I.IV

291 31 12
                                    

Sobota. Tylko to aktualnie się liczyło. Zaczynał się weekend, a co za tym idzie przez następne dwa dni miał pracę zdalną. Ewentualnie jeśli nic nie będzie się działo to wolne, tak było odkąd wstąpił w szeregi mafii z wyjątkami, które były jakieś długoterminowe misje lub projekty. Na przykład raz trafiła mu się sprawa zabójstwa jednego mężczyzny wysoko postawionego w organizacji. Głowił się nad tym niewiadomo ile by później się okazało, że zrobiła to jego była żona kiedy się dowiedziała, że zdradzał ją podczas jak byli jeszcze małżeństwem. Emocje wzięły nad nią górę i zamiast o tym zapomnieć (w końcu nie byli już razem od dłuższego czasu) przejechała przez pół miasta i go zadźgała. W takich przypadkach wolał już po prostu wrócić do budynku Korporacji Moriego jak to było zapisane w papierach i trenować z świeżakami choć to jedna z najgorszych robót pod słońcem. Większość z nich była niezdyscyplinowana, nie umiała posługiwać się bronią, bała się każdego szmeru. I jeszcze trafiłały się przypadki gdzie młodziaki uważały się lepsze od ich trenera. Cóż, takie osoby były tępione już na samym początku. Często ich nauczyciel stosował o wiele brutalniejsze środki niż było to konieczne w normalnym przypadku. Właśnie, jakby w mafii cokolwiek było na miarę normalności.

Przeciągnął się po czym pozwolił żeby z jego ust uciekło ciche ziewnięcie. Nie otwierając oczu zaczął rozmyślać nad tym wszystkim. Miał piętnaście lat kiedy to wszystko się zaczęło. Nie. Był nawet młodszy, nie mógł dokładnie stwierdzić kiedy trafił lub został stworzony w laboratorium, ale jak trafił do Owiec jego wiek zdecydowanie nie przekraczał dziesięciu lat. Przekręcił się na drugi bok, a jego myśli zalały tym razem sytuacje sprzed roku. Nigdy nie sądził, że spotka go coś takiego. Na dodatek wciągnął w to obcych ludzi, Shirase oraz całą portową mafię. Przecież takie coś napewno nie jednemu uczestniczącemu w tym pozostawiło trwały ślad na psychice. Pokręcił głową na boki, a rysy jego twarzy wykrzywiły się w niezadowoleniu. Po co w ogóle o tym myślał? Ma ważniejsze rzeczy do roboty. Westchnął po czym przetarł nadal skryte za powiekami oczy i je otworzył pozwalając by światło zaatakowało jego gałki w nieprzyjemny sposób. Obrócił się w stronę nie zasłoniętego okna po czym przypomniał sobie o tym, że zapomniał je zasłonić.

Z westchniem podniósł się do siadu po czym obracając się w bok pozwolił nogom na oparcie się na podłodze, jednocześnie z jego nóg zsunęła się już i tak ledwo się trzymająca kołdra. Wstał ociężale przeciągając się i biorąc ubrania z szafy przebrał się w domowe ciuchy. Miał na sobie luźną czerwoną koszulkę sięgającą do gdzieś połowy ud z krótkimi rękawami oraz najzwyklejsze dresy. Skierował się do kuchni chcąc zrobić sobie kawę i coś do picia kiedy nagle cofnął się o kilka kroków tak, że staną na przeciw wejścia do salonu. Z niedowierzaniem spojrzał na nadal śpiącego u niego na kanapie szatyna po czym uderzył się środkiem dłoni o czoło w geście załamania. No tak, przecież po ich rozmowie kiedy Dazai zasnął ustalił ze sobą, że nie będzie go już budzić. Jak mógł o tym zapomnieć? Szybkim krokiem skierował się do mebla na którym nadal wylegiwał się jego partner po czym pociągając go za koszulę zrzucił go na podłogę.

— Chibi to bolało — mruknął niebywale przytomnym głosem by po chwili usiąść. Nie wyglądał ani trochę na zaspanego co dawało jasno do zrozumienia, że obudził się jakiś czas temu.

— A chuj mnie to, było nie zasypiać — prychnął w odpowiedzi lustrując go wzrokiem. Jego włosy były potargane we wszystkie strony świata co jakoś dziwnie odejmowało mu trochę wieku. Bandaż na twarz trzymał się luźno i najpewniej nie było wiele trzeba by zaraz spadł, a jeśli lepiej się przyjrzeć dało się dostrzec cienie pod oczami. Mimo wszystko jednak Chuuya mógłby się założyć, że nie wyglądał wiele lepiej od niego na co sam poczuł lekki dyskomfort. — Z resztą co ci strzeliło do głowy. Nie miałem obowiązku cię przenocować.

Us life || Soukoku ||Donde viven las historias. Descúbrelo ahora