Cortez
Patrzyłem przez kamerę monitoringu na Destiny i Manuela. Mężczyzna przytulał ją przez kraty, co jednak ani trochę mnie nie niepokoiło. Ufałem Manuelowi. Jak każdy facet, on również miał swoje potrzeby, ale trzymał je na wodzy. Obiecałem mu, że jeśli będzie grzeczny, postaram się odnaleźć jego niewolnicę. Claire, bo tak miała na imię ta szczęściara, zniknęła z radarów, gdy Manuel trafił do więzienia. Już wcześniej z ciekawości chciałem zająć się jej sprawą, ale potem w moim życiu pojawiła się ona. Moja mała laleczka, której poświęcałem cały swój czas.
- Nigdy nie zapomnę tego, jak mi obciągała.
Do pokoju wszedł Pedro. Uśmiechnął się do mnie krzywo, patrząc na obraz wyświetlany na monitorze.
- To była jednorazowa akcja. Już więcej na to nie pozwolę.
- Nie bądź taki, Cortez. Jesteśmy kolegami, tak?
- Założyłem jej obrożę.
Wiedziałem, że te słowa wykreślą z głupiego mózgu Pedro możliwość kolejnego obcowania z moją laleczką.
- Kurwa, naprawdę? Przecież wcale jej nie znasz. Chcesz, żeby była twoją niewolnicą?
Uśmiechnąłem się kącikiem ust, gdy zobaczyłem, jak Manuel odwraca się od Destiny. Zwrócił się plecami do niej i nakrył cienką kołdrą. Najwyraźniej miał jej dosyć, albo po prostu był zmęczony. Zakładałem obie te opcje. Wszystko było możliwe, ale nie miałem więcej czasu do zastanawiania się nad powodem zakończenia ich rozmowy. Pedro najwyraźniej się nudziło i postanowił trochę uprzykrzyć mi życie w czasie swojej przerwy.
- To nie twoja sprawa, co chcę robić z moją niewolnicą. Jest moja i tylko to się dla mnie liczy.
- Nie mam zamiaru ci jej odebrać - odparł Pedro, unosząc w górę ręce w geście poddaństwa. - Po prostu jestem ciekawy. Myślałem, że skoro rozkazałeś jej, aby possała mi kutasa, będę mógł liczyć na kolejne przyjemności z jej strony.
Przewróciłem oczami. Wstałem i podszedłem do Pedro. Stanąłem w miejscu dopiero, gdy znajdowałem się kilkanaście centymetrów od niego.
- Nikt nie ma prawa dotknąć mojej niewolnicy, dopóki nie wydam pozwolenia. Wracaj do pracy. Nic tu po mnie.
- Gdzie idziesz?
Westchnąłem ze znużeniem. Czasami miałem dość moich więziennych współpracowników. Nie grzeszyli rozumem. W tym więzieniu, w którym znajdowali się jedni z najbardziej niebezpiecznych przestępców w kraju, mało kto chciał pracować. Zarobki nie były duże, ale możliwość uprawiania sadyzmu była tym, co przyciągało ludzi. Nieraz zdarzyło się, że za karę mogłem wybatożyć więźniów albo pobawić się w inne, nieco bardziej wymyślne tortury. Wolałem bawić się z kobietami, nie mężczyznami, ale gdy nie było na kim się wyładować, robiłem to, co mogło choć trochę zaspokoić moją chęć niszczenia świata.
- Zajmij się swoimi interesami, Pedro. Moje życie nie jest twoim życiem. Nie muszę ci się ze wszystkiego spowiadać.
Mężczyzna prychnął, ale zauważyłem, że skulił się nieznacznie. Mimo, że byłem młodszy od wszystkich pracowników więzienia, to ja roztaczałem wokół siebie najsilniejszą aurę dominacji. Ludzie się mnie bali. Nieraz klękali przede mną, gdy pstryknąłem palcami. Gdybym urodził się kilkaset lat wcześniej, doszedłbym do władzy po trupach i stałbym się królem. Taka perspektywa była niezwykle kusząca. Póki co jednak, musiała mi wystarczyć władza w więzieniu. Nie było to znowu takie złe. Mogłem spełniać swoje sadystyczne zapędy, a teraz, gdy miałem pod skrzydłami piękną niewolnicę, jeszcze bardziej zapragnąłem plądrować i bezcześcić. To była tak naturalna potrzeba, jak seks. Nie wyobrażałem sobie życia bez znęcania się nad innymi. Z takimi skłonnościami nie powinienem pracować jako strażnik więzienny, ale wystarczyło spojrzeć na szanownego dyrektora, aby zrozumieć, że ta placówka rządziła się swoimi prawami.
KAMU SEDANG MEMBACA
Defeated - Juan Cortez
AksiDestiny i Dash wyjeżdżają do Meksyku, aby uczcić drugą rocznicę ich związku. Chłopak zamierza zdradzić dziewczynie swój sekret. Zanim zdążyło do tego dojść, na hotel, w którym zatrzymała się para, napadają zamaskowani mężczyźni. Ogłuszają Destiny i...
