Rozdział 17

1.6K 71 16
                                    

Nadeszła wyczekiwana przez wszystkich nastolatków upiorna sobota. Dzień przepełniony toną słodyczy, a wieczór litrami alkoholu. Trzydziesty pierwszy października to wyjątkowy czas, w którym każdy mógł wykazać się kreatywnością i odrobiną niezdrowego szaleństwa.

- Jak ci idzie? Zaraz się spóźnimy! - zawołała Davis na tyle głośno, abym usłyszała przez zamknięte drzwi łazienki.

- Już i tak jesteśmy spóźnione. - Zaśmiałam się, sięgając po szminkę w moim ulubionym odcieniu. - Jeszcze chwilka, obiecuję!

- Słyszałam ten tekst jakieś dziesięć minut temu - odkrzyknęła.

Pokręciłam głową rozbawiona, po czym skupiłam się na powolnych pociągnięciach, które wykonywałam wręcz z chirurgiczną precyzją. Nie mogłam sobie pozwolić na nawet najdrobniejszy błąd, bo to skutecznie zniszczyłoby końcowy efekt, a dziś żadne potknięcia nie wchodziły w grę.

Odłożyłam produkt na toaletkę, a następnie wbiłam wzrok w swoje odbicie. Zwinnym ruchem poprawiłam czarny krawat i założyłam na usta dumny uśmieszek. Wszystko wyglądało perfekcyjnie. Strój został odwzorowany z nawet najdrobniejszymi szczegółami. Chociaż miałam mało czasu na przygotowania, całość spełniła moje wygórowane oczekiwania. Każdy element łączył się ze sobą, tworząc powalający finał. Brakowało już tylko dwóch fragmentów, które ostatecznie zamkną cały projekt i pozwolą mi na osiągnięcie obranego jakiś czas celu.

Dzisiejsza noc miała przejść do historii. Właśnie rozpoczął się nowy i piekielnie niebezpieczny etap, który miał ostatecznie doprowadzić mnie do ociekającego słodyczą zwycięstwa. Pokonałam cholernie długą drogę i nie miałam w planach się wycofać. Tym razem nie ucieknę z podkulonym ogonem. Zwyciężę w tej nierównej walce. Zadbam o to, aby moje wyczerpujące starania w końcu zostały docenione.

Koniec milczenia. Koniec ślepej akceptacji.

Koniec z posłuszną zabawką w rękach chorego oprawcy.

Nadszedł mój czas i miałam w planach odpowiednio go wykorzystać.

Pewnym krokiem opuściłam pomieszczenie i skierowałam spojrzenie na najlepszą przyjaciółkę.

- O cholera... - wyszeptała, unosząc brwi. - Wyglądasz obłędnie.

- Dziękuję, Dzwoneczku - odpowiedziałam, lustrując przyjaciółkę wzrokiem. Zielona, połyskująca i perfekcyjnie odwzorowana sukienka bajkowej postaci, wyglądała przepięknie na smukłej sylwetce blondynki. - Ty również.

Sięgnęłam po leżący na fotelu czarny płaszcz, po czym z krzywą miną założyłam go na siebie, starając się przy tym w żaden sposób nie uszkodzić pozostałych części ubioru. Nie po to uporczywie prasowałam każdy milimetr białej koszuli, aby w ciągu paru sekund zepsuć uzyskany wygląd. Przejechałam dłonią, wygładzając strój, po czym zerknęłam w kierunku Davis, która poprawiała swoje urocze, błyszczące skrzydełka. Wyglądała, jak żywcem wyciągnięta z bajki Disneya.

- Będziemy wyglądać przezabawnie, stojąc obok siebie - rzuciła Davis, zbierając najpotrzebniejsze rzeczy to małej torebki. Z pełną fascynacją obserwowała, jak próbowała pomieścić ze sobą wszystkie mniej lub bardziej sensowne przedmioty. - Moja urocza wersja bajkowej wróżki, dość mocno gryzie się z twoją prezentacją gangsterki z Brimingham.

- Nie wiem, o co ci chodzi. - Zaśmiałam się niewinnie.

- Chodzi o to, że wyglądasz prawie jak mój prywatny ochroniarz - stwierdziła, kierując się do wyjścia. - Nie zapomnij tylko swojej czapki.

- To nie żadna czapka! - upomniałam ją pośpiesznie. - To kaszkiet.

- Zwał jak zwał. - Przewróciłam oczami, nie kryjąc rozbawienia. - Idziesz, czy nie?

Tonąc w błękicie #1 [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now