Rozdział 5.

432 15 5
                                    

Elena

To była pomyłka. Tak po prostu.
Nie mogło być inaczej prawda?

Dzwoniłam na ten numer już parę razy, ale okazał się zastrzeżony. Nie mogłam nic więcej zrobić, poza wysłaniem paru wiadomości...

Do: Nieznany
Pomyłka?
Kim jesteś?
Wybrałeś zły numer.

Nikt jednak nie odpowiedział. Głucha cisza odbijała się w mojej głowie za każdym razem gdy nachodziła mnie myśl o tych dziwnych wiadomościach.

Stukałam długopisem o blat szkolnej ławki, wsłuchując się w słowa nauczyciela i modląc się o szybki koniec tej męczarni. Czterdzieści pięć minut słuchania o pieprzonych prawach Newtona było katorgą, z której i tak nic nie rozumiałam.

Spojrzałam na zegar wiszący nad tablicą. Jeszcze tylko pięć minut i będę mogła oficjalnie zacząć weekend. Pierwszy weekend w USA. Czułam się podekscytowana...

Z zamyślenia wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi, a tuż po tym ich trzask. Wzdrygnęłam się, spoglądając w stronę wejścia do klasy.
On. Stał tam Asher. W ciemnych spodniach i dużej butelkowo zielonej koszulkę z małym nadrukiem nad lewą piersią. Poczułam na sobie jego wzrok, z resztą nie tylko jego. Całej klasy.

- Z tego co wiem, zostało jeszcze pięć minut. - mruknął nauczyciel, spoglądając na zegarek widniejący na jego nadgarstku. Zmarszczyłam brwi, spoglądając to na nauczyciela, to na Ashera.

- Z cztery profesorze. - poprawił go, śmiejąc się pod nosem. Dłonie miał złożone za plecami, a jego postawa ciała wskazywała na fakt, że to, co się działo nie, było przypadkowe z jego strony. - I trzeba zebrać nowych wcześniej. - po tym paru słowach jego wzrok ponownie wylądował na mnie.

- O co chodzi? - przełknęłam z trudem, kierując swoje pytanie do Kai siedzącej po mojej lewej.

- Sory El, nie można mówić o tym wcześniej nowym. - i wiedziałam już, że jako dziewczyna z wymiany nie będę miała łatwo.

- Co? - zapytałam niemo. Serce podeszło mi do gardła, a dłonie zaczęły się nienaturalnie szybko pocić.

- Russo? Zapraszam za mną. - jego niski tembr głosu, wyrwał mnie z zamyślenia. Przebiegłam spojrzeniem po twarzach paru uczniów, którzy nie wydawali się zaskoczeni tym, co się działo. Wręcz przeciwnie - miałam wrażenie, ze każdy czekał na jakieś widowisko.

- Co do... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Asher w jednej sekundzie znalazł się przy mojej ławce i zabrał moje rzeczy. Tak po prostu sięgnął po plecak, podręcznik praz zeszyt i wyszedł z nimi z klasy.

Ja chyba śniłam.

Wstałam jak oparzona z krzesła i wybiegłam za nim, spoglądając na korytarz nerwów. Minęłam paru innych uczniów, którzy w towarzystwie innych osób kierowały się do lewego skrzydła.

- Hej! Oddaj mi moje... Ach! - poczułam jak coś, a właściwie ktoś, łapie mnie w tali i unosi nad ziemię. Zanim zorientowałam się, co się dzieje, zostałam na plecach blondyna zaniesiona do hali gimnastycznej w lewym skrzydle szkoły.

Słyszałam tylko szum krwi w swoich uszach oraz szybkie bicie swojego serca. Uderzyłam dłonią w jego plecy, wiercąc się w jego uścisku. On jednak nic sobie z tego nie zrobił. Dzwonek kończący lekcje zagłuszył moje wrzaski, a na ziemię zostałam postawiona dopiero w hali.

Odskoczyłam jak oparzona od chłopaka, który rzucił moje rzeczy pod ścianę. W dłoni dalej miałam długopis, którego skuwkę skierowałam stronę chłopaka. Trzymałam go mocno w obydwu dłoniach, celując z niego jak z jakiejś broni palnej. W żaden sposób nie miałam się nim jak bronić, z resztą nie wiedziałabym nawet jak. Ale ten pomysł jako jedyny wpadł do mojej głowy podczas takiego stresu.

Till it's gone, My Dear #1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz