Rozdział 3.

516 15 17
                                    

Elena

Poranki były czymś, czego naprawdę nie znosiłam. Wczesne wstawanie raczej nikogo nie satysfakcjonowało, no, chyba że starszych ludzi. Ale oni naprawdę byli wielkim wyjątkiem.

Dodatkowym dyskomfortem poranków był ich cel. W moim przypadku pierwszy dzień szkoły.

- Dzień dobry. - mruknęłam zaspana, wchodząc do pełnej kuchni.

- Dzień dobry Eleno, wyspałaś się? - uniosłam spojrzenie na Monic, która w białej, wyprasowanej koszuli i czarnych, dopasowanych spodniach prezentowała się naprawdę nienagannie. Miała w rękach kubek z najpewniej kawa, jaką pachniało w całej kuchni i opierała się biodrem o blat kuchennej wyspy.

- Można tak powiedzieć. - skrzywiłam się, przypominając sobie nieprzespaną noc, jaką dziś odbyłam.
Usiadłam na jednym ze stołków przy wyspie i sięgnęłam po miskę oraz płatki na jej blacie.
- Cześć. - mruknęłam w stronę skupionego na czymś w telefonie Erica.

- Cześć El. Zbieramy się za jakieś dwadzieścia minut. - chrapnął w moją stronę, zabierając łyżkę łatków do ust. Zmarszczyłam brwi z niezrozumieniem, co musiała zauważyć Monic, ponieważ po chwili odezwała się z wyjaśnieniami:

- Będziesz jeździć do szkoły z Erickiem. Wyjdzie lepiej, niż jakbyś miała tłuc się autobusem

- Och, okej. Dla mnie lepiej. - wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam rękę po mleko.

- Stres jest? - zagadnął młody Lew. Uśmiechnęłam się nieznacznie na jego pytanie.

- Jak to przed nową szkoła, prawda? - zaśmiałam się krótko, okłamując go. Tak naprawdę w mojej głowie od wczoraj odtwarzała się scena z altanki. Nikomu nie powiedziałam o tym co zaszło. Wróciłam do domu, zjadłam kolacje i położyłam się spać.

Zasnęłam dość szybko, mimo to w nocy męczyły mnie okropne koszmary.
Byłam szczerze przerażona tym co zobaczyłam. Nie byłam głupia, zdawałam sobie sprawę, ze ci mężczyźni raczej nie spotkali się na plotkowanie przy butelce piwa. Jednak nie byłam pewna, czy chciałam wiedzieć, co dokładnie tam się wydarzyło.

Miałam tylko nadzieję, że więcej nie natknę się na takie zebrania podczas swojego pobytu w Santa Monica.
Wiedziałam już, że musiałam omijać tamten pomost i altankę.

- Wskoczymy jeszcze po mojego znajomego. Jego wóz jest u mechanika, a mieszka niedaleko nas. - burknął pod nosem, kończąc śniadanie.

- Spoko. - kiwnęłam jedynie głową i odprowadziłam wzorkiem, kiedy wychodził z kuchni.

- Czekam na podjeździe! - krzyknął na odchodne, a po chwili usłyszałam, jak krząta się w holu.

- Nie daj się dziś, El. Wiem, że dzieciaki potrafią być okropne dla nowych, ale w razie czego od razu mi wszystko zgłaszaj. Pogadam z Erickiem, żeby pomógł ci z jakimiś natrętnymi psikusami z ich strony.

Uśmiechnęłam się w jej stronę, kiwając delikatnie głową. Nie byłam pewna o co dokładnie jej chodziło, ale z racji doświadczenia jakie mieli z uczniami z wymiany, uznałam to za przestrogę.

- Jasne, będę pamiętać

- A, bym zapomniała. - zaklaskała w dłonie, odwracając się na pięcie. - Dodatkowy komplet kluczy. - sięgnęła do jednej z szuflad i po chwili położyła obok mnie na blacie metalowe kółko z dwiema parami kluczy. Każdy z nich miał inną, kolorową osłonkę na sobie.- Ten jest do garażu, ten do piwnicy, ten do drzwi frontowych a malutki do twojego pokoju.

- Och, dziękuję. - złapałam metalowe kółko i wsunęłam klucze do kieszeni lekkiej kurtki. - Będę się zbierać.

- Zostaw swój numer. - upomniałam mnie, dopijając kawę i wskazując dłonią na lodówkę.

Till it's gone, My Dear #1 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now