Zamknęłam oczy z przerażenia, gdy usłyszałam, jak drzwiczki mojej celi się otwierają. Oddychałam ciężko i płakałam, ale uparcie zaciskałam powieki.

Poczułam czyjąś ciepłą dłoń na policzku. Manuel nic nie mówił. Cortez za to głaskał mnie spokojnymi ruchami. Przez długi czas nic nie mówił. Kiedy jednak się odezwał, moje serce otoczone zostało żelaznymi prętami.

- Moja laleczka. Witaj w więzieniu, Destiny. Twoje imię wyraża nadzieję, ale ta nadzieja już dawno powinna zdechnąć. Otwórz oczy. Przecież wiem, że nie śpisz.

Kiedy mężczyzna pociągnął mnie za sutek, otworzyłam szeroko oczy.

Z opisów Manuela nie tak wyobrażałam sobie tajemniczego Corteza. Myślałam, że był wielkim, przerażającym strażnikiem, któremu cuchnęło z ust i który nie miał wiele atrakcji w życiu. Cortez nie wyglądał jednak jak podstarzały facet, który czerpał radość z gwałcenia niewinnych dziewczynek.

Mężczyzna uśmiechał się, gdy błądziłam wzrokiem po jego ciele. Zrozumiałam, że nie mógł mieć więcej jak trzydzieści lat. Miał ciemne włosy, ale wcale nie był Meksykaninem. Jego uroda przypominała raczej azjatycką. Cortez miał ciemne, skośne oczy i krzywy uśmieszek na twarzy. Na policzku miał tatuaż, a spod rękawów koszulki wystawały kolejne malunki. Cortez ubrany był na czarno. Przy pasku miał kajdanki oraz kilka innych "zabawek", których na pewno nie powstydziłby się na mnie użyć.

Strażnik przypatrywał mi się z uwagą. Przesunął palcem wskazującym po mojej szyi, po czym zsunął go w dół. Okrążył palcem moje sutki i zjechał niżej. Pstryknął mnie w łechtaczkę, przez co syknęłam.

- Destiny Dahmer. Nie sądziłem, że taka ślicznotka pojawi się w hotelu dla podstarzałych ludzi z dzieciakami.

Moje imię w jego ustach za każdym razem brzmiało złowrogo.

- Na pewno masz do mnie wiele pytań, laleczko. Pozwól jednak, że najpierw cię rozkuję. Zasługujesz na to, aby godnie powitać swojego pana.

Rozejrzałam się rozpaczliwie dookoła. Manuel całkowicie cię wycofał. Przeszedł w drugi kąt swojej celi, choć ukradkiem nam się przypatrywał. Nie uśmiechał się jednak. Patrzył na mnie ze współczuciem. Nie rozumiałam, dlaczego było mu mnie szkoda.

Nie rozumiałam, o czym mówił Cortez, dopóki nie skuł mi rąk za plecami. Nogi pozostawił wolne, jednak zachowywał się tak, jakby wiedział, iż nie ucieknę. Czuł, że ma władzę. Był królem tego miejsca, a ja stałam się jego zabaweczką.

Cortez posłał mnie na kolana. Upadłam przed nim. Naga i bezbronna.

Uniosłam wzrok. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie. Chwycił mnie za szczękę.

Kiedy drugą ręką wyjął ze spodni penisa, byłam pewna, że robił sobie ze mnie żarty. Gdy jednak Cortez przycisnął mi czubek kutasa do ust, dotarło do mnie, że naprawdę znalazłam się na łasce potwora.

- Otwórz usteczka. Tylko spróbuj mnie ugryźć. Odetnę ci język.

Pokręciłam przecząco głową, zaciskając usta tak mocno, jak umiałam. Cortez jednak nie miał dla mnie cienia litości. Owinąwszy sobie moje włosy wokół dłoni, pociągnął mnie za głowę tak mocno, że krzyknęłam z bólu. Mężczyzna wykorzystał moment mojej słabości na wsadzenie mi swojej męskości w usta.

- Obciągaj mi tak, jakby od tego zależało twoje życie. Bądź posłuszna. Inaczej zajebię twojego chłopaczka.

Dash. Mój biedny, kochany Dash. Byłam ciekawa, co się z nim stało. Miałam nadzieję, że żył. Nie darowałabym sobie, gdyby coś mu się stało. Kochałam go tak bardzo, że byłam w stanie oddać za niego życie. Miałam jednak nadzieję, że nigdy nie stanę przed taką próbą. Kochałam życie. Cieszyłam się każdą chwilą i nie mogłam pozwolić, aby ktoś taki jak Cortez odebrał mi moje szczęście.

Mając z tyłu głowy bezbronnego Dasha, zaczęłam ssać penisa Corteza. Mężczyzna jęknął z satysfakcją. Kontrolował ruchy mojej głowy. Zachowywał się jak pan i władca.

- Jak sądzisz, Manuel? Będzie posłuszną dziwką?

Manuel mruknął. Nie odpowiedział.

Po moich policzkach spłynęły łzy. Nigdy nie czułam się tak brudna, jak w tej chwili.

Cortez wpychał swojego członka coraz głębiej w moje gardło. Bałam się, że zaraz nie wytrzymam. Wtedy jednak jądra mężczyzny się napięły, a on sam doszedł po krótkiej chwili. Zmusił mnie, abym połknęła jego spermę. Patrzył mi prowokująco w oczy. Wysunął podbródek, sprawiając wrażenie złego pana.

Kiedy połknęłam spermę, Cortez wyjął fiuta z moich ust. Zaczęłam kaszleć. Bardzo chciało mi się pić, jednak nie sądziłam, że w najbliższym czasie miałam dostać wodę.

- Bardzo ładnie. Masz ciaśniutkie gardełko, muneca.

Nie wiedziałam, co oznaczało to słowo, jednak nie to stanowiło moje największe zmartwienie.

Strażnik przycisnął moją twarz do swoich butów. Nie odważyłam się ruszyć, choć bardzo chciałam to zrobić.

- Wyliż moje buty. Już!

- Błagam!

- Jeśli tego nie zrobisz, przyniosę ci głowę twojego chłopaczka.

Nie mogłam tak się poniżyć. Jak miałam czuć się po wylizaniu butów człowieka, który doprowadzał mnie do szału? Czy jego nadrzędnym celem było to, aby jak najbardziej mnie odczłowieczyć?

Wysunęłam język. Zaczęłam lizać buty Corteza, czując się przy tym jak niewolnica. Dodatkowo fakt, że Manuel się temu wszystkiemu przyglądał, jeszcze bardziej mnie upokarzał. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Nigdy nie czułam się tak zniszczona.

Dla Dasha byłam jednak w stanie się poświęcić. Kochałam go tak bardzo, że mogłam zrobić wszystko, aby przeżył. Nie miałam pojęcia, co się z nim stało po akcji w hotelu. Mogłam tylko modlić się o jego życie.

- Wystarczy. Jesteś taka posłuszna. Popatrz na mnie, Destiny. Skoro tak grzecznie wykonałaś moje rozkazy, zasłużyłaś na nagrodę, prawda? Co powiesz na kilka informacji? Myślę, że to uczciwa cena.

Nie czułam swoich płuc. Nie czułam nic oprócz nienawiści i bolesnej niewiedzy. Cortez musiał zauważyć mój stan. Pogłaskał mnie bowiem po głowie. Sam usiadł na brzegu mojego łóżka i rozszerzył nogi, abym mogła między nimi klęczeć. Uśmiechnął się zwycięsko. To był uśmiech diabła i mojego największego koszmaru.

Klęcząc przed Cortezem nie miałam jeszcze pojęcia, co czeka mnie w więzieniu. Nie wiedziałam, że dowiem się prawdy o Dashu. Nie rozumiałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Było tyle zagadek, a tak mało odpowiedzi. Wszystkich udzielił mi jednak on. Mój meksykański oprawca. Mój dueño.

***

dueño - właściciel po hiszpańsku

Defeated - Juan CortezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz