Później zatrzasnęłam drewniane drzwi sali, w której leżała starsza kobieta. Miała siwe włosy spięte w kucyk i brązowe oczy śledzące moją sylwetkę za każdym krokiem. Złapałam za jej kartotekę medyczną, by wiedzieć jaki jest stan zdrowia pacjentki, jak się nazywa i co w ogóle jej dolega. Przeczytałam uważnie każde najmniejsze zdanie, z których wynikało, iż staruszka chorowała na przewlekłą wadę serca. Miała siedemdziesiąt dwa lata oraz nazywała się Margaret.

Oparłam ciało o pobliską komodę, by dokładnie prześledzić jej ułożenie i po chwili podejść do niej i poprawnie ułożyć łóżko i poduszki, żeby leżało się jej wygodniej i przede wszystkim zdrowiej dla kręgosłupa.

- Dzień dobry proszę pani, jak się pani czuje ? - spytałam z uśmiechem, odsuwając się od ciała kobiety na dosłownie odległość kilku kroków.

Starsza pani uśmiechnęła się delikatnie, przykrywając się też kołdrą.

- W moim wieku nie można się czuć. W moim wieku czeka się tylko na jedno i modli do Boga, żeby szybciej to przyszło i bezboleśnie. - zaczęła odpowiadać na moje pytanie, a mnie momentalnie zrobiło się jej szkoda.

Biedna pani. Starsi ludzie tutaj wmawiali sobie tylko jedno i nie oglądali się za okna szpitala. Nie widzieli świata, który ich otaczał. Niekiedy osobiście miałam ochotę zawieźć ich wszystkich na dwór, by mogli podziwiać dość ładny krajobraz Anglii, a przynajmniej okolicy. Wiedziałam, iż jednak po zrobieniu tego nie miałabym żadnych szans na ukończenie praktyk z dobrą oceną, a przede wszystkim nie miałabym zapewnionej tutaj pracy.

A pracy akurat potrzebowałam. Wynajmowałam mieszkanie blisko uczelni. Choć na początku pomagał mi ojciec, to nie chciałam już jego pomocy. Wiedziałam, że w określonych okolicznościach nie może aż tak na mnie wydawać, a po drugie, to musiałam się już usamodzielnić. Miałam w końcu dwadzieścia pięć lat, a nie osiemnaście. Byłam dorosła.

Nachyliłam się nad ciałem kobiety, a następnie zdjęłam z szyi stetoskop, by odpowiednio ją zbadać i zanieść raport z badania do mojego lekarza prowadzącego. Wówczas staruszka złapała pomarszczoną dłonią za zwisający z mojej szyi łańcuszek. Odsunęłam się od niej na małą odległość, patrząc z niezrozumieniem.

- Jest piękny - stwierdziła śmiejąc się - Mój mąż kiedyś dał mi podobny na rocznicę ślubu. Łańcuszek z krzyżem, to znak ochrony. Ci co dostają go, są chronieni przez tą osobę, póki go noszą. Dostałaś go, skarbie ?

Zamilkłam, a stetoskop o mały włos nie wypadł mi z rąk prosto na ciało starszej pani. Za jednym razem przypomniał mi się osobnik, którego nie widziałam już od tak dawna. Dotknęłam mimowolnie krzyżyk kończący cały naszyjnik i uśmiechnęłam się. Sean nadal był bliski mojemu sercu, choć nasz kontakt był praktycznie zerowy. Owszem jak obiecał, tak zrobił. Rok po całym zdarzeniu na lotnisku przyjechał do mnie, do Anglii na dwa tygodnie. Spędziliśmy je całe razem, nie szczędząc nawet jednego dnia. Jednak później wszystko się popsuło.

Nauka i osobiste problemy nie pozwoliły nam ciągnąć naszego związku na odległość. Zerwaliśmy na trzecim roku studiów, lecz dalej do siebie pisaliśmy. Życzenia urodzinowe, świąteczne i noworoczne. Nie widziałam go na oczu od sześciu lat. Nie czułam dotyku od siedemdziesięciu dwóch miesięcy i nie słyszałam głosu. Nie poznałabym go na ulicy.

Wiedziałam jedynie, iż rok temu ukończył prawo i został prawnikiem w firmie mojego ojca. Tata mówił, że Sean jest naprawdę dobry w te klocki oraz wspaniale sobie radzi z jego starszymi pracownikami. Nikt nie traktował go gorzej z powodu jego wieku. Czy się tego spodziewałam ? Oczywiście. Żaden praktykant nie był jeszcze na rozprawie z moim ojcem, głównym zarządcą jednej z kancelarii znajdujących się na całym świecie. Dalej pamiętałam to wszystko co się między nami działo i nie jeden raz siedziałam sama w pokoju rozmyślając jakby to było, gdybyśmy studiowali na jednej uczelni.

Start a StoryWhere stories live. Discover now