- Widzę, że moje jedzenie ci smakowało. Mam rację?
- Tak, proszę pani.
- Nie musisz nazywać mnie panią - zaśmiała się Gen, choć w jej głosie nie było cienia radości. - Nazywam się Genevieve. Juan mówił, że masz na imię Destiny, tak?
Moja laleczka pokiwała głową. Była taka przejęta, że drżała. Myślałem, że obecność kobiety podziała na nią kojąco.
- Posłuchaj, cukiereczku - poprosiła Gen, głaszcząc Destiny po świeżo umytych włosach. - Wiem, że życie w niewoli jest trudne. Mogę ci jednak obiecać, że będziesz miała we mnie przyjaciółkę, jeśli Juan pozwoli ci się ze mną widywać. Nie jestem wiele starsza od ciebie. Mam trzydzieści lat. Nie chcę, żeby było ci tu trudno, choć chyba już się przekonałaś, że meksykańskim warunkom daleko jest do luksusu.
Genevieve rzuciła mi palące spojrzenie. Miała mi za złe, że zgwałciłem niewinną kobietę. Gen jednak nie rozumiała, co się ze mną działo, gdy ktoś mnie nie słuchał. Wpadałem wtedy w furię i traciłem wszelkie hamulce. Nie mogąc się powstrzymać, miałem ochotę zniszczyć cały świat, łącznie z parszywymi, brudnymi ludźmi, którzy go zamieszkiwali. Kiedy więc zobaczyłem, jak Destiny próbuje ode mnie uciec, coś we mnie pękło. Miałem ochotę zbić jej tyłek do czerwoności, choć już wcześniej to zrobiłem. Dlatego zdecydowałem się na posmakowanie jej cipki. Przy okazji pozwoliłem koledze wyładować się na mojej niewolnicy.
Kobieta odeszła od stołu, wracając do swoich obowiązków. Zostawiła mnie samego z Destiny, która wpatrywała się beznamiętnie w stół.
Zjedliśmy ciasto. Było cholernie pyszne. Jak wszystko, co robiła Gen.
- Czy mogłabym porozmawiać z dyrektorem więzienia, panie?
Miałem ochotę parsknąć śmiechem. Destiny na pewno myślała, że uda jej się przekonać dyrektora co do jej "niewinności". Nie miała jednak pojęcia, jaki był człowiek, który zarządzał tą placówką. Nie wiedziała, że nie był on tym, za kogo go miała. Biedaczka miała przekonać się na własnej skórze o brutalności tego miejsca.
- Oczywiście.
- Naprawdę?
W jej głosie usłyszałem nadzieję.
Biedna laleczka.
- Zaprowadzę cię do niego. W końcu to prawo każdego więźnia, aby choć raz porozmawiać z dyrektorem. Nie ma na co czekać, muneca. Chodźmy.
Mimo, że Destiny protestowała, gdy chciałem wziąć ją na ręce, w końcu mi się poddała. Przez pierwszych kilka metrów próbowała iść o własnych siłach, jednak ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Była wykończona, a cipka musiała niemiłosiernie ją boleć. Nie zważałem na to, że nie podobała jej się moja ingerencja. Po prostu wziąłem ją na ręce i zaniosłem na pierwsze piętro, gdzie znajdował się gabinet dyrektora.
Obiecałem Destiny, że dziś nie miało czekać jej nic złego, ale moja obietnica za kilka minut miała zostać przekreślona. Miałem zamiar bowiem wsadzić moją niewolnicę prosto w objęcia demona. Jeśli myślała, że to ja byłem jej katem, nie poznała jeszcze Domingo Lucio. Dyrektora więzienia, które było tym z najwyższym rygorem w całym kraju.
Nie kłopotałem się pukaniem do drzwi. Kiedy weszliśmy do środka, zobaczyłem Domingo, który pieprzył rozłożoną na swoim biurku kobietę. Drobna brunetka nie mogła mieć więcej jak dwadzieścia lat. Dla porównania, Domingo miał pięćdziesiąt siedem. Mimo wieku, trzymał się naprawdę nieźle. Kobiety zgadzały się być jego dziwkami dla pieniędzy i sławy, którą miał dyrektorek. Naiwna brunetka nie miała pojęcia, co miało ją spotkać na koniec służby swojemu panu.
- Zaczekaj, Juan. Skończę z nią i zaraz z tobą pogadam.
Uśmiechnąłem się do szefa. Razem z przerażoną Destiny patrzyliśmy na to, jak pieprzy brunetkę. Ta jęczała, mając nadzieję, że dostanie grubą kasę za pokaz. Domingo doszedł w niej po kilku pchnięciach. Gdy wychodził z dziewczyny, Destiny odwróciła wzrok. Na pewno nie miała zamiaru oglądać kolejnego kutasa tego dnia.
- Zjeżdżaj, kurewko! - krzyknął Domingo, dając nagiej dziewczynie klapsa. Zaśmiała się radośnie, po czym popędziła do drzwi i już po chwili jej nie było.
- Czym mogę ci służyć, przyjacielu?
Domingo założył spodnie. Po tym, jak zapiął pasek, rozsiadł się wygodnie w fotelu. Destiny może go jeszcze nie poznała, ale na pewno miała o nim jakieś zdanie po pierwszym wrażeniu. Pewnie nie było ono dobre, ale moja mała wojowniczka była w stanie zrobić wszystko, aby wrócić do domu. Dlatego nie zdziwiło mnie to, że kiedy pomogłem jej stanąć na nogach, ona padła na kolana przed dyrektorem.
- Nazywam się Destiny Dahmer, proszę pana.
Kurwa. Musiałem poprawić spodnie w kroku. Ileż bym dał, aby do mnie także zwracała się tak słodko!
Stanąłem za plecami mojej więźniarki, aby dodać jej otuchy. Uśmiechnąłem się porozumiewawczo do przyjaciela. Domingo starał się zamaskować uśmiech dłonią. Udawał, że słucha Destiny, choć obaj wiedzieliśmy, jak ta rozmowa miała się skończyć.
- Zostałam porwana. Nie trafiłam do pańskiego więzienia dlatego, że popełniłam przestępstwo. Razem z moim chłopakiem spędzałam czas w kurorcie, który został napadnięty. Proszę, niech mi pan pomoże. Nie zasłużyłam na to, aby tkwić w więzieniu.
- Gdzie jest twój chłopak, kwiatuszku?
- Proszę?
- Zapytałem, gdzie jest twój chłopak?
Domingo wstał. Podszedł do dziewczyny. Chwycił w dłoń jej podbródek i uśmiechnął się szeroko. Lucio kochał niewinność i czystość. Meksykanki były zupełnie inne niż Europejki czy Amerykanki. Kochały seks. Dlatego Domingo lubił porywać Bogu ducha winne kobiety z innych krajów, aby je zdominować i zniszczyć.
Mój szef wiedział, jaka była historia Destiny. W końcu sam zaproponował, abym zatrzymał ją jako swoją zabaweczkę. Tak więc ta rozmowa była czystą formalnością.
- Mój chłopak wrócił do domu.
- Dlaczego zostawił cię samą?
- Nie wiem, proszę pana.
Głos jej zadrżał. Domyślałem się, że jak to miała w zwyczaju, zaraz się rozpłacze.
- Nie wiesz? Może dlatego, że cię nie kochał?
- Proszę tak nie mówić! Błagam, dam panu wszystkie moje pieniądze! Proszę, chcę wrócić do domu!
- Och, kwiatuszku. Jestem pewien, że Cortez się tobą zaopiekuje.
- Zgwałcił mnie!
W pokoju zapanowała cisza. Domingo wyszczerzył zęby w uśmiechu. Kochał ból innych. Kurwa, jak on go kochał.
- Bardzo się cieszę, że Juan sobie ulżył. Takie dziwki jak ty właśnie do tego służą. W tym miejscu nie będzie ci dobrze, kotku. Trafiłaś do piekła. Ba, do samego diabła! Lepiej się z tym pogódź i nie kłopocz mnie więcej. Chyba, że będziesz chciała mi possać. Wtedy twój właściciel na pewno cię do mnie przyprowadzi.
Destiny drgnęła. Z jej gardła wydarł się krzyk rozpaczy. Na pewno nie spodziewała się, że spotkanie z dyrektorem potoczy się w taki sposób.
- Błagam pana! Niech pan...
Nagle Domingo zrobił coś, o co bym go nie posądził. Mój przyjaciel zamachnął się i uderzył moją niewolnicę w twarz. Głowa Destiny odskoczyła na bok, a jej dolna warga pękła. Po podbródku dziewczyny zaczęła spływać krew.
Spojrzałem na szefa z niedowierzaniem. Domyślałem się, że poznęca się słownie nad moją własnością, ale nie miał prawa jej uderzyć. Sam nigdy nie uderzyłem kobiety w twarz, choć niektóre to podniecało.
Byłem wkurwiony. Patrzyłem długo na Domingo, próbując bez słów przekazać mu, jak bardzo się na nim zawiodłem. Mężczyzna parsknął śmiechem i wrócił do obowiązków.
- Dopilnuj, żeby ta mała kurwa nigdy więcej nie pokazywała mi się na oczy.
Miałem zamiar tego, do jasnej cholery, dopilnować.
KAMU SEDANG MEMBACA
Defeated - Juan Cortez
AksiDestiny i Dash wyjeżdżają do Meksyku, aby uczcić drugą rocznicę ich związku. Chłopak zamierza zdradzić dziewczynie swój sekret. Zanim zdążyło do tego dojść, na hotel, w którym zatrzymała się para, napadają zamaskowani mężczyźni. Ogłuszają Destiny i...
