Rozdział 28.

280 5 0
                                    

Elena

Chmury. Otaczały mnie chmury z każdej strony. Szarość zabrała blask słońca, wszystko stało się nijakie.

A ja stałam wśród pieprzonych gangów z mętlikiem myśli w głowie. I jedyna, sensowna z nich, która co jakiś czas przebijała się do światła, było krótkie:

Dasz radę.

Oczywiście, że dam. W końcu to tylko strzelanie, prawda?
Asher mnie wszystkiego nauczył...

- Pamiętaj El, nie ważne co będą robić przeciwnicy, skup się tylko na swoim celu. - uniosłam spojrzenie na Erica, który położył jedną ze swoich dłoni na moim ramieniu. Rozbieganym i zamglonym wzrokiem odnalazłam również stojącego za nim Ashera, który w dłoni trzymał moją broń. Przełknęłam z trudem, kierując na niego swoją uwagę.

- Pokaż, czy naprawdę taki dobry ze mnie nauczyciel, Russo. - sarknął głupio, wsuwając mi broń do ręki. Zaśmiałam się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Od razu wykonałam to, o co tak naprawdę mu chodziło.

Odbezpieczyłam broń, a po chwili wyjęłam magazynek i ponownie ją zabezpieczyłam. Wsunęłam zabezpieczoną broń za pasek swoich spodni pod bluzę, która w ten popieprzony dzień okrywała moje ramiona.

- Jednak coś z ciebie wyrosło. - mruknęłam w jego stronę, głupio się uśmiechając. W odpowiedzi uniósł kącik swoich ust ku górze. Odwróciłam głowę w stronę Kai oraz Ricka. Chłopak rozmawiał o czymś z Lewem, a czerwonowłosa wpatrywała się we mnie z niemrawym uśmiechem.

Odsunęłam się od blondyna i podeszłam bliżej dziewczyny. Widziałam zmartwienie w jej oczach. Znałyśmy się co prawda od niedawna, ale Nicholson była tym typem osoby, z której mogłam czytać jak z otwartej księgi. Założyłam ręce na piersi i stanęłam na wprost niej, cicho modląc się w głębi duszy, aby nie wybuchła płaczem. Widziałam, że była do tego zdolna.

- Idziemy potem na jakąś pizze i shake? - zagadnęłam głupio, uśmiechając się delikatnie. Jej twarz delikatnie się rozpromieniła, a wiatr rozwiał włosy zasłaniające jej szyję. Parsknęła śmiechem, uderzając mnie w ramię.

- Jesteś totalnie najgorszą osobą jaką mogłam poznać w całym swoim życiu. - przetarła kąciki swoich oczu, w których zebrały się łzy. Powoli uśmiech na mojej twarzy się poszerzył. - Teraz muszę się o ciebie martwić i płakać ze strachu. - dodała, zakładając ręce na biodrach.

- Będzie dobrze Kai. - pocieszyłam ją, kładąc dłonie na jej barkach, Potarłam po chwili jej ramiona, dodając otuchy dziewczynie, mimo że aktualnie to ja jej potrzebowałam. - Wypłaczemy się potem, okey? Zostaw coś jeszcze na mój wyjazd za półtora miesiąca. - sarknęłam głupio, na co zganiła mnie wzrokiem. Przewróciłam jej oczami, dokładnie takiej reakcji się spodziewając.

Bo zabawne w tym wszystkim było to, że chyba nikt poza mną i Eirckiem, nie dopuszczał do siebie myśli, że przecież ja miałam wyjechać.

- Dobra Nowa, czas iść na swoje wyznaczone miejsce. - odezwał się Crabtree, któremu posłałam chwilowe, niepewne spojrzenie. Pokiwałam jedna w zgodzie głową, i odwróciłam się na pięcie. Cała nasza piątka skierowała się do wyznaczonego sektora.

Pusta, opuszczona fabryka. To było miejsce, w którym miałam wykonać swoje zadanie.
Zostało już tylko pięć drużyn. Wewnątrz mnie odbywała się aktualnie walka. Potrzebowałam wyciszenia i skupienia się na tym, co było najważniejsze. A w tamtym momencie najważniejsze było strzelenie do wyznaczonego celu.

Widziałam, jak wybrani przez organizatorów zawodnicy stają przed swoją grupą. Ciężko było mi powiedzieć gang. Bo przecież ja nie należałam do gangu, a jednak brałam w tym udział.

Till it's gone, My Dear #1 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now