Rozdział 10.

397 13 0
                                    

Elena

Wyścigi zostały przesunięte na niedzielę wieczór. Nikt mi nie powiedział dlaczego, a ja nie dociekałam. Po prostu przyjęłam tę wiadomość tak samo jak tę o ognisku w piątek wieczór.

Więc o wyjście w weekend znowu musiałam poprosić Monic.

- Pomóc ci z tym? - zagadnęłam, wchodząc do kuchni zastawionej przez brudne naczynia. Wysoka blondynka spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy i kiwnęła głową.

- Pewnie, jeśli masz czas. - wzruszyła ramionami, odkładając naczynia do zmywarki.- Jak w szkole?

- W porządku, poznałam trochę osób. - złapałam za ręcznik i zaczęłam przecierać czyste naczynia wyłożone na blat.

- Słyszałam od Erica, że trzymasz się głównie z nim i chłopcami. - uśmiechnęła się w moją stronę, a ja jedynie cicho parsknęłam śmiechem.

- Jakoś tak wyszło. - mruknęłam, odkładając naczynia w odpowiednie dla nich miejsca.- A odnośnie właśnie Erica...

Nie dokończyłam swojej myśli. Głośny dzwonek telefonu Monic rozległ się echem w całej kuchni. Spojrzałam na urządzenie, na którym wyświetlał się niezapisany na nim numer. Pani Lew od razu zabrała smartfona z blatu i przeciągnęła po jego ekranie palcem.

- Przepraszam cię, muszę odebrać. - rzuciła w moją stronę, wychodząc z kuchni.- Halo

Odprowadziłam ją wzorkiem tuż, zanim zniknęła za ścianą. Wróciłam do sprzątani, zastanawiając się, jak najlepiej spytać o kolejne dwa wyjścia. To nie tak, że miałam ich kompletny zakaz - po prostu było mi głupio. Nie chciałam, żeby pomyśleli, że traktuję to miejsca ja hotel i przyjechałam tu tylko imprezować.

Zamyśliłam się, przez co nawet nie usłyszałam, że ktoś ponownie wchodzi do pomieszczenia. Poczułam silne szarpnięcie za swoje ramią, a w następnej sekundzie uderzyłam plecami o ścianę koło lodówki.

- Co do... - pisnęłam, jednak moje usta szybko zostały nakryte czyjąś dłonią. Dopiero po chwili zorientowałam się, ze osobą, która mnie w ten sposób zaatakowała, był Eric.
Cholernie zły Eric.

- Chciałaś na mnie nakablować? - syknął w moją stronę, przesuwając dłoń z moich ust na szyję. Przyszpilił mnie do ściany przedramieniem, a ja poczułam nieprzyjemny ucisk. Mój oddech stał się płytki.

- Słucham? - byłam wystraszona. Nie rozumiałam, o co mu chodzi, a ból spowodowany przyduszeniem mnie do ściany był silniejszy z każdą kolejną sekundą.

- Pieprzona konfidentka, wiedziałem, że Nicholson powiedziała ci parę słów za dużo. - słowa wychodziły z jego ust jak naboje z broni palnej. Wręcz nimi we mnie pluł. Z jego oczu trzaskały pioruny, a ona sam miażdżył mnie spojrzeniem.

Zacisnęłam dłonie na jego ramieniu, które dalej mnie dusiło.

- Puść mnie idioto, to boli. - wychrypiałam, czując, jak trudno jest mi się odezwać.

- Ma boleć. - docisnął mnie mocniej, na co charknęłam, chcąc zabrać więcej powietrza. - I puszczę jak powiesz, o czym chciałaś powiedzieć Monic.

- Chciałam zapytać o wyjścia w weekend. - wyszeptałam, dalej starając się ściągnąć ze swojej szyi jego rękę.

Zawahanie wkradło się na jego twarz, a grymas złości zrzedł wraz ze złością. Puścił mnie jeszcze w tej samej sekundzie, a ja zaczęłam łapać kolejne wdechy, wykasłując sobie płuca.

- Jezu człowieku, co to było. - wysapałam między kolejnymi kaszlnięciami.

- Tylko o to chciałaś zapytać? To po co zaczynałaś mój temat? - oparł się o blat kuchenny przy którym stałam zgarbiona. Zdzierałam sobie gardło kaszlem, a płuca paliły mnie przy każdym oddechu.

Till it's gone, My Dear #1 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now