VII

360 25 2
                                    

Miała rację, cholerna magia. Tańczyłyśmy, śpiewałyśmy i piłyśmy razem, jakbyś się znały przez lata. Jej towarzystwo sprawa że energia ze mnie wypływa hektolitry szczęścia i szaleństwa.

-Jane do cholery chlaj to bo jak nie będziesz wracać na piechotę!-to darcie ryja to nie byłam ja, ani tym bardziej Lauren to był Marcus który wraz z blondynką zaczęli uczestniczyć picia i na razie byli na najwyższej pozycji.

-Piedol się Marc prędzej się porzygam niż wrócę na drugi koniec miasta na piechotę!-ich sympatię dało się zauważyć z daleka, widać ciągnie swój do swojego. Zapomniałam wspomnieć pili przeciwko pięknisiowi którego wcześniej Marcus upatrzył dla mnie a teraz ten Avlaro siedział oparty o stół ledwo żywy a jego kolega próbował brać większe łyki niż blondynka ale mu się to nie udawało.

-Dinah trzeba będzie zgarniać taczkami do domu.-ah o tym też zapomniałam wspomnieć, Lauren aka moja sexy szefowa stoi dokładnie za mną i obejmuje mnie w pasie a gdy coś mówi do mnie to szepta prosto do mojego ucha a moje ciało mimowolnie spina się i trzęsie się.

-Myślę że Marcus ją na luzie zgarnie do domu.-nie przemyślałam swoich słów bo od razu obróciła mnie do siebie i spojrzała w oczy uśmiechając się.

-A wtedy my co będziemy robić?-wzruszyłam ramionami i również się uśmiechnęłam.

-Myślę że wtedy gdzieś w ustronnym miejscu pokażesz mi jak na prawdę działa na ciebie latynoska muzyka, nigdy nie uwierzę że kobieta mająca w sobie latynoską krew tak słabo porusza biodrami.-widocznie była zaskoczona i nie spodziewała się takich słów po mnie.

-Nie musisz wierzyć, po prostu nie jestem stworzona do tańczenia.

-Ah tak czyli jesteś stworzona do bycia modelką i fotografką, interesujące pani Jauregui. Pani prezes nie stworzona do tańca ale do pozowania półnago na zdjęciach już tak.-objęła mnie mocniej i zaśmiała się.

-Wyśledziłaś moje zdjęcia sprzed lat jestem dumna nie wielu się to chce, ale z drugiej strony to brzmi trochę jakbyś stalkerem była. a wiesz przynajmniej gdzie mieszkam to będę mogła się najebać tak żeby to zapomnieć.-stuknęłam ją w ramię a ona tylko wzruszyła ramionami.

-Może wiem może nie, najwyżej wezmę cię do siebie myślę że moje mieszkanie cię nie wystraszy.

-Czyli tak to sobie wymyśliłaś, upijesz, uprowadzisz i zgwałcisz.-uniosłam brwi i po chwili znalazłam się głową między jej szyją a obojczykiem.

-Jak jest zgoda to nie jest gwałt a sex pani Lauregui.-zanim zdążyła mi odpowiedzieć do rozmowy wtrąciła się Dinah która widocznie wygrała konkurs picia.

-Dokładnie Lauren dziewczyna dobrze mówi.-odepchnęła blondynkę wzdychając i mówiąc.

-Spadaj obchlajtusie pogadamy jak będziesz w 100% trzeźwa.-takim sposobem znowu byłyśmy same.

-"Pani Jauregui" bardzo mi się podoba to określenie, bardziej niż powinno.-definitywnie ze sobą flirtowały chociaż nie powinny ale cóż raz to nie grzech a przyjemność.

-Mogę się tak do ciebie zwracać jak będziemy sam na sam dobrze?-kiwnęła głową i udałyśmy się w stronę naszych przyjaciół którzy wyraźnie zdychali w kącie klubu,


-No moi drodzy może się już będziemy zbierać?-na moje pytanie oboje pokiwali głowami i oparli się o siebie a następnie Marc chwycił się mnie i tak we czworo wyszliśmy z baru.

-Żałujcie że nie widziałyście jak ich rozjebaliśmy we dwoje, ten piękniś wyrzygał cały alkohol który miał w sobie no uśmiałem się jak mało kiedy.-obróciłam głowę i zobaczyłam że Lauren przewróciła oczami na jego słowa ale jednocześnie się uśmiechała.

-To co ja biorę tego kozaka a ty ledwo żywą zabijakę.-kiwnęła głową i się rozdzieliłyśmy tym razem to ja trzymałam się tylko bruneta a Lauren Jane która nadal się awanturowała.

-Stanęliśmy w twojej obronie Camila, jakby nie my to ten gościu by cię odebrał Lorenzo wtedy by płakała i musiałabym mu mordę obić.-mimo takiego stanu upojenia nadal była gotowa się rzucić bądź komu do gardła.

-Spokojnie Dinah, byłam ciągle obok Lauren nikt nic by mi nie zrobił a tym bardziej byle jaki koleś.-Marcus pokręcił głową i rzucił głową w tył tak że prawie upadłam razem z nim.

-Ten chuj prawie w mordę mi dał, dobrze że moja bejbi była ze mną, mój obrońca.-zbliżył się do kobiety oparł o nią i oboje runęli na ziemię a ja wraz z Lauren staliśmy nad nimi śmiejąc się.

-Pizdy jebane, lesby pierdolone śmieją się z nas widzisz to skarbie.-objął ją a ona go dość brutalnie odepchnęła i westchnęła.

-Kocham go ale weźcie ode mnie to bi podobne coś bo nie wytrzymam, całe chlanie raz zachwycał się tym facetem a raz go wyzywał i nazywał chujem który nie powinien patrzeć na jego przyjaciółkę w ten sposób.

-Dobra zabierajmy ich bo zaraz mogą wylądować na izbie wytrzeźwień.-po tych słowach zabraliśmy dwoje w długą drogę najpierw do mieszkania Lauren a później mojego mieszkania.

Poza Aparatem||CamrenWhere stories live. Discover now