Rozdział 11

2.2K 83 49
                                    

ELIOT

Aurelia Winslow od zawsze była dla wszystkich prawdziwą zagadką, której nie dało się rozwikłać.

Przy naszym pierwszym spotkaniu wydawała się wyjątkowo spokojna i opanowana. Na jej ustach często pojawiał się niepewny uśmiech, a rumieńce podkreślały słodką niewinność. Była wcieleniem wszystkiego, co dobre i łagodne. Oferowała wszystko, czego tylko potrzebowałem.

Jednak los napisał dla nas zupełnie inny scenariusz.

Otrzymaliśmy długie tygodnie pełne burzliwych konwersacji, a niekończące się problemy generowały nowe kłótnie. Słowa raniły, jak najostrzejszy nóż, a każda kolejna krzywda pozostawiała piętno na naszych pogruchotanych sercach. Wznosiliśmy się, aby następnie z impetem uderzyć w kamienną skarpę.

W całej tej historii zabrakło romantycznych spotkań, czułych gestów i chwytających za serce momentów. Nie byłem w stanie podarować dziewczynie tego, czego ode mnie wymagała. Ale nie zawsze było między nami źle. Pojawiały się takie chwile, w których rozumieliśmy się bez słów. Działaliśmy wspólnie, mogąc na siebie liczyć. Nie było ich szczególnie dużo, ale to do nich starałem się wracać myślami, gdy Winslow całkowicie się ode mnie odcięła. Już sama wizja wywoływała przyjemne ciarki na całym moim ciele. Intensywne, pełne pożądania noce, w których przekraczaliśmy wszelkie granice moralności, sprawiły, że nie potrafiłem poprawnie oddychać bez tej dziewczyny. Każde zbliżenie pozwalało nam wyzwolić się z natarczywego uścisku. Tylko wtedy w pełni akceptowaliśmy swoje potrzeby. Może i uwielbiałem te nasze zaciekłe potyczki, ale to właśnie seks był czymś, w czym byliśmy najlepsi.

Skłamałbym, twierdząc, że nasza relacja była zdrowa. Krzywdziliśmy się na każdym kolejnym kroku, ale żadne z nas nie było gotowe tego przerwać.

Osobno byliśmy jedynie żałosnymi istotami, które stąpały po tej planecie bez większego celu. Jednakże wspólnie byliśmy gotowi rządzić całym tym pieprzonym światem.

Pomimo bólu potrzebowaliśmy siebie, aż wszystko się nie spierdoliło.

Aż to ja wszystkiego nie spierdoliłem.

Mogliśmy wiele osiągnąć, praktycznie dosięgnąć gwiazd. Trwać na złe i jeszcze gorsze, ale pozwoliłem sobie na niewybaczalne błędy. Nie doceniłem jej. W pewnym momencie przestałem uważać. Stałem się nieostrożny i pozwoliłem Aurelii wykonać następne kroki.

Gdy byłem święcie przekonany o mojej dominacji, to ona pociągała za odpowiednie sznurki.

Sterowała mną, wykorzystując moją własną taktykę. Szybko się uczyła. Dostrzegłem ten fakt, kiedy było już za późno na jakąkolwiek reakcję.

Aurelia Winslow z pełną satysfakcją zepchnęła mnie na samo dno.

A ja zapragnąłem pociągnąć ją tam ze sobą.

Na swoje własne życzenie straciłem godną siebie przeciwniczkę, ale nie byłem typem, który szybko sobie odpuszczał. Walczyłem do samego końca, a ona miała już niebawem stać się moją nagrodą.

Krocząc szkolnymi korytarzami, mogłem w pełni skupić swoją uwagę na spiętej dziewczynie. Wciąż nie zdradziłem jej celu naszej rozmowy, ale nie musiała zbyt prędko zaprzątać sobie tym tej swojej słodkiej główki. Przejechałem spojrzenie po pofalowanych włosach, które nieznacznie wydłużyły się przez okres wakacyjny. Jak zwykle rozpuszczone i splątane na końcach. Kiedyś zażartowała, że gdy nasz związek się zakończy, zetnie je na krótko. Cóż... Jasno dawała mi do zrozumienia, że wciąż należała tylko do mnie. Nawet jeżeli nie była jeszcze gotowa głośno się do tego przyznać.

Tonąc w błękicie #1 [ZOSTANIE WYDANE]Onde as histórias ganham vida. Descobre agora