Rozdział 17

454 21 1
                                    

Siedziałam przy swoim biurku, umawiając mojego szefa na spotkanie. W pewnym momencie wyszedł, a moją uwagę przykuł plik kartek leżących na blacie. Westchnęłam męczeńsko i wzięłam papiery do ręki. Założyłam nogę na nogę czytając kilkanaście razy to samo. Już jutro miał być wywiad, a ja dopiero teraz wzięłam się za przygotowania...

Przewróciłam kartkę na następną stronę i czytałam co wymyślili ci niezrównoważeni mężczyźni.

Poznaliśmy się w Ameryce jeszcze wtedy kiedy studiowałam marketing. Obydwoje byliśmy zaproszeni na bankiet charytatywny, bo przecież i ja pochodziłam z bogatej rodziny... Od razu zwróciliśmy na siebie uwagę, a między nami zaiskrzyło i pewnego dnia dałam się namówić na bliższe poznanie.

W dużym skrócie to tyle. Niby mało, prawda? Tylko szkoda, że tych kartek było więcej niż normalnie miałam w pracy do ogarnięcia. Były tu też informacje, których normalna partnerka nie musiałaby wcale wiedzieć, na przykład: Luke za lewym uchem miał mały pieprzyk, a jak miał sześć lat i dwa miesiące to skręcił kostkę, spadając ze zjeżdżalni. Tak, ze zjeżdżalni. Jakim cudem ja się pytam...? Rzucił się z niej, czy co? Koniecznie musiałam o to dopytać, bo naprawdę mnie to ciekawiło...

Uczyłam się tych informacji, by nic nie było w stanie mnie zaskoczyć, aż w pewnym momencie postanowiłam od tego odsapnąć. Wyciągnęłam się na czarnym krześle, ziewając. Spojrzałam na komputer i jedyne co ominęłam w czasie nauki, to dwa maile, na które odpowiedziałam, potwierdzając spotkania Lucasa. Upiłam łyk herbaty, która dawno była już zimna, a do pomieszczenia wszedł mój jakże wspaniały narzeczony.

- Jak ty mogłeś spaść ze zjeżdżalni, Anderson? - Starałam się zachować powagę, ale uśmiech mimowolnie pozostawał na twarzy.

- Co? - Zatrzymał się przed drzwiami.

- Co, co?

- O czym ty znowu mówisz? - Skrzyżował ręce na piersiach, marszcząc brwi.

- Jak miałeś sześć lat to skręciłeś kostkę, spadając ze zjeżdżalni, Lucasie. Jak ty to zrobiłeś? - Teraz już nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem unosząc kartkę z daną informacją. Mężczyzna wziął ją ode mnie czytając treść.

- Aaa, o to chodzi. - Odłożył papier, opierając się rękami o moje biurko. - Sam nie spadłem, Nick mnie zrzucił. Za dużo naoglądał się filmów o superbohaterach i popchnął mnie każąc mi latać. - Uśmiechnął się sam do siebie, wspominając przeszłość. - Debil, nic dodać, nic ująć. - Cmoknął ustami, kierując się do swojego biurka.

Kiedy skończyłam się śmiać pod nosem, zobaczyłam jak ktoś do mnie dzwoni. Spojrzałam na nazwę kontaktu i był to mój lekarz. Nie zastanawiając się dłużej, przeprosiłam na chwilę Luke'a i wyszłam z biura, odbierając połączenie.

- Halo?

- Dzień dobry, z tej strony doktor Lee, dodzwoniłem się do panny Harris?

- Dzień dobry, tak to ja, doktorze. Czy coś się stało?

- Nie chciałbym pani martwić, ale dobrze by było gdyby stawiła się pani w szpitalu jak najszybciej to możliwe.

- Coś się stało? - spytałam głupio.

- Lepiej by było porozmawiać osobiście o wynikach badań. Wolałbym, by to było szybciej niż nasz umówiony termin.

- Jasne, rozumiem. Przyjadę wieczorem, po pracy, dobrze?

- Dzisiaj mam nocną zmianę, więc będę cały czas. Do zobaczenia, panno Harris.

- Do widzenia. - Rozłączyłam się, biorąc głęboki wdech. Ta rozmowa oznaczała jedno, nie wróżyła nic dobrego.

Following my DestinyNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ