ostateczna decyzja

29 1 0
                                    

Następny dzień Ellie-Ann spędziła na nauce. Nie czuła już tego bólu, co wczoraj, więc mogła się na tym skupić. Domyślała się jednak, że to uczucie prędzej czy później powróci. Nie wiedziała jednak, czy całkowicie tego chce. Nie mogła nawet poprosić Deatona o pomoc, ponieważ nie można było skontaktować się z mężczyzną. Może był czymś zajęty, jednak Ellie nie była tego pewna.

Z tego też powodu, wieczorem dziewczyna poszła na mecz Liama. Wiedziała, że Stiles i Theo nie chcieli tam być. Jednak Stiles był jednym z graczy, a Theo poszedł tam tylko w razie, gdyby brunet coś wymyślił. Na boisku, blondwłosa dziewczyna zajęła miejsca koło Masona i Sydney. Szybko się z nimi przywitała, zanim przeniosła swoje spojrzenie na Liama.

– Wiesz, jak późno Scott ma być? – Zapytała Ellie, wciąż obserwując uważnie swojego przyjaciela.

– Nie, ale jestem pewien, że Stiles już do niego pisze. Plus właśnie skłamał. – Na twarzy Theo pojawił się pół uśmiech, gdy szatyn ponownie spojrzał się na nastolatkę.

Oboje po tym zauważyli, jak dwójka chłopaków weszła na boisko. W ciągu tych kilku minut, Stiles zdążył upaść na ziemię przynajmniej trzy razy. Wtedy też przeciwna drużyna zdobyli przewagę nad nimi. Ani Mason, ani Ellie nie byli przez to zadowoleni. Wierzyli jednak, że uda się to jakoś poprawić. Dzięki jakiemuś magicznemu szczęściu albo czemuś podobnemu. Zauważyli, że przed dalszą częścią gry, Stiles zszedł z boiska. Na ten widok, Theo odszedł w jego stronę i później wyszedł wraz z obojgiem Stilinskich.

– Liam! Wchodź na boisko! – krzyknął trener Finstock, podchodząc bliżej niego.

– Dajesz, Brett! No dalej!

– Dasz radę, Liam! Liam, Liam! – Ellie-Ann podniosła się z Masonem i Sydney, unosząc w tym samym momencie plakat z napisem „Go Liam".

Cała ich trójka obserwowała później, jak jeden z ich graczy złapał piłkę w swoją rakietkę i pobiegł w stronę przeciwnej bramki. W ostatniej jednak chwili osoba z przeciwnej drużyny wytrąciła tę piłkę. Ten sam gracz natychmiast złapał piłkę i pobiegł z nią z powrotem do bramki drużyny z Beacon Hills. Przed nim znajdował się Liam, ale Ellie szybko zrozumiała, że ten zamarł w miejscu.

– Liam! Na miłość Boską, rusz się! – Krzyknął Bobby, zanim drużyna Bretta zdobyła kolejne punkty.

Już po chwili Liam podniósł piłkę z ziemi i ruszył szybko w przeciwną stronę. Biegnąc do bramki, chłopak mógł słyszeć swoich przyjaciół. Ominął z łatwością większość przeciwników, ale z tą samą łatwością Brett powalił go na ziemię. Zdejmując swój kask, Liam spojrzał się ze złością na Bretta. Wtedy też zauważył jego zmarszczone brwi.

– Po cholerę to zrobiłeś?

– Bo się boisz. Mogę to czuć od ciebie nawet z drugiej strony boiska. – Brett mu odpowiedział. – Jesteś ranny?

– Nie.

– Czy dalej żyjesz?

– Oczywiście. – Powiedział Liam z irytacją.

– Więc wstawaj. – odezwał się ostrzej Brett.

Ellie-Ann ze swojego miejsca widziała, jak sędzia podbiega do dwójki blondynów. Zauważyła też, jak Liam podnosił się z ziemi po rozmowie z Brettem. Mecz jednak rozpoczął się ponownie krótko po tym, jak Brett odbiegł od niższego chłopaka. Sytuacja się jednak nie zmieniła i ostatecznie mecz został wygrany przez szkołę z Devenford.

Po tym, jak zakończeniu tej rozgrywki, Ellie i Mason czekali na Liama aż ten wyjdzie z szatni. Żadne z nich nie wymieniło słowa. Po kolejnych minutach, przywitali się jednak z Brettem i Liamem. Ellie krótko przytuliła Talbota, a później swojego przyjaciela. Blondynka pogratulowała Brettowi i powiedziała mu, że zobaczą się w domu. Po tym, wraz z resztą chłopaków skierowała się do drzwi.

Po odprowadzeniu Liama do domu, Ellie pożegnała się z nim i Masonem oraz poszła do kryjówki własnego stada. Na miejscu przywitała się ponownie z Brettem, a później objęła ramieniem Satomi. Chwilę rozmawiała z kobietą, zanim znowu poczuła ból w swojej klatce piersiowej. Dziewczyna zacisnęła swoją dłoń na kuchennym blacie i spojrzała się na blondyna obok nich.

– Co się dzieje? – Zapytała z powagą Satomi, gdy Brett przysunął krzesło bliżej Ellie.

– Nie wiem, ja... Cho... cholera. Chyba już okej, ból ustąpił.

– Jak długo czujesz ten ból? – Zapytał Brett ze zmarszczonymi brwiami.

– Dwa dni? Może więcej, wiem na pewno, że od zniknięcia Scotta.

– Jestem prawie pewna, że ma to związek z twoją kontrolą nad życiem. Jeśli czujesz ten ból, to oznacza, że ktoś jest w tym momencie śmiertelnie ranny. Patrząc na obecną sytuację, może być to Kira lub Scott. – Wyjaśniła dziewczynie Satomi, podając jej kubek z wodą.

– Zawsze tak jest?

– Zawsze, gdy ktoś w twoim pobliżu lub ktoś, kogo znasz jest śmiertelnie ranny. Cierpienie jest gorsze, gdy ta osoba umiera.

– Czy mogę coś z tym zrobić? Powstrzymać jakoś tę śmierć?

– Tak, ale musisz być przy umierającej osobie. W innym przypadku, nie masz żadnej kontroli nad tym, co się dzieje.

– Okej, okej, chwila. – Przerwał im Brett, spoglądając na Satomi. – Czyli nasza Ellie może kontrolować to, czy ktoś żyje, czy nie oraz może wiedzieć, kiedy ktoś umiera?

– Zgadza się.

Ellie-Ann szybko się podniosła i odstawiła kubek do zlewu. Przez chwilę stała w miejscu zamyślona, zanim zdecydowała się od razu go umyć. Odwracając się z powrotem w stronę swojej rodziny, zauważyła zdezorientowanie na twarzach Satomi i Bretta. Dziewczyna cicho odetchnęła oraz skupiła swoje spojrzenie na mamie. Nie może teraz od tak wyjść oraz zostawić ich bez żadnego wyjaśnienia.

– Zdecydowałam się, że pomogę reszcie znaleźć Scotta. Gdziekolwiek... – W tym samym momencie Ellie usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości, którą szybko odczytała. – Ja i Liam pojedziemy ze stadem Scotta do Meksyku, żeby zapobiec jego śmierci. No, albo śmierci Kiry.

– Ellie-Ann, to jest daleka droga stąd. Mogę się też założyć, że nie będzie tam bezpiecznie.

– Wiem, że może być niebezpiecznie, ale muszę spróbować. Będę ostrożna, obiecuję. – Ellie-Ann przytuliła krótko Satomi, składając lekki pocałunek na jej czole. – Zawsze będę cię chronić, mamo.

– A ja ciebie, dlatego też tobie ufam. Nie chcę, żeby coś ci się stało, ale wiem, że sobie poradzisz. Dlatego pozwalam ci z nimi pojechać, ale musisz wziąć ze sobą dodatkową broń. Nie możesz tam polegać tylko na swojej mocy.

– Oczywiście. Brett, wrócę po ciebie, więc masz przeżyć do mojego powrotu. – Ellie krótko się zaśmiała, zanim objęła mocno chłopaka.

– Jasne, jasne. Pamiętaj tylko, żeby też uważać na siebie i później wrócić w całości.

– Obiecuję ci to. – Blondwłosa uśmiechnęła się szerzej w stronę chłopaka, po czym pobiegła do swojego pokoju.

Zgodnie z wiadomością od Liama, nie zostało jej dużo czasu. Stiles miał tylko pójść do swojego taty po zgodę na wyjazd do Meksyku i już mieli wyjeżdżać. Dlatego, idąc po schodach, Ellie-Ann już układała sobie, co przyda jej się najbardziej do uratowania Kiry i Scotta. Miała tylko nadzieję, że nie wydarzy się nic niespodziewanego.

Broken PromisesWhere stories live. Discover now