Destiny
Manuel zasnął. Chrapał cicho, a ja leżałam na boku i nie potrafiłam zmrużyć oka.
Z korytarza dobiegały odgłosy masturbujących się mężczyzn. Rozumiałam ich. Musieli w jakiś sposób zadbać o swoje potrzeby. Zapewne wielu z nich nigdy nie miało wrócić na wolność, więc musieli sobie pomagać.
Leżąc w ciemności i samotności, czułam pustkę. Było mi zimno i chciało mi się siku. Miałam do dyspozycji dziurę w podłodze, która miała pełnić funkcję toalety, ale nie potrafiłam się zmusić, aby z niej skorzystać. Nie chciałam aż tak się upokarzać. Miałam swoją godność, choć posiadałam również potrzeby fizjologiczne, które nie zostały zaspokojone.
Długo myślałam nad tym, co miało się ze mną stać. Zastanawiałam się, co Juan ze mną zrobi, gdy już się mną znudzi. Domyślałam się, że prędzej czy później miało do tego dojść. Ktoś taki jak Cortez nie wydawał się być wiernym kochankiem. Może założył mi na szyję obrożę, ale to nic nie znaczyło.
Powędrowałam dłońmi do zapięcia znajdującego się z tyłu obroży. Za wszelką cenę próbowałam ją rozpiąć, jednak po kilku minutach bezowocnych prób poddałam się. Nie było szans, abym sama się z niej uwolniła. Juan chciał mnie upokorzyć i świetnie mu to wyszło.
Ostrożnie dotknęłam swojej kobiecości. Wciąż bolała. Najbardziej jednak bolało mnie roztrzaskane na milion kawałków serce. Czułam się tak, jakby ktoś zrobił mi dziurę w piersi i bez znieczulenia wyrwał z niej serce. Wszystko złożyło się na to, że czułam się jak śmieć. Myślałam, że choć rozmowa z Dashem mi pomoże, ale byłam w błędzie. Jedynie bardziej mnie dobiła. Nigdy nie spodziewałam się, że Dash postanowi tak jawnie ze mnie zakpić, ale najwyraźniej byłam ślepa, gdy się w nim zakochiwałam. Nie widziałam żadnych sygnałów świadczących o tym, że w przyszłości miał mnie zranić, ale może po prostu miłość zasłoniła mi widok na to, co najważniejsze.
Nie wiedziałam, jak długo wytrzymam w tym więzieniu. Nie byłam stworzona do życia w takim miejscu. Nikt nie został do niego stworzony, ale nie trafiłam tutaj dlatego, że coś przeskrobałam. Nie zasługiwałam na karę, jednak nawet dyrektor nie chciał mi pomóc.
Odruchowo dotknęłam obolałego policzka i pękniętej wargi. Nikt nigdy wcześniej mnie nie uderzył. Nikt mnie nie spoliczkował. To była dla mnie nowość.
Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, czy obudzić Manuela. Chciałam z nim porozmawiać. Usłyszeć dobre słowo. Nie mogłam jednak być samolubna. Manuel także potrzebował snu. W ciągu dnia kilkukrotnie ćwiczył, a także słyszałam, że się masturbował. Dla tkwiących w więzieniu mężczyzn takie czynności były normą.
Kiedy usłyszałam na korytarzu ciężkie kroki, wiedziałam już, że mój spokój się skończył. Za chwilę miał tu wejść on. Mój koszmar.
Nie myliłam się. Gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego kluczyka, zakryłam twarz dłońmi. W przeciwieństwie do Manuela, nie miałam chociażby lichej kołdry, aby się przykryć.
- Nie udawaj, że śpisz, laleczko. Widzę, jak drżysz.
Nie spojrzałam na Corteza. Nie byłam w stanie znów patrzeć w jego kłamliwe oczy.
- Zabiorę cię do siebie. Nie będziesz dziś spać sama.
- Proszę, zostaw mnie. Nie mam już siły.
- Mam dla ciebie prezent, muneca. Chodź ze mną. Chyba nie muszę ci mówić, że jeśli nie pójdziesz po dobroci, zwiążę cię i zabiorę siłą?
Po co miałam z nim walczyć? Musiałam się nauczyć, że moje prośby nigdy nie spotykały się z aprobatą mojego porywacza.
Otworzyłam oczy. Spojrzałam na Juana i zobaczyłam jego uśmiech. W dłoni miał smycz. Bez słowa przypiął ją do mojej obroży, a ja rzuciłam mu pełne pogardy spojrzenie.
YOU ARE READING
Defeated - Juan Cortez
ActionDestiny i Dash wyjeżdżają do Meksyku, aby uczcić drugą rocznicę ich związku. Chłopak zamierza zdradzić dziewczynie swój sekret. Zanim zdążyło do tego dojść, na hotel, w którym zatrzymała się para, napadają zamaskowani mężczyźni. Ogłuszają Destiny i...
