Rozdział 26.

374 12 2
                                    

Elena

Początek kwietnia w USA łączył się z feriami wiosennymi.
Początek kwietnia w Włoszech łączył się z Wielkanocą, na której w tym roku nie byłam w domu.

Bo, mimo że miałam ponad tydzień wolnego, mama wolała, abym została w Ameryce.

Mogło to się wiązać z faktem, że po tak długiej rozłące ciężko byłoby mi wrócić na nowo do Ameryki. Zapewne nie chciałabym wyjeżdżać ponownie, a starsza Russo zdawała sobie z tego sprawę.

Jednakże nie miałam zostać sama na długo.
Już w sobotę miała do mnie przylecieć Agnees, która jak się okazało, planowała ten wyjazd od dawna z Monic i Graysonem.
Cały tydzień z moją przyjaciółką, aby w tym czasie nie czuć się samotną.

Tylko mi dziewczyna przedstawiła swój pomysł jako spontaniczny - a tak naprawdę plan wyjazdu miała w małym placu już od dawna.

Byłam zła, ze mnie okłamywała - ale musiałam przyznać jedno. Cieszyłam się jak cholera.

Już w piątek wieczorem tupałam nogą ze zdenerwowania, zestresowania i ogólnej ekscytacji. Wiedziałam, że po przylocie Ag będzie miała ogromny jet lag, ale starałam się o tym nie myśleć i na całe pięć dni zaplanowałam nad wiele atrakcji.

Przede wszystkim chciałam odpocząć od myśli, które od tamtego wyścigu niedawany mi spokoju.

Bo to ja miałam iść jako następna na scenę i postarać się nie zostać rozstrzelana.
Myśl o tym przyprawiała mnie o drgawki.

Ta cała sytuacja z wyścigiem, Raphaelem i cholernym Sezonem sprawiała, że miałam ochotę uciec i wrócić do kraju. Nie pisałam się na to wszystko. Nie chciałam się na to zgadzać i nie zamierzałam brać w tym udziału.

Złapałam za wibrujący na biurku telefon i przesunęłam zieloną słuchawkę, odbierając połączenie od mamy.

- Dziecko drogie, jak już matka nie zadzwoni, to ty nie wiesz, że należy wykonać połączenie? - przewróciłam oczami na jej słowa.

- Cześć, mamo. Miło cię słyszeć. Co u was? - ironicznie jej odpowiedziałam, siadając na krawędzi materaca swojego łóżka. Wzięłam głęboki oddech, szykując się na historię życia z minionych świat Wielkanocnych.

Miałam dość sporą rodzinę, przez co praktycznie zawsze po takich większych zebraniach przy jednym stole, tygodniami mogłam słuchać o rodzinnych dramach.

- Poza faktem, że twoja kochana babcia po raz kolejny zganiła moje ciasto po La Colomba, to twój brat bawił się wyśmienicie z wujkiem, paląc cygara z Kolumbii na naszym balkonie. Pieprzona rodzina wariatów. - powstrzymywałam się od głośnego śmiechu. Naprawdę żałowałam, że w tym roku nie pojawiłam się przy stole.

- Wesołego Alleluja młoda! - usłyszałam w tle krzyk brata, na co uśmiechnęłam się jeszcze bardziej.

- Agnees już jest? - spytała mama, odchrząkując coś do Matta.

- Nie, za jakąś godzinę będzie miała lądowanie. Śledzę jej lot online. - mruknęłam obojętnie, spoglądając na otwartego laptopa na moim biurku. Trasa samolotu przebiegała gładko, a piloci mieli lądować punktualnie. Tak przynajmniej zapewniała mnie strona internetowa lotniska w Santa Monica.

- W takim razie musisz posłuchać o tym co twoja kochana ciotka Gulia odpieprzyła mi w kuchni...

I zaczynało się to, czego pragnęłam najbardziej. Rodzinne ploteczki czas zacząć.

Eric

Wsuwając do swoich ust kolejną porcję tej wybitnie dobrej zapiekanki Monic, poczułem, jak kolejne kęsy stają się ostatnimi. Po czterech kawałkach miałem już dość, ale przepyszny sos na jej wierzchu nie pozwalał mi odejść od talerza.

Till it's gone, My Dear #1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz