- Najważniejszą zasadą jest bezwzględne posłuszeństwo. Musisz się mnie słuchać. Będę wystawiał twoje życie na próbę, ale nigdy nie doprowadzę cię do ostateczności. Nie zabiję cię, kochanie. Nie oznacza to jednak, że cię nie skrzywdzę. Doznasz tutaj mnóstwo bólu. Zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Staniesz się posłuszną marionetką, która będzie spełniała każde moje życzenie.
- Nie...
Pociągnął mnie za włosy. Krzyknęłam rozpaczliwie. Czułam się tak, jakby Cortez lada chwila miał mi wyrwać wszystkie włosy z głowy.
- Nazywasz mnie panem. Nie masz prawa zwracać się do mnie po imieniu. Do innych strażników możesz zwracać się, jak chcesz, ale ja jestem twoim panem. Najlepiej będzie, jeśli jak najszybciej wbijesz sobie do głowy, że nie masz nikogo oprócz mnie. Tylko ja będę o ciebie dbał. Tylko ja będę się nad tobą znęcał. Twoje życie należy do mnie, muneca.
Posłałam Manuelowi błagalne spojrzenie. Mój więzienny sąsiad jednak odwrócił się tyłem do mnie, zupełnie jakby mnie ignorował. To bolało. Rozumiałam, że był w podobnej sytuacji, co ja. Nie miał możliwości ucieczki. On jednak zapewne nie musiał nikogo nazywać panem. Nie znęcano się nad nim. Po prostu odsiadywał w więzieniu swoją karę.
- Nikt ci nie pomoże. Nie patrz na Manuela tak, jakby miał cię uratować. Lubię tego gościa, dlatego wsadziłem cię do celi obok niego. Będziesz miała dobrego przyjaciela, który będzie masturbował się na twój widok.
Pokręciłam przecząco głową. Uścisk na włosach zelżał. Po raz kolejny prosząco spojrzałam na Corteza. On jednak nie miał dla mnie litości.
- Co z Dashem?
Zostałam znów pociągnięta za włosy. Gdybym miała wolne ręce, broniłabym się. Nie mogłam jednak zrobić nic, oprócz płaczu.
- Zapomniałaś dodać coś na końcu zdania, księżniczko.
Nie było szans, abym nazywała go swoim panem. Cortez był moim oprawcą i dręczycielem. Nie żyliśmy w średniowieczu. Wiedziałam, że niektóre pary podniecało odgrywanie ról w związku, jednak nie byłam jedną z tych osób. Dash również nigdy nie proponował czegoś więcej.
Mężczyzna cierpliwie czekał. Gdy nie doczekał się odpowiedzi na czas, chwycił mnie w biodrach. Nie rozumiałam, co się dzieje. Ocknęłam się dopiero, gdy mój porywacz położył mnie brzuchem na swoich kolanach. Jego dłoń zaczęła ściskać mój pośladek.
- Nie, błagam...
- Posłuszeństwo to klucz do sukcesu. To twoja pierwsza lekcja, moja niewolnico.
Na mój tyłek spadł pierwszy klaps. Był tak bolesny, że krzyknęłam agonalnie. Dash czasami dawał mi klapsy, ale nie były tak bolesne, jak te. Mój ukochany chłopak po prostu się ze mną droczył. Sama czasami goniłam go z packą na muchy po domu, aby zadać mu kilka delikatnych uderzeń.
Cortez jedną ręką przytrzymywał moje skute za plecami ręce, a drugą wymierzał mi razy. Przy dziesięciu przestałam liczyć. Skóra piekła mnie tak bardzo, że nie wiedziałam, iż można było zadać człowiekowi aż tak mocny ból.
Nie byłam w stanie nawet krzyczeć. Głos utknął mi w gardle. Zamknęłam więc oczy i czekałam na koniec kary. Koniec tortur, na które przecież nie zasłużyłam.
Po, jakby się mogło zdawać, niekończącej się agonii, Cortez zaczął gładzić moje obolałe pośladki. Cicho popłakiwałam. Na korytarzu słyszałam męskie głosy. Więźniowie zapewne rozmawiali o karze, jaka mnie spotkała. Domyślałam się, że niektórych podniecały dźwięki dłoni zderzającej się z miękką skórą.
JE LEEST
Defeated - Juan Cortez
ActieDestiny i Dash wyjeżdżają do Meksyku, aby uczcić drugą rocznicę ich związku. Chłopak zamierza zdradzić dziewczynie swój sekret. Zanim zdążyło do tego dojść, na hotel, w którym zatrzymała się para, napadają zamaskowani mężczyźni. Ogłuszają Destiny i...
