- Przyśniło ci się, że wyszłaś za mąż?
- Hej! Uderzyłabym cię, gdybyś nie był poszkodowany.
Spędziliśmy w łóżku jeszcze kilka godzin. Oboje nie mieliśmy ochoty ani siły, aby się ruszyć. Starałam się rozśmieszyć mojego chłopaka i szeptałam mu na ucho fantazje, które chciałam z nim spełnić. Gdyby nie miał dziury w piersi, na pewno zajęłabym się nim w odpowiedni sposób. Nie miałam jednak sumienia kazać mu pełzać po podłodze i całować moje stopy. To nie był czas na takie igraszki. Mimo wszystko, postanowiłam powstrzymywać się od seksualnych aktywności tego dnia. Nie tylko ze względu na to, że nie miałam siły, ale również dlatego, że miałam cień szacunku do Dasha Whitechapela i Jacksona Lloreta.
- Zrobiłem ci ciasto.
Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Zrobiłeś mi ciasto?
- Trochę się spiekło, ale mam nadzieję, że ci posmakuje. Nie musisz go jeść. Możemy wyrzucić je do wody. Ryby na pewno chętnie zjedzą.
- Albo delfiny.
Skinął twierdząco głową.
- Dokładnie.
Późnym wieczorem Juanowi udało się wyciągnąć mnie do kuchni. Nie miałam ochoty wychodzić z sypialni. Bałam się, że gdy ją opuszczę, na korytarzu zobaczę coś strasznego. Mimo, że nie chciałam zadawać Cortezowi tego pytania, musiałam to zrobić.
- Co zrobiłeś z ciałami?
Mój chłopak posadził mnie na kuchennym krześle. Upierałam się, że to ja wyjmę ciasto z piekarnika i nałożę je na talerze, ale Juan chciał zrobić wszystko samodzielnie. Obiecał, że będzie na siebie uważał. Nie miałam więc sumienia go od tego odciągać.
- Wyrzuciłem je do wody. Przepraszam, że postąpiłem tak karygodnie, ale nie chciałem płynąć z trupami na ląd. Jestem okropny, prawda?
Objęłam się rękoma. Nie było mi zimno, ale na myśl o tym, że Dash i Jackson stali się pokarmem dla rybek, czułam wyrzuty sumienia. Miałam wrażenie, że przyjęłam sposób myślenia Juana i usprawiedliwiałam jego działania, choć nie były do końca mądre. Rozumiałam jednak, że dla niego był to jedyny sposób na pozbycie się problemu.
- Nie jesteś okropny. Zabijasz już od dawna, więc dla ciebie nie ma różnicy, gdzie pochowasz ciało.
Postanowiłam dłużej nie rozmawiać na przykre tematy. Dlatego kiedy tylko zobaczyłam czekoladową babkę, którą upiekł dla mnie Juan, klasnęłam w dłonie jak mała dziewczynka. Mój mężczyzna ujrzawszy moją reakcję na ciasto, uśmiechnął się nieśmiało. Usiadł do stołu i zaczął jeść. Kiedy stwierdził, że nie jest trujące, zaśmiałam się i postanowiłam sama spróbować.
- Jest pyszne! Od dzisiaj będziesz moim kucharzem!
- Nie mam nic przeciwko. Wiele kobiet znęca się nad swoimi mężami, zaganiając ich do kuchni.
- Twierdzisz, że się nad tobą znęcam?
Pokręcił przecząco głową, choć uśmieszek, który malował się na jego ustach, mówił sam za siebie.
- Skądże znowu. Lubię to. Wiesz, będąc z tobą odkryłem, że sadyzm nie jest jedynym, czego pragnę. Masochizm idzie mi także całkiem nieźle.
Rozmawialiśmy przy stole tak, jakby ten dzień był podobny do każdego poprzedniego. Z tyłu głowy miałam to, że nie zachowywałam się racjonalnie. Może powinnam opłakiwać śmierć Dasha, ale skoro nie czułam takiej potrzeby, dlaczego miałam zmuszać się do łez?
Życie z Dashem nie było dla mnie sielanką. Kochałam go. Byłam w nim zakochana i mimo, że rozeszliśmy się w nieprzyjemny sposób, to wciąż coś do niego czułam. Byłam na niego wściekła za to, że zostawił mnie samą w Meksyku, ale nie zamierzałam oczerniać go po tym, jak zginął.
Byłam ciekawa, jak na to wszystko zareagowaliby moi rodzice. Mama na pewno zemdlałaby na wieść o tym, że związałam się z mordercą. Tata z kolei zamknąłby mnie w domu i dał zakaz na randki na najbliższe dwadzieścia lat. Na samą myśl o nich uśmiechnęłam się do siebie. Bardzo za nimi tęskniłam. Oddałabym wszystko, aby tu ze mną byli. Miałam jednak nadzieję, że nawet z nieba zamierzali spoglądać na moje ziemskie poczynania. Było mi cholernie przykro, że tata nigdy nie poprowadzi mnie do ołtarza, a mama nie kupi mi ślubnej sukni, ale życie nie zawsze było kolorowe.
- O czym tak myślisz, laleczko? Czyżby to moje ciasto skłoniło cię do refleksji?
Zjadłam ostatni kawałeczek babki. Odłożyłam widelczyk na talerz i westchnęłam rozmarzona.
- Myślałam o ślubie z tobą.
Twarz Juana zbladła. Było to dziwne, gdyż miał ciemniejszy odcień skóry niż ja. Nie chcąc, aby się denerwował, sięgnęłam po jego dłoń i lekko ją ścisnęłam.
- Spokojnie. Nie każę ci biec do sklepu i kupować mi pierścionka - zażartowałam, aby rozluźnić atmosferę. - Wszystko dobrze, kotku?
Uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony faktem, że nazwałam go kotkiem. Miałam zamiar wprowadzić więcej takich uroczych zwrotów do naszych codziennych konwersacji. Podczas związku z Dashem nauczyłam się, co mężczyźni lubili, a czego woleli unikać. Nie miałam prawa porównywać Juana do Dasha, jednak zamierzałam wykorzystać to, czego się nauczyłam.
Mój chłopak chwycił mnie za drugą rękę. Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Bardzo cię kocham, Destiny Cortez.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu malującego się na mojej twarzy po tym, jak usłyszałam, w jaki sposób mnie nazwał.
- Jesteś pieprzoną miłością mojego życia. Nauczyłaś mnie, że nie muszę być sadystą, aby się spełniać. Nie muszę być ostatnim chujem, aby ludzie mnie szanowali. Nikt inny mnie nie interesuje, kochanie. Ty jesteś jedyną osobą, na której chcę robić dobre wrażenie. Moje życie bez ciebie nie ma sensu, dlatego chcę czcić cię tak długo, jak będzie to możliwe.
Juan wstał. Podszedł do mnie i uklęknął na jedno kolano. Przyciągnęłam dłonie do twarzy. Nie wiedziałam, co on, do licha, wyprawiał, a jednak serce podpowiadało mi, jaki miał zamiar.
- Nie mam dla ciebie pierścionka. Gdybym go miał, wsunąłbym go na twój palec i przykleił klejem, abyś nigdy nie zapomniała, do kogo należysz. Mimo wszystko, oświadczam ci się. Jeśli zgodzisz się na to, żebym został twoim mężem, obiecuję cię chronić. Będę dla ciebie najlepszym mężem, jakiego mogłabyś sobie wymarzyć. Na pewno popełnię wiele żałosnych błędów. Nie zawsze będę posłusznym uległym. Czasami będzie wychodził ze mnie surowy pan. Nie dam ci dzieci, ale jestem pewien, że moglibyśmy uratować jakiegoś porzuconego dzieciaka i dać mu lepsze życie. Wszystko jest przed nami, laleczko. Kocham cię i przysięgam na kolanach, że będę czcił cię tak długo, jak mi na to pozwolisz. To tylko formalność, ale czy zostaniesz moją żoną?
- Tak!
Nie musiałam się nad tym długo zastanawiać. Zsunęłam się na podłogę i dałam Juanowi takiego całusa, który na chwilę go omamił. Roześmiałam się na widok jego zdziwionej miny i postanowiłam dać mu tyle buziaków, ile były w stanie znieść moje wargi.
Dziękuję, Dash. Może nie byłeś idealnym chłopakiem, ale dzięki tobie poznałam kogoś, kogo kochałam nad życie.
YOU ARE READING
Defeated - Juan Cortez
ActionDestiny i Dash wyjeżdżają do Meksyku, aby uczcić drugą rocznicę ich związku. Chłopak zamierza zdradzić dziewczynie swój sekret. Zanim zdążyło do tego dojść, na hotel, w którym zatrzymała się para, napadają zamaskowani mężczyźni. Ogłuszają Destiny i...
