Rozdział 17.

382 9 3
                                    


Elena

Nie wiem, czy kiedyś już o tym wspominałam, ale nienawidziłam zajęć sportowych. Nie byłam totalnym przeciwnikiem sportu - gdy robiło się cieplej, biegałam regularnie długie dystanse dla swojej kondycji.

Jednak zajęcia sportowe w szkołach były dla mnie katorgą. Nie umiałam grać zespołowo, piłki paliły mi się w rękach, a jedynie gdzie mogłam się wykazać to biegi - których uwaga, i tak nie było za dużo w całym roku zaliczeń.

A dziś wielki trener szkolnej drużyny koszykówki postanowił nauczyć naszą grupę dwutaktu.

- Rozgrzewka! Ruchy, Ruchy! - przewróciłam oczami i wraz z resztą grupy zaczęłam biegać kółka po ogromnej hali sportowej.

Niestety dzisiaj moim jedynym kompanem byłam ja sama, ponieważ Kaia postanowiła nie przychodzić na dzisiejsze zajęcia. Ponoć źle się czuła, a kiedy zaproponowałam, że mogę posiedzieć z nią, ona uznała, że przecież musi mieć od kogo zabrać notatki. Dlatego na matematyce, podstawie z historii oraz literaturze harowałam jak mrówka, skrupulatnie zapisując wszystkie notatki z tablicy, oraz monologi nauczycieli.

A teraz czekały mnie dwie godziny zajęć sportowych na hali. Podczas okresu. Zapowiadało się zajebiście.

- Dobierzcie się w pary i zaczniemy zadania z piłkami! - dysząc jak pieprzony buldog, zaczęłam kierować się do worka, w którym leżały pomarańczowe piłki. Zabrałam jedną w dłonie i z kwaśną miną rozejrzałam się po hali pełnej ludzi.

- Hej, El. - zapomniałam dodać, ze w mojej grupie na te zajęcia znajdowały się diabły.

Przykleiłam uśmiech na twarz, odwracając się w stronę w stronę Lewa.

- Będziemy razem w parze? - spytał po chwili, zakładając ręce na bokach swojego ciała. Oddałam mu piłkę, kiwając jedynie głową i zgodnie z rozkazem nauczyciela, przeszłam na drugą stronę boiska.

Nie rozmawialiśmy o tym, co działo się wokół. Minęło parę dni od mojej konfrontacji z Asherem, ale nikt z nas nie poruszał już tego tematu. Caden zagadywał mnie parę razy na przerwach, ale skutecznie go zbywałam, aż w końcu się odczepił.

Zaczęliśmy podawać sobie piłki, wykonując do tego jakieś dziwne zadania. Czułam się niezręcznie, nie zawsze złapałam piłkę i praktycznie wcale nie trafiałam nią do kosza. Gwizdek ranił moje uszy, a krzyki ludzi na hali doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Miałam ochotę wrócić do szatni, przebrać się i iść do domu.

Stanęliśmy w kolejkach, po dwóch stronach sali, trzymając piłki w rękach. Głównym celem tych zajeść był pieprzony dwutakt, który nadal mi nie wychodził.

- Pamiętasz o walce w ten weekend, prawda? - wzdrygnęłam się, słysząc przy prawym uchu rechoczący głos Ricka. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na jego rozweseloną twarz. Stał za mną w rzędzie z pomarańczową piłką w dłonie. Gdzieś dalej mignęła mi blond czupryna Rivera, ale moja głowa od razu kazała odwrócić mi wzrok.

- Ta, ale nie jestem pewna czy przyjdę. - była to prawda. Nie chciałam znowu pchać się w gówniane miejsce, aby po raz kolejny wylądować na komisariacie. Bałam się, ale jednocześnie dziwnie ekscytowałam.

- Kaia będzie. - zarzekł się chłopak, unosząc dłoń w geście obronnym. Przewróciłam oczami, podchodząc bliżej białej linii, z jakiej mieliśmy zacząć swoje ćwiczenie.

- Nicholson jest chora, więc nie wiadomo czy przyjdzie. - prychnęłam, odwracając się przodem. Stałam za brunetem, który za chwilę miała ruszyć w kierunku kosza.

Till it's gone, My Dear #1 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now