Odcinek 66: Smocze leże

8 2 0
                                    


Wędrówka za Hladgunnr Helsdóttir w mrozie i śniegu wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Wprawdzie upadła walkiria zaręczała, że leże Nidhögga aż tak daleko nie jest, jednak co do tego można było mieć poważne wątpliwości. Przez zaspy i chłód tajgi, które Aud i Scathiemu przypominały podróż do Niflheimu w zeszłym roku, ciężko było się przeprawić śmiertelnym. Duchy, Hel, Sleipnir i walkiria nie miały najmniejszego problemu z komunikacją. Jednak Loki, Aud, Erza i Scatha z małymi skutkami przedzierali się przez biały puch.
- Na pewno nie chcecie, bym was powiózł na swoim grzbiecie? - zapytał pozostający w ludzkiej formie syn Lokiego. - Będzie szybciej.
- A tobie się chce? - odparł pytaniem na pytanie Loki. - Nie przemęczaj się, chłopcze. Jeszcze czeka nas podróż powrotna do świata żywych.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami Sleipnir. - Obawiam się jednak, że na ten czas to najlepsze wyjście.
- Sleip ma rację - przyznała Hel. - Musimy się tam dostać jak najszybciej. A on jako jedyny ma możliwość podróżowania po morzu, ziemi, powietrzu i po piekle bez odczuwalnych zmian prędkości.
- A wy? Czym będziecie podróżować? - prychnął Loki. - Chyba sobie nie myślisz, że każę wam za nami drałować?
- Tatku, zapomniałeś, że ja też mam własną kobyłę? - zachichotała Hel.
Po czym gwizdnęła. Ostro, przeciągle i po chłopięcemu. Niedaleko nich zaś rozbłysło upiorne, zielonkawe światło. Potem z chrzęstem metalowych płyt i upiornym klekotem kości wynurzać się zaczął spod śniegu upiór. Poczerniała, przeżarta trupim rozkładem skóra ciasno przylegała do nóg i zadu. Ustrojony w postrzępiony, ciemny czaprak i pancerz, osłaniający czoło i szyję, upiorny koń zbliżał się do nich. Skóra na pysku niemal całkowicie odsłaniała brudną, zżółkłą kość i gnijące zęby. W oczodołach nieumarłej istoty płonęły jaskrawe, zielone ślepia. Przy siodle, po prawej stronie pogrążonego w rozkładzie ciała, zwisały przytroczone ludzkie, krasnoludzkie i elfie czaszki.
Koń podszedł do Hel, trącając zwieszonym łbem dłoń. Bogini zmarłych pogłaskała go po kościanym pysku. Uśmiechnęła się, co przeczyło w ogóle już jej ponurej funkcji. Wierzchowiec zaś parsknął i obrócił głowę ku towarzyszom jego pani. Ufnie - ku zaskoczeniu wszystkich - podszedł do Erzebeth. Następnie trącił ją delikatnie pyskiem. Rumuno-węgierka uśmiechnęła się pod nosem, po czym zaczęła go głaskać. Z gardła konia-zombie wydobyło się radosne rżenie.
- Helhest chyba cię lubi - stwierdziła Hel.
- A to nieczęsto się zdarza - zauważyła Hladgunnr. - Mnie raz w tyłek ta bestia użarła.
- Bo śmierdzisz krwią, córciu - odparła spokojnie bogini. - Helhest, mimo iż gnije, nie przepada za odorem.
- Nie myślałem, że żywe trupy mogą być takimi czyściochami - rzekł nie bez unoszenia brwi Szkot.
- Im dłużej siedzę w Helheimie, tym bardziej mam wrażenie, że miejsce to jest dziwniejsze z każdą chwilą - westchnął duch Astrid. - Idziemy? Nie mam zamiaru odmrażać sobie tyłka w tej zimnicy dłużej, niż to przewidziane.
- Wiesz, jak na ducha to dziwne, że ci odmarza dupa - stwierdziła Aud.
- Sleip, choć proszę cię o to niechętnie, może mógłbyś się zmienić? - na twarzy Lokiego pojawiła się jawna niechęć, potwierdzająca jego słowa.
- No widzisz, jak ci się pokaże to i owo, to jesteś skłonny współdziałać - wyszczerzył się Sleipnir. Zafurkotał płaszczem. Nie było żadnego światła bądź groteskowej transformacji, względnie wybuchu dzikiej magii. Futro i mroczna, nieskrępowana niczym materia owinęły się wokół wirującego Sleipnira. Chwilę później zaczęły wyłaniać się cztery pary kopyt, zaś pod skórą grały mięśnie. Na smukłej, mocnej szyi osadzona była podłużna głowa, ozdobiona długą grzywą. Piękny siwosz stanął obok Helhesta. Nie zdążył jednakowoż nacieszyć długo się spokojem, gdyż kwiknął. Helhest bowiem uszczypnął go zębami w zad.
Ja nie mogę, co za bydlę! - prychnął w myślach Lokiego Sleipnir. - Tylko czeka, aby cię w dupsko urąbać!
Tak wyrwał mnie twój ojciec - odparł, również w myślach, Loki.
Pozostawię to bez komentarza - stwierdził siwosz.
Tymczasem Erza, Scathy i Aud zaczęli się sadowić na grzbiecie ogiera. Loki również do nich dołączył, a Hel dosiadła swojego rumaka. Hladgunnr zaś rozwinęła czarne skrzydła. Duchy Sygin i Astrid, a także Weneda, natomiast się schowały w cieniu Sleipnira. Prowadzeni przez upadłą walkirię, pognali w głąb krainy cieni.
Prędkość, którą rozwijał syn Lokiego, nie była przez niego podawana na wyrost. Pędził bowiem z szybkością błyskawicy, niemal lecąc w powietrzu. Pod jego kopytami puch niemal się nawet nie rozsypywał dziwnym trafem. Zdawać się mogło, że gna on w powietrzu. Wicher Helheimu zawodził zaś w uszach go dosiadających. Hel, gnająca na Helheście, pomimo popędzania wierzchowca, w najlepszym przypadku deptała po czterech tylnych kopytach Sleipnira. Jedynie Hladgunnr, lecąca w powietrzu niczym zimowy anioł śmierci, nie dawała się im nijak wyprzedzić.
Loki nie miał pojęcia, ile ta droga trwała. Ostatecznie, nie miało to teraz dla nich wielkiego znaczenia. Liczył się przede wszystkim fakt, że dusza Astrid ma szanse na powrót do jej ciała. Na wspomnienie skrytego pod wiekiem swego rodzaju sarkofagu z lodu, poczuł pieczenie pod powiekami. Połknął jednak łzy, cisnące mu się do oczu. Zagryzł dolną wargę.
Wiem, że widok tej dziewczyny wewnątrz lodowej trumny nie jest ci miły - usłyszał głos Sleipnira.
Zgadza się. Chociaż tyle z tego wszystkiego, że jest z nami jej duch - Loki westchnął ciężko, potwierdzając słowa syna.
Musisz z nią porozmawiać, gdy ożyje. Skoro ryzykowałeś podróż do kraju umarłych, żeby ją ratować, jasne jest, że ta dziewczyna znaczy dla ciebie więcej, niż tyle, ile wart jest pionek na szachownicy - doradził.
Loki nie odpowiedział. Sleipnir zaś zaczął powoli hamować, gdy upadła walkiria znalazła się na skarpie. Poniżej rozpościerało się ogromne, skute lodem jezioro. W jego centrum znajdował się natomiast potężny, niemal dwa razy taki gruby jak Empire State Building, korzeń. Odrastały od niego mniejsze wąsy, które tworzyły coś na wzór lian w lesie tropikalnym. Między nimi natomiast coś się znajdowało, podobne do zwojów wielkiej, czarnej liny.
- A więc jesteśmy w Nastrond. Krzywoprzysięzcy i mordercy tułają się tu w rzekach krwi i wśród zamarzniętej tundry - stwierdziła Hladgunnr. - Gdzieś tu powinien być pałac Nastrond, kłębowisko węży. A to, co widzimy poniżej, jest leżem Nidhögga, zwanego Kąsającym Lękiem.
Jakby na potwierdzenie jej słów, zwoje poruszyły się. Wychynął spośród nich ohydny, płaski łeb, wyposażony w parę rogów i wystające z dolnej szczęki rzędy ostrych, szpilkowatych zębów. Stworzenie podniosło powieki, ukazując ślepe, mlecznobiałe oczy. Rozwarło pysk, a z jego paszczy buchnął dym i siarka. Chwilę później wyciągnęło łeb w stronę nieodległej wysepki na jeziorze. Rozległ się głośny krzyk i kilku nieszczęśników wylądowało w jego paszczy.
- I mówisz, że pilnuje jemioły, która znajduje się na korzeniu Yggdrasila? - zapytał dla upewnienia Loki.
- Nie inaczej - odparła Hladgunnr.
- No to mamy bigos - westchnął Scatha.

RagnarokWo Geschichten leben. Entdecke jetzt