- Laleczko...
- Kocham cię, Juan.
Załkał tak, jak mały chłopiec.
Poczułam nagłą potrzebę, aby zaopiekować się Juanem. Głaskałam go po głowie, podczas gdy on wylewał wszystkie łzy.
Dasha już nie było. Podobnie jak Jacksona.
Wiedziałam, że będę musiała skontaktować się z ich rodzinami, ale teraz nie chciałam o tym myśleć. Dash i Jackson przysporzyli mi wiele zła. Przez nich byłam w krytycznym stanie i myślałam nad odebraniem sobie życia. Może Dash poszedł po rozum do głowy i chciał mnie odzyskać, ale to, co zrobił Juanowi, uniemożliwiło mi wybaczenie mu.
- Kocham cię - powtórzyłam, mając nadzieję, że to nieco uspokoi Corteza. - Dziękuję ci za to, że mnie obroniłeś. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że żyjesz.
- Nie jesteś na mnie zła?
Odsunął się ode mnie nieznacznie. Objęłam dłońmi jego twarz, nie chcąc, aby wstał.
- Jak mogę być zła na mężczyznę, który niemal poświęcił dla mnie życie?
- Destiny...
- Może jestem niedobra, ale cieszę się, że nikt nam już nie zagraża. Dash nie zasługiwał na śmierć, lecz wiem, że to było jedyne wyjście. Musiałeś go zabić, żebyśmy mieli spokój.
- Chciał cię zabrać. On...
- Już dobrze - powiedziałam spokojnie, całując go w czubek głowy. - Jak twoja rana? Bardzo cię boli?
- Zabiłem twojego chłopaka, a ty pytasz, czy rana mnie boli?
Zaśmiałam się. Dash na pewno nie tak wyobrażałby sobie moją reakcję na jego śmierć, ale chyba nie wiedział, jak wiele bólu mi przysporzył. Gdybym wróciła z nim do Belgii, wciąż żyłabym w kłamstwie. Nie chciałam przeżywać tego, co przetrwałam w meksykańskim więzieniu, ale skoro dzięki temu poznałam miłość mojego życia, byłam w stanie zrobić dla niej wszystko.
Juan wszedł do łóżka i położył się ostrożnie na plecach. Może po sobie tego nie pokazywał, ale cierpiał. Ciało go bolało, a dłoń co chwila wędrowała w stronę opatrunku.
Ułożyłam się na boku i położyłam dłoń na sercu Corteza. Mój pan patrzył się w sufit. Łzy wciąż spływały po jego policzkach. Nie zamierzałam mówić mu, aby się uspokoił. To była najgorsza rzecz, jaką można było powiedzieć osobie, która panikowała i potrzebowała upuścić negatywne emocje.
Głaskałam Juana po piersi, dziękując w duchu niebiosom za to, że postrzał nie okazał się śmiertelny. Może miałam zabrzmieć okropnie, ale cieszyłam się, że śmierć zabrała Dasha i Jacksona, a nie Juana. Nikt nie zasłużył na śmierć, jednak czasami życie układało się nie tak, jak tego chcieliśmy.
- Wiedziałem, że im nie odpuszczę.
Spojrzałam w oczy Juana. Poczułam wdzięczność, gdy w końcu postanowił na mnie spojrzeć.
- Musiałem cię uratować, laleczko - wyszeptał łamiącym się głosem, głaszcząc mnie wierzchem dłoni po policzku. - Moje życie bez ciebie nie miałoby sensu. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Nie sądziłem, że miłość potrafi być taka silna. To niesamowite. Zakochałem się w tobie na zabój. Jesteś moją właścicielką, Destiny Dahmer.
- Myślałam, że nazywam się Destiny Cortez.
Roześmiał się, jednak chwilę później spoważniał. Gdy ból w piersi dał się we znaki, wziął kilka głębokich oddechów.
YOU ARE READING
Defeated - Juan Cortez
ActionDestiny i Dash wyjeżdżają do Meksyku, aby uczcić drugą rocznicę ich związku. Chłopak zamierza zdradzić dziewczynie swój sekret. Zanim zdążyło do tego dojść, na hotel, w którym zatrzymała się para, napadają zamaskowani mężczyźni. Ogłuszają Destiny i...
