Destiny
Oddychałam ciężko. Cortez gładził mnie po policzku. Tajemniczo się uśmiechał. Czułam się przy nim brudna i wykorzystana. Nienawidziłam siebie za to, że z taką łatwością mu się poddałam. Gdyby nie chodziło o życie Dasha, najprawdopodobniej walczyłabym z mężczyzną. Nie mogłam jednak pozwolić na to, aby z mojej winy mój ukochany zginął.
- Dlaczego tak cichutko czekasz na to, co powiem? Nie jesteś zainteresowana losami swojego chłopaczka? Nie ciekawi cię to, po co cię porwałem?
Cortez grał mi na nerwach. Kiedy jednak chwycił mnie brutalnie za szczękę i zmusił do tego, abym spojrzała mu w oczy, znienawidziłam go jeszcze bardziej. Rzuciłam mu pełne złości spojrzenie, na co on tylko się zaśmiał.
- Co tu się dzieje?
- Och, jak miło! Wreszcie twoje usta przydały się do czegoś więcej niż obciągania! Nie sądziłem, że jednak umiesz mówić!
Mężczyzna puścił moją twarz. Postanowił jednak dręczyć mnie w inny sposób. Chwycił w palce moje sutki i zaczął się nimi bawić. Kiedy niezauważalnie próbowałam się odsunąć, Cortez jeszcze mocniej wykręcał moje sutki. W oczach stanęły mi łzy bólu. Ponad ramieniem Corteza spojrzałam na Manuela. Mój więzienny sąsiad stał przy ścianie swojej celi. Krzyżował ręce na piersi i obserwował nas z zainteresowaniem.
- Nazywam się Juan Cortez, laleczko. Mam dwadzieścia sześć lat. Jak pewnie widzisz, nie jestem Meksykaninem czystej krwi, ale to nic nie szkodzi. Czuję się jak jeden z nich. Plądruję, gwałcę i zabijam. To sens mojego życia.
Cortez, a raczej Juan, uderzył mnie w pierś z otwartej dłoni. Tym razem musiałam choć trochę się odsunąć. Wykrzywiłam twarz w bólu, jednak mój oprawca na tym nie poprzestał. Owinął sobie moje włosy wokół pięści i uśmiechnął się zwycięsko.
- Widzę, że się mnie boisz, kruszynko. Cieszy mnie to. Nie mam jednak sumienia trzymać cię w niepewności, wiesz? Masz prawo wiedzieć, co się z tobą stanie.
- Proszę, puść moje włosy. To boli.
Juan puścił mi oczko.
- Ból jest dobry. Przyzwyczaisz się do niego, muneca.
Pokręciłam przecząco głową, na co Cortez zacmokał z niezadowoleniem.
- Naucz się cierpliwości i posłuszeństwa. Bardzo ci się przyda w niewoli.
- Za co mi to robisz? Dlaczego mnie porwałeś? Przecież nic ci nie zrobiłam!
Cortez zaśmiał się, przy czym brzmiał niczym demon władający piekłem. Mogłam mieć tylko nadzieję, że w więzieniu spotkam jakiegoś normalnego pracownika, który nie miał problemów psychicznych. Przecież musiałam z kimś wyjaśnić tą sprawę. Ludzi nie zamykano w więzieniach bez powodu. Niektórych niesłusznie oskarżano, gdy sprawa nie posiadała wystarczającej ilości dowodów, jednak żaden człowiek nie powinien trafić za kratki, skoro nikomu niczym nie zawinił.
Patrząc w oczy Corteza, widziałam obłęd. Zastanawiałam się, co takiego mu się przydarzyło. Ludzie nie byli źli z natury. Różne czynniki kształtowały człowieka. Juan musiał przeżyć coś okropnego. Coś, co go zniszczyło. Nie było jednak usprawiedliwienia na to, że zachowywał się władczo i sadystycznie.
Chciałam krzyczeć. Na pewno ktoś patrolujący korytarze więzienne by mnie usłyszał. Nie było szans, że Cortez był jedynym pracownikiem tego miejsca.
- Zacznijmy od zasad, które masz obowiązek przestrzegać, Destiny.
Moje imię w jego ustach brzmiało jak zaklęcie. Złowrogie zaklęcie, które mogło zamienić dowolnego człowieka w diabła.
YOU ARE READING
Defeated - Juan Cortez
ActionDestiny i Dash wyjeżdżają do Meksyku, aby uczcić drugą rocznicę ich związku. Chłopak zamierza zdradzić dziewczynie swój sekret. Zanim zdążyło do tego dojść, na hotel, w którym zatrzymała się para, napadają zamaskowani mężczyźni. Ogłuszają Destiny i...
