Tony Stark x Stephen Strange - Załamanie Starka

421 24 27
                                    

A/N: Jutro prawdopodobnie wleci rozdział z Rocketem, albo Stony ( nastawiam się, że jutro pokonam lenistwo XDDD).

~~~~

- Chyba powinienem się tutaj wprowadzić, patrząc na częstotliwość moich odwiedzin - wymamrotał sarkastycznie Strange.

- Przepraszam, po prostu już nie wiem co robić. Z każdym dniem coraz bardziej się zamęcza w pracowni, a nikt z nas nie potrafi nic na to poradzić - powiedział Peter, który niezręcznie stał w kącie. Musiał przez pół godziny wybłagać kolejną wizytę czarodzieja, ponieważ Stark od kilku tygodni zamknął się w sobie. Rozwiązania wszystkich problemów miliarder odnajdywał w swojej pracowni, ponieważ jego umysł mógł skupić się na czymś innym. Jednak oprócz czasu pracy ilość butelek po alkoholu stale się zwiększała. W głównej mierze to zerwanie z Pepper wpłynęło na jego zachowanie, co oddaliło go od pozostałych. Nie zjawiał się na posiłkach, z kolei wieczory filmowe, które wcześniej były inicjowane przez niego, zostały wyparte w niepamięć. Widok Petera w sanktuarium był zaskoczeniem dla doktora, za to po jakimś czasie stał się przyzwyczajeniem. Stephen wiedział, że Tony był ważny dla dzieciaka, a on sam rozumiał jego stan. Sam kiedyś tego doskonale doświadczył. Każdy z Avengersów miał swoją przeszłość i do tej pory zastanawiał się, dlaczego to właśnie jego Peter poprosił o pomoc.

- Dalej jest w pracowni? - Stephen zapytał tonem bez emocji, natomiast w głębi czuł przejawy troski o mężczyznę. Szybko wyparł tą myśl z głowy.

- Tak - odparł zasmucony Peter. Kiedy dotarli do pomieszczenia, zauważyli leżącego na podłodze Starka. Strange od razu do niego podbiegł oraz sprawdził puls. Westchnął z ulgą, wiedząc, że wszystko w porządku. Poczuł rosnącą złość na rudowłosą kobietę, która tak bardzo wpłynęła na jego aktualny stan. Nigdy nie podejrzewał, że będzie pragnął powrotu starego, irytującego miliardera.

- Zajmę się nim, a ty zadzwoń do Wonga i uprzedź go o mojej dłuższej nieobecności - poinformował Petera, który kiwnął głową. W tym samym czasie podniósł ciało Starka w swoje ramiona, aby go zanieść do pokoju. 

- Dziękuje panie Strange.. - zaczął nastolatek.

- Stephen.

- Dziękuję Stephen.

***

Po kilku godzinach zdających się być wiecznością oczy Tony'ego otworzyły się, aby przyjąć wygodny komfort ciemności w porównaniu z bólem głowy. Na to uczucie jęknął, a następnie próbował zgramolić się z łóżka. Nie miał pojęcia jakim cudem znalazł się w swoim pokoju, natomiast czuł potrzebę powrotu do pracowni. Brak koło niego ciała Pepper jedynie pogłębił uczucie przytłoczenia oraz żalu. Od jakiegoś czasu wiedział, że ich relacja się wypaliła, ale odejście kobiety mocno nim wstrząsnęło. Czuł się opuszczony oraz niepotrzebny.

- Widzę, że dołączyłeś do żywych - głos Stephena sprawił, że miliarder wzdrygnął się na ostry ton jego głosu. Wypatrzył w kącie postać doktora, który siedział na fotelu. Próbował zignorować pierwsze myśli na temat jego adekwatnie wystających kości policzkowych w świetle księżyca. 

- Zawsze tak przesiadujesz w cudzych pokojach podczas snu? Czy to kolejne zboczenie czarodzieja lub..

- Nie byłoby mnie tutaj, gdybyś wziął się w garść. Rozumiem, że ci ciężko, ale upijanie się do nieprzytomności nie rozwiąże twoich problemów - odparł zirytowanym tonem Strange.

- Co ty możesz o tym wiedzieć? Jedyna kobieta jaka wzbudziła we mnie uczucia postanowiła odejść z jakimś bardziej stabilnym emocjonalnie dupkiem, a wszyscy oczekują, że się ,,ogarnę" - Tony przewrócił oczami. Jego oczy przesunęły się na twarz mężczyzny, który wpatrywał się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po chwili miliarder wstał, aby udać się znowu do pracowni.

- Gdzie idziesz? - zapytał zdziwiony czarodziej.

- Jak myślisz? - odparł Stark, a zanim otworzył drzwi poczuł jak jedwabny materiał oplata jego ciało. Po sekundzie został przeniesiony z powrotem na łóżko. Peleryna zaraz potem powróciła na miejsce przy swoim właścicielu.

- Nawet nie myśl, że znowu pójdziesz zapijać smutki - powiedział stanowczym tonem Strange, na co Tony parsknął.

- Nie potrzebuję twojego pozwolenia - odparł, a sama peleryna poruszyła się w nieprzychylny sposób. 

- Za tymi drzwiami jest portal, więc i tak znajdziesz się tutaj. Porozmawiamy rano, a teraz idź spać - nakazał, przez co Stark wymamrotał pod nosem parę przekleństw.

- Na miejscu Wonga już dawno pozbyłbym się ciebie z Kamar - Taj. 

***

Strange czuł chęć snu, ale zbyt głęboki strach o miliardera uniemożliwił mu to. Przez cały czas próbował pozbyć się natrętnych myśli o nim, jednak powracały one ze zdwojoną siłą. Dopiero z czasem zorientował się, że coraz bardziej są romantyczne, a to budziło w nim frustrację. Wiedział, że utknął w najgorszym punkcie. Stark był jedynym do tej pory mężczyzną, który wzbudził w nim tak mieszane uczucia, a teraz znalazł się na dnie. Początkowa, nieunikniona radość z jego rozstania z Pepper, stała się potrzebą przywrócenia starego Starka. Nie poddałby się tak łatwo. Nie jeśli chodzi o kogoś kogo kocha. 

Głębokie rozmyślania zostały przerwane przez szelest kołdry. Zauważył, wpatrujące się w niego oczy Tony'ego.

- Dlaczego nie śpisz? Nie myśl, że się martwię, ale czuje się podglądany - mrugnął, co wywołało lekki uśmiech w kącikach ust doktora. W końcu zobaczył przejaw jego irytującego sposobu bycia, a to wzbudziło w nim nadzieję. 

- Nie schlebiaj sobie Stark. Nie mogę zasnąć, co nie znaczy, że cię podglądam - przewrócił oczami z rozbawieniem. Nie potrafił przy nim ukryć swoich prawdziwych emocji. 

- Nie wyśpisz się na fotelu. Niestety nie mam tutaj miotły dla czarodzieja, ale mam duże łóżko - Tony zaproponował z uśmieszkiem, na co Strange uniósł brwi.

- Sugerujesz, że mam z tobą spać w jednym łóżku? - zapytał w szoku.

- To zależy w jakim sensie rozumiesz słowo spać - odpowiedział Stark, a następnie uchylił kołdrę. Stephen jedynie westchnął, a sama peleryna pociągnęła go za ramię w stronę łóżka. Kiedy się położył, poczuł jak mocne ramię owija się wokół jego talii. Cieszył się z chwilowego przypływu nadmiernego ego Starka, natomiast wolał, żeby to znaczyło coś więcej.

- Dlaczego tu jesteś? - zapytał po chwili ciszy Tony. 

- Co masz na myśli?

- Mogłeś sobie odpuścić tak jak wszyscy. Dlaczego tak bardzo starasz się mi pomóc? Czy dzieciak aż tak cię gnębi? - słowa miliardera zszokowały Stephena, po czym w końcu postanowił posłuchać intuicji. Może i tym razem go nie zawiedzie.

- Z tego samego powodu, dla którego oddałem kamień czasu Thanosowi. Nie mogę patrzeć jak cierpisz i siedzieć bezczynnie. Jesteś najbardziej irytującym człowiekiem na ziemi, jednak...

- Zakochałeś się w najbardziej atrakcyjnym mężczyźnie w Wieży, bo w Kamar - Taj jest tylko Wong? - przerwał mu sarkastycznie miliarder. Strange jedynie odwrócił głowę, aby ukryć swój uśmiech.

- Myśl sobie jak chcesz Stark - odpowiedział. Chwilę później Stephen zauważył, że brunet podnosi się, aby usiąść na nim okrakiem. Z zaskoczeniem obserwował jak Tony pochyla się w jego stronę, a następnie tuż przed jego ustami wyraził swoje zdanie.

- Zamiast tego mogę ci pokazać - po tych słowach miliarder połączył ich usta w głębokim pocałunku. Stephen pozwolił swojemu rozumowi odejść od racjonalnego zawahania, a jego dłoń wylądowała na karku mężczyzny. Stark wyraził swoją aprobatę jękiem, a kiedy zabrakło im powietrza, odsunął się.

- Też bym szukał innych mężczyzn jeśli w otoczeniu jest tylko Wong - skomentował Tony, na co Strange parsknął śmiechem.


Avengers One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz