53

1.8K 81 12
                                        

Destiny

- Juan?

Moje powieki były ciężkie jak diabli. Czułam się tak, jakby ktoś posiekał moje ciało na małe kawałeczki. Nie byłam w stanie się ruszyć. Przez kilka pierwszych chwil nie wiedziałam, dlaczego tak się czułam, ale obrazy tego, co zdarzyło się nie tak dawno temu, powróciły do mojej głowy nagle jak rozpędzona ciężarówka.

Rozejrzałam się na boki. Mój oddech przyspieszył, gdy przypomniałam sobie, co miało miejsce przed tym, jak straciłam przytomność.

- Juan!

- Laleczko, tu jestem!

Mężczyzna wpadł do sypialni. Na piersi miał opatrunek. To była pierwsza rzecz, jaką zauważyłam. Kolejną było to, że Cortez miał na policzku zaschniętą krew, a jego włosy były zmierzwione.

Mój ukochany podszedł do mnie i padł przy łóżku na kolana. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i objęłam dłonią jego policzek. Gdy tak patrzyłam w jego brązowe oczy, które tak kochałam, nagle uświadomiłam sobie, dlaczego tutaj byliśmy.

Przed moim wymuszonym zaśnięciem, spotkałam Dasha i Jacksona. Obaj napadli na nasz jacht i mnie obezwładnili. Pamiętałam postrzał Juana. Mój pan padł na podłogę i bałam się, że umarł. Rana, która ziała w jego piersi, wyglądała przerażająco. Krew wypływała z niej zbyt szybko. Dash na szczęście mu pomógł, ale gdzie teraz był? Co tu się wydarzyło, kiedy byłam nieprzytomna?

Juan płakał. Patrzył na mnie ze smutkiem i wylewał łzy. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Najważniejsze było to, że żył, ale znałam Corteza wystarczająco, aby stwierdzić, że coś złego musiało się wydarzyć. Gdyby tak nie było, mój ukochany na pewno nie uroniłby łzy. Jego emocje od lat były ukryte niczym w skorupie i skoro ostatnimi czasy tak często płakał, oznaczało to tylko tyle, że stopniowo zaczął mi ufać.

- Juan, co się stało? Gdzie są...

- Muneca, nie znienawidź mnie. Błagam, nie rób tego.

Dobry Boże. Miałam coraz gorsze przeczucia.

- Kochanie...

- Destiny, zabiłem ich.

Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale żadne słowa nie spłynęły z moich warg.

Nie byłam w stanie uwierzyć w to, że Dash nie żył. Byłam w ciężkim szoku.

Przypomniałam sobie chwile, które z nim spędziłam. Dzień, w którym go poznałam. Moment, w którym postanowiliśmy spróbować żyć razem pod jednym dachem. Wszystkie randki i prezenty, które sobie dawaliśmy. Kłótnie i chwile, w których myślałam, że od niego odejdę. Wszelkie imprezy, na których byłam wyśmiewana i traktowana przedmiotowo. Chwila, w której dowiedziałam się, że Dash zostawił mnie samą w Meksyku, samemu uciekając do domu. Minuta, w której wpadł na nasz jacht i chciał, abym do niego wróciła.

Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale starłam ją tak szybko, jak się pojawiła. Spojrzałam w oczy Juana. Płakał tak boleśnie, że serce mi się łamało.

Domyślałam się, co działo się w jego głowie. Juan płakał nie dlatego, że zabił, ale dlatego, że bał się mojej reakcji. Na pewno sądził, że znienawidzę go za zabójstwo człowieka, z którym żyłam od kilku lat. Może myślał, że będę chciała od niego odejść, ale to nie miało prawa się wydarzyć.

Jako, że siły stopniowo wracały do mojego ciała, zarzuciłam ręce na szyję Corteza. Juan przez chwilę trwał nieruchomo, jakby nie dowierzał w to, co się stało. Dopiero po kilkunastu sekundach odwzajemnił uścisk i przytulił mnie tak mocno, jak nigdy wcześniej.

Defeated - Juan CortezHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin