- Kiedy tak na mnie patrzysz, mam twardo w spodniach. Chcesz poczuć?

Pokręciłam przecząco głową.

- W porządku. Dzisiejszej nocy i tak mnie dotkniesz. Teraz chodź. Tylko cicho, żeby nie obudzić Manuela.

Cortez pociągnął mnie za smycz. Wstałam i zachwiałam się z powodu stresu, który wyniszczał mój organizm. Mężczyzna poklepał mnie po głowie jak psa i zaczął iść ze mną po korytarzu, uprzednio zamykając na klucz moją celę. Nie miałam za nią tęsknić. Nienawidziłam tego miejsca. Moim jedynym światełkiem w tunelu był Manuel, który i tak nie mógł mi pomóc.

Gdy zauważyłam, że schodzimy na pierwsze piętro, zamarłam. Bałam się, że Juan postanowił znów zaprowadzić mnie do dyrektora więzienia. Zaparłam się więc stopami i chwyciłam za smycz. Nie mogłam iść dalej. Po prostu nie mogłam.

- Chciałbym ci coś pokazać, laleczko. Nie musisz się bać. Nic złego się nie stanie.

- Panie, błagam...

- Nikt, oprócz mnie, cię nie dotknie. Masz moje słowo. Mówiłem przecież, że mam dla ciebie prezent i zamierzam ci go dać, aby ujrzeć uśmiech na twojej twarzy.

Jeśli Juan myślał, że byłam w stanie się uśmiechać, był w błędzie.

Cortez objął mnie w pasie i zaprowadził pod drzwi dyrektora. Zobaczyłam na nich plakietkę z nazwiskiem Domingo Lucio. Przez okienko zajrzałam do pomieszczenia i zamarłam, gdy ujrzałam leżące na biurku martwe ciało.

Przy stole stało dwóch więziennych strażników. Właśnie pakowali ciało Domingo do worka. Przypatrywałam się tej scenie z niedowierzaniem. Nie wierzyłam bowiem w to, że dyrektor umarł. Kilka godzin temu nic nie wskazywało na to, że był bliski śmierci. Miał siłę na seks z niewinną dziewczyną, więc dlaczego umarł?

Gdy ciało mężczyzny pakowano do worka, jego głowa bez życia przechyliła się na bok. Krzyknęłam, gdy zobaczyłam, że nie miał oczu. Na szyi miał siniaki, które uświadomiły mnie w tym, że dyrektor Lucio został uduszony.

Spojrzałam na Corteza. Uśmiechnął się do mnie z satysfakcją. Postawił mnie przed sobą i owinął ręce wokół mojej talii. Oparłszy podbródek na moim ramieniu, pocałował mnie w policzek.

- Podoba ci się?

- To twoja wina?

- Jakaż znowu wina, laleczko? Odpłaciłem mu się za to, że cię uderzył. Zostałem nowym szefem więzienia, kochanie.

Nogi ugięły się pode mną w kolanach. Nie mogłam dłużej patrzeć na martwego dyrektora, dlatego pozostałościami sił odwróciłam się przodem do Corteza. Spojrzałam mu w oczy. Gdy zobaczył ból w moich ślepiach, uśmieszek zniknął z jego twarzy.

- Laleczko?

- Zabierz mnie stąd. Błagam.

Juan powiedział coś po meksykańsku, po czym porwał mnie na ręce. Zaniósł mnie do pokoiku znajdującego się na najwyższym piętrze więzienia. Przy wnoszeniu mnie po schodach nawet nie złapał zadyszki.

Szybko zrozumiałam, że to było miejsce, w którym żył mój porywacz. Pokój Corteza odzwierciedlał jego osobowość.

Pod niewielkim oknem stało duże łóżko z pokaźnym wezgłowiem, a obok znajdowało się biurko, na którym leżało kilka tajemniczych segregatorów. Nie było tutaj telewizora ani laptopa, ale znajdował się mosiężny telefon komórkowy, a także urządzenie przypominające walkie-talkie. W kąciku stały dwa fotele i stolik. Było tutaj zwyczajnie, jednak znajdowało się kilka elementów, które świadczyły o tym, że nie mieszkał tutaj zdrowy na psychice człowiek.

Defeated - Juan CortezWhere stories live. Discover now