Odcinek 73: Naglfar

6 2 0
                                    

Po skończeniu narady, pewne było, że od tego, co się stało, nie będzie odwrotu. Dzień, w którym miał nadejść Zmierzch Bogów, ostatnie starcie Dobra ze Złem, był bliżej, niż przewidywali. Wiatr miał w końcu wydąć żagle ponurego okrętu - Naglfaru, zaś most do Asgardu miał załamać się pod wpływem kroków potężnej armii Chaosu. Wszystkie światy Yggdrasilu miały spłonąć, kiedy król ognistych olbrzymów - Surtr, wbije swój ognisty miecz w samo serce Asgardu. Odyn miał zginąć w paszczy Fenrira, który zginie z rąk Widara. Tyr miał zostać zagryziony przez Garma, który zginie od Tyrfinga. Ostatnie starcie Heimdalla i Lokiego im obu miało przynieść śmierć, tak jak młot Thora i jad Jormungandra obydwu tym wojownikom. Śmierć miała spotkać Frejra z ręki pana Muspellheimu. Taka była przynajmniej oficjalna wersja, z którą liczyli się Tyr, Thor i Frejr, a także - siłą rzeczy - Loki. Biorąc jednak pod uwagę, jak bardzo wszystko w przeciągu tych kilku miesięcy zdążyło odbiec od zapowiadanego stanu rzeczy, wszyscy żywili wątpliwość co do tego, czy wszystko będzie zgodne z przepowiednią. Nikt by się zdziwił prawdopodobnie, jeśli wszystkie wieszczby o przebiegu Ragnaroku łaskawie trafiłby jasny szlag, zaś kociołek i miotła Frigg zatańczyłyby dziarsko przed nimi oberka i złożyły uszanowanie.
Astrid westchnęła głęboko. Spojrzała na przyjaciół, z którymi wspólnie w tej ostatniej bitwie mieli skoczyć w paszczę wilka. Czy też, jak to mawiał sobie w takich razach Kaleva, Surman suuhun. Oni wszyscy, jej towarzysze podróży i niezliczonych przygód, mogli już z tego nie powrócić. A nawet jeśli by przeżyli, nic nie byłoby już takie samo jak dawniej. W takich chwilach tęskniła do czasu, gdy ich jedynym zmartwieniem był sprawdzian z przedmiotu albo pojedynki na Turnieju Trzech Szkół. Niestety, życie nie było takie łaskawe, okrutnie sobie z nich teraz drwiąc. Czyż to bowiem nie było ironią, że oni, nastolatkowie, którzy mieli przed sobą całe życie, musieli teraz o nie walczyć i w ogóle starać się, aby nic ich nie zabiło? Zaśmiała się gorzko. To była okrutna ironia.
- Widzę, że coś nie w porządku, Ast - usłyszała obok siebie skrzypiący głos Kalevy.
- Kal, ty palancie! Wiesz, że nie lubię, jak mnie zachodzisz od tyłu! - Ast posłała mu oburzone spojrzenie.
- Wiesz, ja wiem, że byś wolała, gdyby to był Loki, siorka - odpyskował.
- Zboczuch - prychnęła. Po czym oboje parsknęli śmiechem.
- Brakowało mi tych zboczonych żartów - przyznał. - Cieszmy się nimi, póki można. Bo niedługo może ich zabraknąć.
- Czyżbyś znowu wybierał się do Helheimu? - zadrwiła Astrid. - Wiesz, nie sądzę że Różyczka pozwoli ci na ponowne wkurzanie Hel. I w razie czego by pewnie przewróciła całe piekło do góry nogami, żeby cię stamtąd wyrwać.
- Taaa, dokładnie. Nie chciałbym, by moja narzeczona zostawała sama na tym świecie - przyznał.
- No właśnie. Pamiętaj, ja chcę jeszcze zobaczyć, jak się pobieracie! - po czym puściła Kalowi oczko. - Swoją drogą, hardo mnie zaskoczyłeś, kiedy mi o tym powiedzieliście.
- Prawie usiadłaś z wrażenia - zaśmiał się. - Mam nadzieję, że się uda, nie chciałbym jej opuszczać.
- Więc lepiej się postaraj. Ja sama bym nie chciała, byście mi ginęli, gdy będziemy mierzyć się z Odynem - wyznała. - Kocham was, moje miśki, i byłby to dla mnie okropny cios, gdybyście polegli.
- Ja się postaram. A myślę, że pozostali, nawet profesor Skirnir, nie ma powodu, by nie starać się znaleźć pod ostrzem Skuld - stwierdził albinos. - Ty o to też postaraj się o to, Astrid. Nie chciałbym tracić mojej siostrzyczki.
- Złego diabli nie biorą - zaśmiała się. - Wiesz co, tęsknię do czasów, gdy byliśmy po prostu zgraną paczką przyjaciół i nie musieliśmy martwić się, czy w kolejnym dniu nas nie zabije. Brakuje mi trochę naszego szkolnego życia, które bezpowrotnie zostało nam odebrane.
- Mnie też - przyznał Kal. - Chciałbym, by było jak dawniej. Niestety, tak już nie będzie. Czasu nie da się cofnąć.
Astrid westchnęła i spojrzała w rozpościerający się przed nimi przestwór. Płynęli właśnie wzdłuż wybrzeży Jotunheimu, ku zniszczonej wieży. Razem z nimi, za Skidbladnirem, płynęły okręty Wanaheimu i Alfheimu, które obsadzały załogi elfich i vanirskich wojowników. Potężne drakkary pruły przez fale, wiatr zaś wydymał prostokątne żagle. Wojenna flota Wanaheimu i jego lennika - kraju elfów, Alfheimu, była gotowa, by wypłynąć na wody Asgardu.
Wkrótce rozległ się ostry dźwięk. Na dziobie stał Skirnir, dmąc ile sił w płucach róg. Wyszykowany jak do bitwy, przy pasie nosił Sumarbrandr. Na jego plecach znajdowała się zaś różdżka - Gambanteinn. Jasne włosy zaplecione miał zaplecione w warkocz. Astrid uśmiechnęła się słabo pod nosem. Zastanawiała się, czy po tym wszystkim jej relację z profesorem Skirnirem da się naprawić. W duchu żywiła nadzieję, że są na to szanse.
Nie dane było jej jednak się nad tym głębiej zastanowić, bowiem zaraz w powietrzu dało się słyszeć kolejny odgłos rogu. Był jednak oddalony. Znaczyło to prawdopodobnie, że siły Chaosu wiedzą już o nich i gotowe są na przybycie ich. Nie było to jednak w jakiś sposób uspokajające, co było w sumie dziwne. Z Lokim na pokładzie, do tego wolnym, oraz pokojowymi zamiarami względem jego podkomendnych nie powinni mieć kłopotów. Założywszy, że dowódcy byli poinformowani o obecnym stanie rzeczy, co mogło, ale nie musiało być stanem faktycznym.
Wkrótce znaleźli się w zatoce. Na pobliskim wzniesieniu majaczyły ruiny strażnicy. Słup czarnego, tłustego dymu wznosił się w niebo, sygnalizując, im miejsce, gdzie mają się kierować. Na wybrzeżu oczekiwały hordy wojowników Chaosu - nieumarłych, gigantów, trolli i mutantów. Prócz nich widać było także ogry i wojenne bestie - mamuty, ogary Niflheimu, jotunheimskie wilki i lodowe żmije. Straszliwa armia rozciągała się od jednej strony zatoki po drugą. Słychać było trąbienie mamutów i tupanie, zaś bitewne surmy rozbrzmiewały do wtóru krzyków i łomotania w tarcze. Jednak nigdzie nie było widać sławetnego okrętu Naglfara, upiornego drakkaru z krain Chaosu. Lokiego, który wspiął się właśnie na galion Skidbladnira, nie wydawało się to martwić.
- A temu co? - zapytał Scatha, parskając śmiechem na widok Kłamcy.
- Psotnik zwariował - odpowiedziała Astrid, kręcąc głową.
Wkrótce znaleźli się na nabrzeżu. Tam już oczekiwali na nich członkowie sztabu dowódczego w osobach Hel, Jormungandra, Fenrisa, Utgarda-Lokiego i Surtra. Był też jakiś ogrzy watażka i król trolli, czarnobrody i niebieskoskóry wojownik z wielką lodową maczugą. Loki zręcznie zeskoczył z dziobu, zaś trap zsunął się, pozwalając zejść po nim przywódcom frakcji Asgardu i Wanaheimu. Wszelkie potwory oraz pomniejsze bóstwa zjeżyły się, widząc znienawidzonych wrogów. Strach, Głód i Furia powarkiwały, szczerząc kły pod skórami bestii, a Starość łypała, ukazując szczerbaty uśmieszek na widok Thora. Jednak wkrótce ich reakcje zastąpiła ciekawość, kiedy ujrzeli grupę licealistów w towarzystwie dwóch elfów i walkirii. W powietrzu było wyczuwalne napięcie, pomieszane z zainteresowaniem. Jednocześnie wyczuć można było pewną niezręczność, która biła od Tyra. Witając się z dowódcami armii Chaosu, wydawał się zesztywniały i skrępowany. Nie było się czemu dziwić, zwłaszcza, że wśród dowódców był i Fenrir, z którym powitanie było strasznie niepewne. Trochę w nim było pewnej wymuszoności, bardzo dużo wstydu i jeszcze więcej nieporadności.
- Widać, że obaj nie wiedzą, co ze sobą począć - szepnęła Rossweisse do Skirnira. - Napięcie między nimi jest wręcz namacalne.
- Dziwisz się? - odszepnął elf. - Ja sam nie wiem, jak po tym wszystkim spojrzeć Astrid w oczy, a co dopiero ci dwaj.
Tymczasem dowódcy odeszli na bok, by porozmawiać. Wanowie i elfy w tym czasie schowali broń. Nie zeszli jednak na stały ląd. Widoczne było jak na dłoni, iż nawet będąc po tej samej stronie, to nie byli w najlepszych stosunkach z ich tymczasowymi sojusznikami. A ci mogli zechcieć rzucić im się - zresztą ze wzajemnością - do gardeł.
Jakiś czas później dowódcy powrócili. Loki wystąpił naprzód, po czym sięgnął po róg, podany mu przez Hel. Zadął w niego trzykrotnie, a głośny, ostry dźwięk zadudnił w zatoce. Rezonował pośród skalnych wzgórz, na których leżał nietopniejący śnieg, odbijał się od ścian zniszczonej strażnicy. Wkrótce powiało zimnym wiatrem z najdalszej północy. Mgła poczęła unosić się od strony wody, zaś przenikliwe zimno zmieniło oddechy w parę. Nagle wśród mgieł zamajaczył kształt tytanicznego okrętu o galionie zdobionym podobizną morskiego węża z otwartą paszczą i wystawionym jęzorem. Kadłub o konstrukcji niby lodołamacz wyposażony był dodatkowo w parę ostrzy, podobnych do kos, pewnie bardzo skutecznych w przypadku bitwy morskiej. Burty okrętu obłożone były czarnymi łuskami, podobnymi do zaokrąglonych prostokątów. Reling wykonany był zaś z paliczków. Na okrągłych tarczach znajdowały się najczarniejsze runy, podczas gdy rzędy wielkich wioseł poruszały się rytmicznie. Olbrzymi żagiel, wydęty w tej chwili wiatrem, wykonany był ze zszytych ze sobą płacht skóry. Tu i tam na nim było widać twarze, wykrzywione w upiornych paroksyzmach bólu. Kiedy zaś ktoś uważniej przyjrzał się okrętowi, mógł dostrzec łypiące z galionu oraz z tarcz ślepia. Bez wątpienia był to Naglfar - przerażający okręt Chaosu, który w czasie Ragnaroku zawieźć miał pod mury Asgardu siły Lokiego.
Upiorny drakkar zacumował, tocząc ze sobą kłęby siwej, magicznej mgły. Straszliwe skrzypienie obwieściło otwarcie burty i wkrótce wszyscy ujrzeli, jak swego rodzaju właz zamienia się w trap. Straszliwa parodia arki zapraszała do swojego ponurego wnętrza. Wszyscy, którzy mieli na nią wsiąść, wiedzieli, jako nie będzie już odwrotu. Naglfar zapowiadał żeglugę w jedną stronę - ku śmierci i zagładzie.
Loki wziął głęboki wdech. Spojrzał znacząco na Tyra, po czym przeniósł wzrok na Astrid. Jaką myśl jej przekazał, wiedzieli tylko oni oboje. Po czym jął wchodzić do środka, by zająć miejsce przy sterze. Za nim poczęli ruszać kolejni wojownicy Chaosu, a także bestie wojenne i grupa uderzeniowa pod wodzą Ast. Asowie i Wanowie udali się natomiast na Skidbladnir.
Niebo nad Jotunheimem pokryły czarne chmury, zwiastujące nadejście ostatecznej bitwy końca świata.

RagnarokWhere stories live. Discover now