeden z nas zakradł się tam i gdy nikt nie będzie widział, po prostu zabierze kilka sztuk i...-A nie będzie lepiej, jak tam pójdziemy tak jak ucywilizowani ludzie, potańczymy, wybawimy się i gdy już będziemy wracać weźmiemy po jednym? - Zaproponował Mike.-Właśnie. Bez obrazy Scott, ale ten twój plan nie ma jakiegokolwiek sensu - rzekł Tom.-Ja jestem po stronie Scottiego - odezwała się swoim przesłodzonym głosem Cindy, na co wywróciłam oczami poirytowana. Mam jej już serdecznie dość.-Najlepiej będzie, jak zagłosujemy. - Zaczęła Nessa. - Kto jest za planem Mike'a? - Wszyscy, oprócz Scotta i Srin... znaczy się Cindy podnieśli rękę w górę. -Więc przegłosowane. Pojutrze, godzina osiemnasta idziemy na to przyjęcie! - Rzekł radośnie Peter.

ZaginionaWhere stories live. Discover now