I.XII

215 32 29
                                    

Zaklął głośno i mamrocząc coś pod nosem pochylił się by zebrać resztki po porcelanowym kubku. Wpatrywał się beznamiętnie w odłamki i nie zwracając uwagi nawet na minimalnym ból zgniótł je w dłoni używając przy tym swojej zdolności. Czerwona poświata objęła od razu jego palce na co chwilę się zapatrzył. Zamrugał chwilę potem i wyprostowując plecy pozwolił proszkowi wysypać się na podłogę. Nie mógł w to uwierzyć. Nie powinien śnić, on nie powinien mieć snów. Był w końcu tylko zwykłym klonem, klony nie miały snów co wyjaśniało dlaczego nigdy ich nie miewał. Do tej pory.

Odetchnął głęboko po czym kucnął i
schował głowę w wyciągniętych do przodu ramionach, zaraz zgiął łokieć by następnie prawą dłonią poczochrać się po włosach westchnąwszy głęboko. To było dziwne, wręcz nienaturalne. Pamiętał jak kiedyś Flagi wymyślili sobie żeby poopowiadać sobie nawzajem własne sny z ostatniego okresu, a najciekawszy miał wygrać. Nadal czuł rumieniec wstydu kiedy nadeszła jego kolej i mimo jego protestów nalegano go do opowiadania. Czuł się niezwykle głupio kiedy w końcu wyznał, że nigdy tego nie doświadczył, a sytuację pogorszyło wtedy to, że zapadła głucha cisza. Był pewny, że w końcu jakoś wybuchnie z tych nerwów jednak szybko zostało to na nowo przerwane przez sprzeczkę pewnej dwójki, która tak jak wcześniej starała się zachować swój konflikt dla siebie i prowadzić go dość cicho ze względu na okoliczności jakie sobie dobrali tak wtedy nagle te postanowienie wyparowało i zaczęli się przekrzykiwać choć to nie było wcale konieczne. Wybuchł wtedy śmiechem bo po prostu nie mógł już wytrzymać, a tak reagował czasami na stres, a przy okazji rozluźniło to już do końca atmosferę.

Aż uśmiechnął się pod nosem na to wspomnienie, jednak natychmiast mina mu zrzedła kiedy przypomniał sobie ledwo żyjące ciało przyjaciela na podłodze. Pokręcił głową po czym wstał szybkim i dumnym ruchem oraz ruszył do salonu gdzie zostawił ostatnio komórkę. Wziął ją i po tym jak wpisał hasło od razu wybrał numer do swojego partnera. W między czasie zaczął zdejmować z siebie przepocone ubrania bo już naprawdę irytowało go to w jaki sposób kleiły się do jego wilgotnego ciała. Musiał się umyć jednak na razie próbował dodzwonić się do Dazaia, który praktycznie nigdy nie odbierał telefonu przez to, że często po prostu zostawiał go w bardzo dziwnych miejscach, a potem nie mogli go znaleźć. Użył liczby mnogiej ze względu na to, że młodszy zawsze, ale to zawsze wciągał w to niego. Raz nawet znaleźli go w kominie jakiegoś gościa, którego mieli zabić. Dopiero wtedy szatyn przypomniał sobie, że był tam przecież wcześniej na zwiadach i najpewniej musiał mu wypaść, na szczęście był wyciszony. Ryży wtedy uderzył dłonią w czoło z zażenowaniem spojrzeniem spowodowanym zachowaniem  wyższego. Mimo wszystko było to nieco rozczulające jakby się nad tym zastanowić. Jak takie duże nieogarnięte dziecko... Heh, o czym on myślał?

— Halo? — Odezwał się głos w słuchawce na co ten od razu przybliżył ją bliżej twarzy.

Głos Osmu był lekko zachrypnięty, ale też zdyszany więc Chuuya wnioskował, że był na dworze, panował straszny upał i chyba tylko wariaci lub samobójcy postanowili wyjść na dwór z własnej nie przymuszonej woli. Cóż, na jedno wychodziło.

— Idziemy dzisiaj do tego burdelu pamiętasz? — Przypomniał mu niby to obojętnym tonem.

— Chuu Chuu już nie może się doczekać? — Znowu odpowiedź pytaniem na pytanie co powoli zaczynało irytować starszego.

— Ja w przeciwieństwie do ciebie mam godność — odpowiedział tylko dumnie urażonym tonem. — Po prostu się zbieraj. Mam też do powiedzenia ci coś ważnego, a nie jest to rozmowa na telefon.

— Brzmi tak jakbyś miał mi oświadczyć, że jesteś w ciąży — zażartował brazowooki jednak nie było w jego głosie tej figlarnej nuty, która sprawiłaby tym samym, że te słowa zabrzmiałyby swobodniej. Dało się też w tle słyszeć to jak przewraca różne rzeczy na bok. — Staw się w porcie. Będę czekał.

Us life || Soukoku ||Where stories live. Discover now