Rozdział 29 "Teraz jestem szczęśliwa, a jutro będę płakać "

Start from the beginning
                                    

Owszem, małe słówka zwykle do siebie mówiliśmy, ale od czasu kłótni nie usiadłam z nim wspólnie przy stole i nie porozmawiałam. A tego akurat chciałam.

- Usiądziemy czy będziemy sobie stać ? - zaśmiałam się cicho na jego słowa i posłusznie zeszłam ze schodów.

Tata wybrał jako miejsce naszej małej pogadanki kuchnię, z czego oczywiście się cieszyłam, ponieważ znajdowała się ona daleko od pokoju mojego ochroniarza i blisko ulicy, gdzie bawili się dzieci sąsiada, więc zawsze mogłam obrócić wszystko i zwalić winę na zabawę biednych dzieci. Choć osobiście nigdy niczego nie usłyszałam.

Jeśli trwało to od więcej niż kilku tygodni. - dodałam w myślach.

Usiadłam na krześle barowym, zajmując tym samym miejsce naprzeciw taty. Złożył ze sobą ręce, patrząc na mnie z niegasnącym nawet na chwilę uśmiechem.

- Mama mówiła mi, że jest z ciebie naprawdę dumna. Ona nigdy ci tego nie powie, ale ja ci to powiem, bo na to zasługujesz. Jesteśmy z ciebie cholernie dumni za każdym razem. Nie tylko teraz, gdy będziesz uczyła się na jednej z lepszych uczelni. Zawsze. - mama ? Ją nawet nie można tak nazwać, a co dopiero, że jest ze mnie dumna. - Opowiesz mi jak to będzie wyglądać ?

- Ale co ?

- Ty i Twój chłopak. Nie mów, że nie jesteście razem, bo was widziałem. Nawet myślałem, żeby oddać mu klucz do balkonu, ponieważ był aż takim częstym jego użytkownikiem. - Parsknął śmiechem, a następnie przeczesał długimi palcami swoje ciemne włosy. - Obstawiam, że będziecie studiować zupełnie gdzie indziej. Sądzę też, iż macie już uzgodniony plan.

Pokiwałam głową, zgadzając się z jego stwierdzeniem. Nasz plan co prawda był skomplikowany i praktycznie niemożliwy, ale mieliśmy go. Wierzyliśmy, że do siebie wrócimy. W końcu przetrwaliśmy w całkowitej ciszy tyle czasu. Cztery lata. Nie mogło być przecież aż tak źle, skoro nie zamierzaliśmy całkowicie zatrzymać kontakt. Wręcz przeciwnie postanowiliśmy codziennie do siebie pisać i dzwonić.

- Sean będzie studiował w nowym Jorku, a ja w Anglii. Mamy już plan, ale...

- Nie musisz mi go mówić spokojnie. Chcę wiedzieć tylko czy się rozstajecie czy nie.

- Nie.

Odetchnął z niemałą ulgą, po czym spojrzał na mnie z zadowoleniem wypisanym na każdym zakamarku jego twarzy. Tutaj znowu nie miałam pojęcia co go tak ucieszyło.

- Całe szczęście. Dzięki temu chłopakowi jesteś naprawdę szczęśliwa. Trzymaj się go, to dobra partia. - powiedział, co całkowicie mnie zaskoczyło. Nie dałeś się przekupić temu szatanowi ? - I w dodatku chce zostać prawnikiem, a ogromne szanse ze swoim charakterem. Będziecie naprawdę świetną parą w przyszłości. Nawet nie wiesz jak wam kibicuję.

- Fajnie jest mieć kogoś po swojej stronie - odpowiedziałam cicho. - Mat... Mama nie lubi Sean'a. - poprawiłam się szybko

- Bo nie jest dla ciebie odpowiedni. I co z tego, że studiuje już praktycznie prawo. Chłopak nie nadaje się do sławy, którą ty jesteś naznaczona.

Stukot jej wysokich szpilek rozniósł się po całym salonie, co sprawiło, iż razem z ojcem spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Stała tam ona. Matka, której nie widziałam od tak strasznie dawna. Ubrana była w krótką czarną sukienkę, a jej długie włosy sięgały już do praktycznie końca jej pleców. Dalej nie zmieniłam zdania o jej makijażu. Wyglądała jak tania dziwka spod latarni. Definitywnie zbyt ciemny podkład, różowy cień do powiek pomieszany z fioletem i czernią, a w dodatku strasznie długie i gęste doklejane rzęsy.

Start a StoryWhere stories live. Discover now