The End or...

41 2 0
                                    

W pomieszczeniu zrobiło się już ciemno. Każdy znalazł swoje kryjówki, oczekując znaku na atak. Wszędzie było na tyle cicho, że odgłos bomb dymnych upadających o ziemię odbił się echem przez korytarze. Niedługo po tym do środka przedostała się grupa osób, która chciała ich zabić.

Wszyscy walczyli z przeciwnikami. Breaden, Chris i Derek strzelali w nich z pistoletów. W tym samym czasie, reszta wilkołaków wykorzystywała swoje pazury. Ellie-Ann starała się część z nich osłabić na tyle, by nie byli w stanie dalej walczyć.

– Idź po resztę. niech się ukryją. – Scott rozkazał Brettowi.

Ellie skupiła się na odłamkach ciężkiego materiału, który leżał na ziemi. Po chwili zostały one oplecione przez drobne łodygi. Materiały zostały uniesione w powietrze. W następnej chwili, zostały odrzucone na bok. Trafiły idealnie w grupę morderców. Szybko ich znokautowały, blokując im przejście.

Scott w tym czasie podbiegł do Kiry. Zanim jednak mógł się odezwać, zauważył Lori. Mężczyzna w ciemnym stroju i kasku spróbował ją zaatakować. Od razu jednak został pchnięty na ziemię. Scott przytrzymywał go do podłoża i zaświecił na niego czerwonymi oczami.

– Wszystko okej? – Spytała Ellie, dobiegając do drugiej blondynki.

Kątem oka mogły jednak zauważyć, jak Scott z furią atakował mężczyznę. Jego oczy zrobiły się prawie całkowicie czarne. Krew zaczęła się zbierać na jego twarzy i rozpryskiwać wokół niego.

W budynku pojawiły się nowe osoby z bronią. Oni jednak szybko się wycofali. Scott wyczuł wibrację telefonu. Wilkołak za pomocą swoich pazurów wyciągnął go. Wyświetlając wiadomość, odwrócił telefon do mężczyzny. Dzięki temu mógł się dowiedzieć, że kontakty zostały odwołane.

Oczy Ellie-Ann stały się ponownie ciemno zielone. Od razu skierowała się do kryjówki swojego stada. Słyszała za sobą kroki Scotta i, jak reszta zamaskowanych osób wybiegała z budynku. Szybko udało się jej jednak odnaleźć Kirę.

– To koniec? Naprawdę koniec? – Zadała cicho pytanie czarnowłosa, odwracając swoją głowę w stronę bruneta.

Ellie-Ann w pewnym momencie jakby się ocknęła i szybko wybiegła z pomieszczenia. Od razu pobiegła do domu Theo. W tle już mogła zauważyć wysokie drzewo przed jego domem. Zatrzymując się przed bramą, zauważyła szatyna.

– Theo! – Krzyknęła, gdy w jej oczach na nowo pojawiły się łzy. Obserwowała, jak chłopak wychodził do niej przed bramę. – Już po wszystkim, wszystko się skończyło.

– Nie waż się żartować. Naprawdę? Cholera, nie wiesz, jak dobrze to słyszeć. – Theo uśmiechnął się szeroko, przyciągając dziewczynę do przytulenia. – Jesteś cała? Wejdź, odpoczniesz już u mnie.

Oboje skierowali się po tym do środka jego domu. Młody Raeken szybko uszykował im jajecznicę z kanapkami. Po tym, jak oboje zjedli posiłek, Theo zaprowadził dziewczynę do swojego pokoju.

– Idziemy już spać czy masz jeszcze w planach coś zrobić? – Zapytała Ellie.

– Przyda nam się po tym wszystkim sen.

Theo zauważył kątem oka, jak dziewczyna pokiwała głową. Oboje szybko przebrali się w luźne ubrania. Nastolatek dodatkowo pożyczył blondynce swoją koszulkę. Usiadł po tym na łóżku obok Ellie-Ann.

– Pójdę jeszcze przemyć twarz. – Stwierdziła blondynka, podnosząc się.

– Jak wyjdziesz z pokoju to po lewej stronie jest łazienka.

Już po chwili Ellie znalazła się przed umywalką. Wciąż zmęczona zmyła ze swojej twarzy zaschniętą krew. Plus bycia super naturalnym stworzeniem jest to, że rany szybciej się goją. Ból jednak nie odpuszczał tak łatwo. Kończąc przemywanie twarzy, wysuszała ją ręcznikiem i wyszła z łazienki.

– Słodkich snów. – Powiedział cicho szatyn, gdy oboje leżeli pod kołdrą.

– Kolorowych. – Wyszeptała Ellie-Ann i wzięła jego dłoń w swoje.

Leżeli tak przez jakiś kwadrans, gdy blondynka w końcu nie obróciła się na swoją lewą stronę, ale i tak prawie od razu pociągnęła piwnookiego za sobą. Theo powstrzymał swój śmiech i objął ukochaną w pasie.

– Już wygodnie? – Wyszeptał chłopak, otrzymując od dziewczyny krótkie, pozytywne mruknięcie.

Pewien czas po tym udało im się zasnąć, a z samego rana oboje zeszli na dół na śniadanie. W kuchni już znajdowali się rodzice szatyna, a kobieta kończyła szykować posiłek. Oboje spokojnie się przywitali, zajmując miejsca naprzeciw taty Theo przy stole.

– Wyspaliście się? – Zapytał spokojnie mężczyzna, popijając ze swojego białego kubka czarną kawę. – Zgaduję poza tym, że to ty jesteś dziewczyną, którą Theo lubi przyprowadzać tutaj pod naszą nieobecność.

– Tak, dobrze spaliśmy i nazywam się Ellie-Ann, panie Raeken.

– Możesz mi mówić Jonathan, miło cię w końcu poznać. – Na twarzy mężczyzny pojawił się ciepły uśmiech, gdy na krótką chwilę podał swoją dłoń nastolatce.

Blondynka lekko ją uścisnęła, witając się po tym z mamą Theo. Po chwili wraz z resztą Ellie zaczęła jeść swój posiłek. Kończąc jeść, dziewczyna podziękowała za gościnę i odniosła talerz do zmywarki.

W kilka następnych minut ona z Theo znaleźli się w jego samochodzie. Nastolatek od razu odwiózł dziewczynę do jej domu. Obserwował, jak wyszła z pojazdu i stanęła koło niego. Na jej twarzy wciąż był widoczny szczery uśmiech.

– Do zobaczenia w szkole.

Zanim jednak dziewczyna mogła podejść do domu, Theo opuścił swoje auto. Podbiegł do Ellie-Ann i spojrzał się w jej oczy z nadzieją. Spytał później, czy mogliby się spotkać po południu.

– Jesteśmy więc umówieni. Piętnasta, pasuje? – Zapytała spokojnie zielonooka.

Theo lekko pokiwał swoją głową, chwilę jeszcze przyglądał się, jak Ellie wchodziła do swojego domu. Szybko jednak zajął ponownie miejsce kierowcy i odpalił samochód. Nie spojrzał się już z powrotem w stronę budynku, spod którego odjeżdżał.

Blondynka w tym czasie przeszła do swojej sypialni, zdejmując przepocone ubrania. Bluzę i spodnie dresowe szybko wrzuciła do kosza na pranie. Po prysznicu przebrała się w luźną koszulkę w kolorze khaki oraz dżinsowe spodnie. Jej włosy wciąż były mokre po kąpieli, a na twarzy znajdowały się lekkie rumieńce.

Będąc w pokoju, poczuła złe przeczucie. Miała wrażenie, że wbrew ich nadziejom walki z innymi się nie zakończyły. Kątem oka spojrzała się na swoje strzały. Kołczan był zakurzony od pyłu w tamtym budynku. Ellie-Ann szybko wyjęła z niego strzały. Dziewczyna zaczęła je uważnie naostrzać. Zawsze lepiej jest być przygotowanym.

Broken PromisesWhere stories live. Discover now