Siedziałam przy swoim biurku, umawiając mojego szefa na spotkanie. W pewnym momencie wyszedł, a moją uwagę przykuł plik kartek leżących na blacie. Westchnęłam męczeńsko i wzięłam papiery do ręki. Założyłam nogę na nogę czytając kilkanaście razy to samo. Już jutro miał być wywiad, a ja dopiero teraz wzięłam się za przygotowania...
Przewróciłam kartkę na następną stronę i czytałam co wymyślili ci niezrównoważeni mężczyźni.
Poznaliśmy się w Ameryce jeszcze wtedy kiedy studiowałam marketing. Obydwoje byliśmy zaproszeni na bankiet charytatywny, bo przecież i ja pochodziłam z bogatej rodziny... Od razu zwróciliśmy na siebie uwagę, a między nami zaiskrzyło i pewnego dnia dałam się namówić na bliższe poznanie.
W dużym skrócie to tyle. Niby mało, prawda? Tylko szkoda, że tych kartek było więcej niż normalnie miałam w pracy do ogarnięcia. Były tu też informacje, których normalna partnerka nie musiałaby wcale wiedzieć, na przykład: Luke za lewym uchem miał mały pieprzyk, a jak miał sześć lat i dwa miesiące to skręcił kostkę, spadając ze zjeżdżalni. Tak, ze zjeżdżalni. Jakim cudem ja się pytam...? Rzucił się z niej, czy co? Koniecznie musiałam o to dopytać, bo naprawdę mnie to ciekawiło...
Uczyłam się tych informacji, by nic nie było w stanie mnie zaskoczyć, aż w pewnym momencie postanowiłam od tego odsapnąć. Wyciągnęłam się na czarnym krześle, ziewając. Spojrzałam na komputer i jedyne co ominęłam w czasie nauki, to dwa maile, na które odpowiedziałam, potwierdzając spotkania Lucasa. Upiłam łyk herbaty, która dawno była już zimna, a do pomieszczenia wszedł mój jakże wspaniały narzeczony.
- Jak ty mogłeś spaść ze zjeżdżalni, Anderson? - Starałam się zachować powagę, ale uśmiech mimowolnie pozostawał na twarzy.
- Co? - Zatrzymał się przed drzwiami.
- Co, co?
- O czym ty znowu mówisz? - Skrzyżował ręce na piersiach, marszcząc brwi.
- Jak miałeś sześć lat to skręciłeś kostkę, spadając ze zjeżdżalni, Lucasie. Jak ty to zrobiłeś? - Teraz już nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem unosząc kartkę z daną informacją. Mężczyzna wziął ją ode mnie czytając treść.
- Aaa, o to chodzi. - Odłożył papier, opierając się rękami o moje biurko. - Sam nie spadłem, Nick mnie zrzucił. Za dużo naoglądał się filmów o superbohaterach i popchnął mnie każąc mi latać. - Uśmiechnął się sam do siebie, wspominając przeszłość. - Debil, nic dodać, nic ująć. - Cmoknął ustami, kierując się do swojego biurka.
Kiedy skończyłam się śmiać pod nosem, zobaczyłam jak ktoś do mnie dzwoni. Spojrzałam na nazwę kontaktu i był to mój lekarz. Nie zastanawiając się dłużej, przeprosiłam na chwilę Luke'a i wyszłam z biura, odbierając połączenie.
- Halo?
- Dzień dobry, z tej strony doktor Lee, dodzwoniłem się do panny Harris?
- Dzień dobry, tak to ja, doktorze. Czy coś się stało?
- Nie chciałbym pani martwić, ale dobrze by było gdyby stawiła się pani w szpitalu jak najszybciej to możliwe.
- Coś się stało? - spytałam głupio.
- Lepiej by było porozmawiać osobiście o wynikach badań. Wolałbym, by to było szybciej niż nasz umówiony termin.
- Jasne, rozumiem. Przyjadę wieczorem, po pracy, dobrze?
- Dzisiaj mam nocną zmianę, więc będę cały czas. Do zobaczenia, panno Harris.
- Do widzenia. - Rozłączyłam się, biorąc głęboki wdech. Ta rozmowa oznaczała jedno, nie wróżyła nic dobrego.
BẠN ĐANG ĐỌC
Following my Destiny
Lãng mạnRose Harris to zwykła dziewczyna, która dopiero co skończyła studia w Waszyngtonie, a w życiu doświadczyła już wiele okropnych rzeczy, których los jej nie oszczędzał. Mimo trudnego życia jakie wiodła ze względu na przeszłość jej rodziców, wszystko d...