Rozdział 8.

394 11 0
                                    

Elena

- El! - przewróciłam się na drugi bok. - Elena! - uderzenia w drzwi, nawołujący krzyk oraz zdenerwowanie Erica nie robiły na mnie żadnego wrażenia. - Elena, masz dziesięć minut, inaczej do szkoły jadę sam!

- Przecież jest niedziela idioto. - jęknęłam męczeńsko, zakładając na swoją twarz chłodną część poduszki.

- Jest poniedziałek rano, siódma trzydzieści. - mój oddech na chwilę się zatrzymał, a bicie serca dudniło mi w uszach wraz z szumem krwi. - Jeśli zaraz nie zobaczę cię w samochodzie, do szkoły pedałujesz na nóżkach sama.

Zerwałam się na równe nogi, plątając przy okazji w materiał przyjemnego okrycia, pod jakim jeszcze przed chwilą spałam.

- Dziesięć minut, już schodzę! - wydarłam się i jak opętana, zaczęłam biegać po pokoju.

Pieprzony budzik, pieprzony alkohol i głupie imprezy. Moralny kac męczył mnie przez cały weekend, Byłam kompletnie wyczerpana, a nie robiłam nic poza spaniem przez ostatnie czterdzieści osiem godzin.

Nie wiem jakim cudem udało mi się w pięć minut ubrać i spakować do szkoły, ale szczerze mogłam tu uznać za wyczyn.
Chwyciłam szybko gumy do żucia z biurka i z telefonem w ręce oraz słuchawkami w kieszeni luźnej bluzy zbiegłam po schodach, kierując się do kuchni.

- Pierwsze spóźnienie w nowej szkole? - zagadnęła widocznie rozbawiona moim roztargnieniem Monic. Przewróciłam oczami na jej słowa oraz cichy chichot, jaki po chwili wydostał się z jej ust.

- Zaspałam. - mruknęłam, chwytając jabłko z blatu oraz shake'a jakiego kupiłam wczoraj w małym sklepie przy drodze. - Nie spóźnię się.

- Miejmy nadzieję. - odwróciłam się na pięcie, mijając w przejściu również Graysona. - Dobrego dnia, Eleno.

- Dziękuję! - odkrzyknęłam w odpowiedzi, biegnąc do holu z jabłkiem w ustach.

Ramiączko mojego plecaka zsunęło mi się z ramienia, sznurówki nie chciały współpracować, a po chwili jabłko wypadło mi z ust i poturlało się po podłodze.
Ten dzień zaczynał się koszmarnie.

***

- Wyglądasz jak siedem nieszczęść. - usłyszałam po swojej lewej, kiedy zamykałam swoją szafkę.

- I tak się czuję Kai - westchnęłam, poprawiając kaptur swojej bluzy na głowie. - Mniejsza. Co u ciebie?

- Po staremu, El. Nie widziałyśmy się dwa dni. - prychnęła z uśmiechem na ustach, wraz ze mną kierując się na stołówkę.

- Doskonale wiesz, o co pytam. - szturchnęłam ją łokciem, poprawiając plecak na ramieniu.

- Miałaś puścić to w niepamięć. - powiedziała ciszej, wymajając jakąś grupkę uczniów przy szafkach w prawym skrzydle.

- Ale ja nie mogę Kai. - obróciłam się do niej, idąc kolejne kroki tyłem. - Jesteś pierwszą i jedyną jak na razie osobą, z którą się zakolegowałam. W jakiś sposób się o ciebie martwię, Kaia. Chcę dla ciebie dobrze, a twój problem nie jest błahy, nie powinien być.

- Napisałam do Clarke. - zagryzła dolną wargę, bawiąc się nerwowo palcami. - Odpisał krótkie, "nic poza całowaniem". Możesz być spokojna.

Zmarszczyłam brwi na jej słowa i wyrównałam z nią kroku. Weszłyśmy na stołówkę, gdzie aż roiło się od ludzi. Złapałam plastikową tacę i ustawiłam się w kolejce do bufetu szkolnego.

- Nie wiem, czy będę w stanie. Wierzysz mu? - wzruszyła ramionami.

- A po co miałby kłamać, El? Ty teraz przesadzasz.

- Może masz rację.

Nie wiedziałam jakie panują zasady w tej szkole. Słowa Nicholson dalej odbijały się w mojej głowie. Nie widziałam, że przypadkowe przespanie się z kimś na imprezie jest naprawdę dla nich normalne. Ja popadłabym już w jakąś paranoję.
Może zacznijmy od tego, że nigdy tego nie robiłam. Dlatego pytanie Kai było dla mnie takie abstrakcyjne. Nie przejmowała się tym tak bardzo jak ja, a to w końcu o nią i Nate'a chodziło.

Till it's gone, My Dear #1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz