Rozdział 15 " Gang Żółtych Stworków"

Zacznij od początku
                                    

Spojrzałam na nią znaczącym wzrokiem. Nie wszystko było takie jak myślała. Nie wszystko było tak bardzo proste jak obie chciałyśmy. Bo Sean już nie był tylko przyjacielem. Po części była i w tym moja wina. Za szybko przywiązywałam się do ludzi, którzy okazali mi choć trochę uwagi. Nie mogłam zakochać się w przypadkowej osobie w ulicy, ale szybko zauroczyłam się w osobie, która po prostu pokazała, iż jej na mnie choć trochę zależy.

- Co czuje ta duża Elena do tego pachołka spod latarni ? - spytała mnie, dotykając palcem czoła.

- Nienawiść, bo nic mi nie powiedział. Dał złudną nadzieję, a później zostawił. Nienawidzę go.

Wtedy przeniosła dłoń na moją klatkę piersiową i całą dłoń położyła na moim szybko bijącym sercu. Zerknęłam na nią błagalnie, by o to nie pytała, bo nie byłam w stanie na to odpowiedzieć.

- A co czuje ta mała Elena ?

Pokręciłam głową, lecz ta nie ustępowała kiwała energicznie głową, bo chciała odpowiedzi. Bez niej nie mogłaby mi pomóc.

- Mała Elena dalej jest jego El - szepnęłam łamiącym się głosem, a po chwili rozkleiłam się na dobre. Znowu.

Ale babcia nie zbezcześciła mnie od stóp do głów. Nie wygoniła mnie z domu, tak jak zrobiłaby to pewnie moja matka za sam płacz w domu. Ona siedziała ze mną na tej pieprzonej podłodze i przytulała mnie do swojego ciała, bym czuła w niej oparcie. Abym wiedziała, że ona jest ze mną. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej babci od niej. Była po prostu idealna pod każdym możliwym względem. Kochałam ją nad swoje własne życie i szczerze zastanawiałam się za co dane było mi ją dostać.

Bo ona zawsze po prostu była i nie odpuściła, kiedy ktoś próbował mnie zburzyć. A nawet jeśli komuś się to udało, tak jak w tym przypadku,  powoli budowała od nowa.

- Opowiem ci bajkę, Elenko - chwyciła moją dłoń, a później ścisnęła w swojej cieplejszej. - W pewnej wiosce żyła dziewczyna. Ładna jak obraz lub rzeźba w galerii sztuki. Nie łamała ludziom serca, ponieważ nie chciała być taka jak inne dziewczyny z wioski. Wielu innych chłopców zakochiwało się w niej, a nawet jeden kupił pięknej pierścionek w kolorze jej oczu. Ta jednak nie chciała za żadne skarby być z żadnym z nich. Czekała wytrwale każdą zimę, wiosnę, lato i jesień.

Wpatrywałam się w nią jak w obrazek, podczas gdy ona opowiadała mi bajkę jak za starych dobrych czasów tym swoim uspokajającym głosem typowej babci.

- Pewnego lata zbierała kwiatki nad brzegiem jeziora. Jeden, który założyła za ucho spadł jej prosto do wody. Zmartwiła się, ponieważ był najpiękniejszym kwiatem jakiego spotkała. Nie chciała żadnego innego. Szukała godzinami, biegała jak szalona wraz z prądem wody, ale nie znalazła go. Pogodziła się ze startą i wróciła do domu - spuściła na chwilę głowę, a ja zobaczyłam jej uśmiech. - Ale następnego dnia wróciła nad jezioro i zobaczyła kogoś. Z pięknym bukietem kwiatów, których jeden spadł jej do wody. 

Zatrzymała się na moment przez uśmiech, którego nie mogła powstrzymać.

- Zauważył dziewczynę i wprost zaniemówił. Ta zapytała go skąd ma tyle kwiatów, bo sama nie potrafiła znaleźć nawet jednego. Chłopak nie przyznał się, że od dawna podglądał dziewczynę i dlatego też wiedział, że zgubiła swoje ulubione kwiaty. Po prostu założył jej jeden kwiatuszek za ucho, gdzie znajdował się jeszcze wczorajszy, później wręczył jej bukiet z resztą i bez żadnych wyjaśnień uciekł.

- Widywali się jeszcze ? - spytałam szczerze zaciekawiona.

- Widywali co dnia o tej samej porze. Z tymi samymi kwiatami, które towarzyszą im do dziś. - mówiąc to patrzyła na wazon z białymi frezjami. - Ale morał płynie z tego taki, że warto czekać na to co przyjdzie samo, w momencie, którego nawet się nie spodziewaliśmy. Po prostu trzeba czekać.

Start a StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz