I.XIV

207 28 27
                                    

Kiedy omówili wszystkie szczegóły rozstali się w dziwnej ciszy. Sama droga do mieszkania trwała dość krótko zważywszy na dystans który dzielił ich od miejsca zamieszkania rudego jednak jednocześnie dłużyła się niemiłosiernie. Sam Chuuya nie potrafił tego nazwać. Spoglądał z ukosa na wpatrującego się przed siebie z obojętnym wyrazem twarzy nastolatka mając dziwne wrażenie, że ogniki w jego oczach zmalały czy też przygasły. Nie chciał się z nim wygłupiać, biegać jak głupi dookoła ani nawet nie zażartował w idiotyczny sposób z swojego nowego pomysłu na samobójstwo. To nie był Dazai którego znał i był szczerze zaniepokojony kiedy widział go takiego w innych okolicznościach niż ważna misja z bezpośrednią konfrontacją. W innych przypadkach nigdy nie rezygnował z wychodzenia w trakcie wydawania poleceń do łazienki, podjadania w międzyczasie jakiś chrupek lub ewentualnie sushi jeśli komuś podkradł oraz żeby zdenerwować partnera raz nawet cały czas włączał i wyłączał światło aż w końcu nawet sam Mori nakazał mu przestać by przypadkiem coś się nie zepsuło. Pamiętał jak był szczerze załamany na fakt, że jego szef faktycznie bardziej przejmował się tym, że trzeba będzie coś ewentualnie naprawiać, a nie po prostu zdenerwował się na takie dziecinne zachowanie.

Dopiero w ostatnim czasie zaczynał dostrzegać, że młodszy ma w tym swój jakiś urok. Bez tego wszystkiego wydawał się jakiś taki nijaki, szary. Niczym jeden z miliona ludzi których mija się na ulicy przypadkiem w drodze do sklepu. Jedyne co mogło zapaść w pamięć to obandażowane ciało jednak kto by się tym przejmował i cały czas nad tym zastanawiał? Poczuł dziwny ścisk w gardle po czym przypomniał sobie wtedy pewną sytuację. To był dzień urodzin młodszego. Pamiętał jaki szok przeżył kiedy Ougai życzył szatynowi wszystkiego najlepszego po czym poczochrał mu włosy, a ten w odpowiedzi mruknął, że nie ma co się cieszyć. Zapytał go później dlaczego nic mu nie powiedział, w końcu sam przecież poinformował go o swoich urodzinach i dziwnie się czuł z tym, że drugi nie zrobił identycznie. Brązowooki powiedział mu wtedy coś czego kompletnie się nie spodziewał, a mianowicie: po co miałby celebrować coś czego szczerze nie chciał?

Zapadła wtedy grobowa cisza, a Nakahara zrozumiał, że odnosiło się to do jego, jeszcze wtedy według rudego, sztucznych prób samobójczych. Mimo powagi sytuacji, która powinna ich ogarnąć wyższy w końcu wybuchł śmiechem przerywając napiętą atmosferę i rzucił czymś w stylu "ale miałeś minę". Przez resztę dnia krzyczeli na siebie, kłócili się oraz nawet kilka razy amatorsko pobili. Dazai przez cały ten czas był uśmiechnięty i wydawał się tym bardziej szczęśliwy więc nie drążył tematu. W tamtej chwili dopiero pojął, że jeśli młodszy nie stara się by atmosfera była beztroska po jakimś lub w czasie jakiegoś wydarzenia to musiało być coś nie tak. I to wcale nie tak, że wyciągnął to z własnego doświadczenia, po prostu się domyślał. Na dobrą sprawę taka sytuacja miała miejsce tylko raz w tamtej przepełnionej niezręcznością chwili.

Czyżby miał rację i naprawdę jego partner był jakoś powiązany z tamtym miejscem? Na myśl, że tak w jego głowie kołotały się dwie rzeczy. Po pierwsze cieszył się z tego, że miał rację. W końcu kto by się nie cieszył? Później jednak pojawiły się myśl nad którą się zastanawiał przez dłuższy okres: w jaki sposób jego los połączył się, nawet jeśli tylko na chwilę, z miejscem takim jak to. Miał ochotę się nad tym rozwodzić w swojej głowie jednak brązowowłosy łatwo by to zauważył co już samo w sobie mogło doprowadzić do swego rodzaju tragedii. Mogliby się pokłócić. Oczywiście nie od razu, na początku staraliby się utrzymać fasadę tego, że to przecież nic ważnego. Dopiero stopniowo narastałyby w nich negatywne emocje i pewnie obaj powiedzieliby o kilka słów za dużo. Już był w stanie wyobrażać sobie jak wyższy trzaska za sobą drzwiami wychodząc z pomieszczenia lub przez niezgodę nie wychodzą im misję przez co zostają rozdzieleni na czas nieokreślony. Szczerze wolał tego uniknąć. Zdawał sobie sprawę z tego, że jedyne co jest w nim pożyteczne to korupcja do której jak na złość potrzebował Dazaia. Bez niego nie mógł nawet jej użyć, to oczywiste, że przecież by się go pozbyli.

Us life || Soukoku ||Where stories live. Discover now