Rozdział 22

508 20 1
                                    

Luke

Ja pierdziele nie wiedziałem, że można być takim kretynem, a zarazem jednym z najbardziej wpływowych biznesmenów w Chinach. Jakim idiotą trzeba być, żeby pomylić konta bankowe w przelewie na ponad siedemdziesiąt tysięcy dolarów? Lepiej żeby Chen jak najszybciej to odkręcił, bo ja nie mam czasu na takie pierdoły. Kiedy zakończyłem z nim rozmowę trwającą prawie dwadzieścia minut odetchnąłem z wielką ulgą, a po chwili zorientowałem się, że przecież nie jadę sam. Spojrzałem na szatynkę siedzącą po mojej prawej stronie, która... spała. Nie powiem, że nie, ale wyglądała całkiem słodko. Głowa leżała na jej lewym ramieniu, przez co była odwrócona w moją stronę. Podkręciłem ogrzewanie, po chwili ruszając na zielonym świetle.

Zacząłem się zastanawiać nad dzisiejszym wywiadem. Wszystko poszło niby cacy, ale widziałem jak Rosie sceptycznie patrzyła na Mi. Szczególnie wtedy, kiedy cały czas mówiła o mojej karierze, za każdym razem mnie komplementując. Wiedziałem przecież, że jestem przystojny, ale ile można? Nie wiem w ogóle, czy Rose pamięta ten moment, bo właśnie wtedy zabijała ją wzrokiem. Mam nadzieję, że niedługo pojawią się urywki z tego wywiadu, bo z chęcią jeszcze raz zobaczę jej minę, bo była po prostu bezcenna. Czy to właśnie dowodzi temu, że była... zazdrosna? Na przykład nieźle się zdziwiłem kiedy złapała mnie sama z siebie za rękę...

Spojrzałem jeszcze raz na śpiącą kobietę i mimowolnie się uśmiechnąłem. Był jeszcze jeden moment, którego nie mogę wyrzucić z pamięci. Powiedziałaś, że z ojczymem, a co się stało z biologicznym ojcem? Po tym pytaniu widziałem jak z z morderczyni wzrokiem, zmieniła się na bezbronną, małą dziewczynkę. Spuściła wzrok, zaciskając dłonie w pięści. Nie wiem nawet czy była tego wszystkiego świadoma, ale ja tak. Tak samo jak dziennikarka nie znałem odpowiedzi na to pytanie, ale nie spieszyło mi się do tego widząc minę szatynki. Po jej jednoznacznej odpowiedzi, postanowiłem zadziałać. Co mi jakaś obca baba będzie zasmucać narzeczoną? Reszta potoczyła się w miarę sprawnie, pomijając kilka niedorzecznych pytań, ale co zrobić, tacy są ludzie, chcą dowiedzieć się wszystkiego.

Wjeżdżałem już na parking podziemny, a kiedy zaparkowałem spojrzałem na moją kobietę. Tak, moją. Nie zamierzałem z niej rezygnować, bo co jak co, ale coś w niej było takiego, że kazało mi upewnić się, że jest bezpieczna i nikt nie będzie chciał jej skrzywdzić. Kiedy jednak myślałem sobie, że mogłaby być z innym facetem... po prostu skręcało mnie od środka. Wiem, że cały wywiad był praktycznie oparty na kłamstwach, ale te kilka zdań muszę przyznać, że wypowiedziałem prosto z serca. Na końcu sam się zdziwiłem, że to wszystko ja powiedziałem, aż cicho prychnąłem pod nosem. Nie pozwolę odejść mojej Rose Anderson.

Po chwili wysiadłem z samochodu przyjaciela i obszedłem samochód, podchodząc od strony pasażera. Otworzyłem je i po odpięciu jej pasów, złapałem Rose pod kolanami i objąłem w talii, zamykając butem drzwi. Od razu się ocknęła rozglądając dookoła. Jej wzrok zatrzymał się na mnie i wyglądała uroczo z zaspanymi oczami i lekko rozchylonymi wargami.

- Co ty robisz? - zapytała ukrywając ziewnięcie swoim ramieniem.

- Nic przecież. - Nacisnąłem łokciem guzik przyzywający windę.

- Gdzie jesteśmy? - Zmarszczyła brwi, próbując wyszarpać się z mojego uścisku.

- U mnie.

- Możesz mnie puścić, umiem chodzić, Anderson. Poza tym...

- Wolałbym nie - odparłem zgodnie z prawdą, jednocześnie jej przerywając, i ścisnąłem mocniej jej talię, na co wstrzymała oddech.

- Przestań, mam łaskotki - zaśmiała się cicho kiedy powtórzyłem ten gest kilka razy, a po chwili wszedłem z nią na rękach do windy.

Following my DestinyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin