- Nie bij jej. Nigdy nie bij kobiety w twarz, Juan.

- Kurwa, wiem! Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje! Nie chcę bić Destiny!

- Idź się przewietrz - zaproponował Rafael, podchodząc do Juana. Cortez szarpnął się za włosy i wydał z siebie dziki, przepełniony nienawiścią do samego siebie jęk.

- Pilnujcie jej. Kurwa, zaraz wracam. Nie pozwólcie jej uciec.

- Daleko nie zajdzie, skoro została zerżnięta tyle razy - zażartował Mateo, jednak nikt nie zaśmiał się razem z nim.

Patrzyłam na to, jak Cortez wychodzi z czerwonego pokoju, trzaskając drzwiami. Podskoczyłam w miejscu. Objęłam się rękoma, aby dać sobie choć trochę poczucia bezpieczeństwa. Wcale nie czułam się bowiem bezpiecznie.

Kiedy Juan wyszedł, część niepokoju wyparowała ze mnie. Doszedł do tego jednak inny rodzaj niepokoju. Gdy bowiem Cortez opuścił pomieszczenie, poczułam strach przed tymi, którzy tutaj zostali. Nie znałam Mateo, Angela ani Rafaela. Pedro znałam trochę dłużej, ale nie znacznie. Jemu również nie ufałam. Może Pedro okazał mi dziś trochę współczucia, ale nie miałam zamiaru czuć do niego czegoś pozytywnego. Kompletnie nie wierzyłam w jego dobre intencje, jednak stałam sparaliżowana jak kamień. Nie byłam w stanie się ruszyć. Pedro natomiast gładził mnie dłońmi po przedramionach, aby po chwili wtulić twarz w zagłębienie pomiędzy moją szyją i ramieniem.

Mężczyzna zaprowadził mnie do fotela, na którym wcześniej siedział. Usiadł na nim, a mną pokierował tak, abym uklękła między jego rozszerzonymi nogami. Spuściłam głowę i schowałam twarz w dłoniach. Ogarnął mnie tak przerażający strach, że bałam się, iż w końcu zachoruję na nerwicę, albo prędzej depresję. Nawet wypity szampan nie pomógł. Trzęsłam się jak osika, a człowiek, którego prawdopodobnie najbardziej bałam się z całego więzienia, głaskał mnie po głowie i miał nade mną całkowitą władzę.

- Juan cię nie uderzy. Nie pozwolę mu na to.

Oni wszyscy byli hipokrytami. Pedro nie miał zamiaru pozwolić Cortezowi mnie spoliczkować, ale nie miał oporów przed tym, aby wepchnąć mi kutasa do ust?

Pedro brał udział w moim pierwszym więziennym gwałcie. Gdy próbowałam uciec, Juan mnie schwytał, po czym skazał na gwałt. Zaproponował Pedro, aby do nas dołączył.

- Nie przejmuj się nim, kwiatuszku. Byłaś bardzo dzielna.

Mężczyzna pocałował mnie w czubek głowy. Wcale tego od niego nie chciałam.

- Twój pan stara się mieć nad wszystkim kontrolę, ale nie zawsze mu to wychodzi. Każdy miewa chwile zwątpienia, skarbie. Nie tak miał wyglądać dzisiejszy dzień. Juan nie powinien był pozwolić nam cię zerżnąć, ale który zdrowy na umyśle mężczyzna odmówiłby sobie igraszek z tak piękną kobietą?

Taki, który był dobrze wychowany.

Niestety nie odważyłam się wypowiedzieć tych słów na głos.

- Rozumiem, że cierpisz, ale im szybciej przyzwyczaisz się do życia w niewoli, tym lepiej dla ciebie. Uwierz mi, że gdybyś to moją niewolnicą była, zniszczyłbym cię tak, że zostałby z ciebie proch. Jestem gorszy niż Juan. Nie wiem, czy opowiedzieć ci, co robiłem z kobietami w przeszłości.

- Opowiedz jej. Może suka się czegoś nauczy.

Słysząc słowa Mateo, skuliłam się w sobie. Nie rozumiałam, dlaczego tak mnie nienawidził. Przecież nie zrobiłam mu nic złego. Może nie podobało mu się to, że nie byłam posłuszna mojemu panu, ale przynajmniej zachowałam zdrowy rozsądek, w przeciwieństwie do Mishy i Aliny, niewolników Mateo. Oni kompletnie przepadli dla swojego pana, a ja nie miałam zamiaru stawać się marionetką Juana. Choć on zapewne myślał, że tak już się stało.

- Miałem kiedyś pod opieką Lilian. Piękną dziewczynę z Houston. Miała dziewiętnaście lat. Była młodziutka. Przyjechała do Meksyku za pracą. Natrafiła w internecie na ogłoszenie, ale to było kłamstwo. Podobnie jak inne ogłoszenia, które zamieszczane są w internecie przez Meksykanów. Nie wiem, co strzeliło jej do głowy. Była głupiutka, a może zdesperowana. Kupiłem ją na aukcji niewolników. Była dziewicą. Kurwa, kiedy przypomnę sobie noc, w którym po raz pierwszy ją zerżnąłem, staje mi fiut. Spójrz tylko, kwiatuszku.

Mimowolnie uniosłam głowę. Przełknęłam ślinę ze zdenerwowaniem, widząc sztywnego członka Pedro.

- Lilian nie potrafiła dostosować się do życia w niewoli, więc kupiłem jej koleżankę. Nazywała się Maya. Była z Włoch. Piękna, temperamentna brunetka, która myślała, że uda jej się mnie zdominować. Kazałem dziewczynom się całować i pieścić. Wierzyłem, że Lilian będzie szczęśliwsza, mając przy sobie kobietę, ale pewnego dnia nakryłem je na tym, że spiskowały przeciwko mnie. Lilian przycisnęła mi pistolet do tyłu głowy, a Maya wycelowała w moje krocze. Biedne dziewczynki nie wiedziały, że pistolety nie miały nabojów. Dumne zażądały jednak, abym je wypuścił. Myślały, że uda im się mnie przekabacić na swoją stronę, ale były żałosne i niedoświadczone.

- Powiedz, co z nimi zrobiłeś - odezwał się Rafael.

Pedro chwycił mnie za szczękę. Zbliżył się do mnie tak bardzo, że oparł swoje czoło o moje. Nie mogłam znieść jego bliskości, więc zamknęłam oczy. Oddech mężczyzny owiał moją twarz.

- Na oczach Lilian rozciąłem Mayi plecy. Wyciągnąłem jej kręgosłup. Umierała w męczarniach. Z kolei Lilian zabiłem, wycinając jej z brzucha wszystkie narządy po kolei. Umarła przy wątrobie. Nie dała rady. Obie dziewczyny spaliłem i rozsypałem ich prochy na działce marihuany. Miałem nadzieję, że do czegoś się przydadzą.

Dobry Boże. Ten mężczyzna był chory psychicznie. Czy jednak znajdował się tu ktoś, kto był zdrowy?

Nie chciałam sobie wyobrażać, co musiały czuć Lilian i Maya. Podziwiałam je za siłę, jaką w sobie miały. Były w stanie zbuntować się przeciwko swojemu oprawcy, aby razem wyjść na wolność. Gdyby w ich pistoletach były naboje, Pedro nie byłoby dziś na świecie. Nie życzyłam nikomu śmierci, ale taki potwór jak Pedro nie zasługiwał na życie. Nie wiedziałam, co trzeba było mieć w głowie, aby tak niszczyć drugiego człowieka.

Nie wiedziałam, jak długo znajdowałam się na klęczkach przed Pedro. Mężczyzna nic więcej nie mówił. Popijał alkohol i głaskał mnie po głowie.

Po nie wiadomo jak długim czasie, usłyszałam otwierające się drzwi. Drgnęłam niespokojnie. Jak się szybko okazało, miałam się czego bać. Bowiem wrócił do mnie Cortez. Podszedł do mnie i położywszy dłoń na moim ramieniu, wyszeptał mroczne słowa.

- Czas na finalny akt moich urodzin, muneca. Zapraszam was wszystkich na zewnątrz. 

Defeated - Juan CortezTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang