52. Kości zostały rzucone...

3.4K 165 22
                                    

Oczami Tylera

Znalezienie Maksa okazało się łatwiejsze niż myślałem. Wystarczyło tylko popytać kilka osób, a informacje same wpadły w moje ręce. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać, ale nie było już odwrotu. Kości zostały rzucone, a ja musiałem dobrze to wszystko rozegrać. Stałem przed brudnym budynkiem, w którym miał biuro i zaciągnąłem się papierosem. Nikotyna przyjemnie drażniła moje płuca, które w ostatnim czasie nie były w zbyt dobrej kondycji. Przez ten cały natłok myśli i targających mnie emocji wypalałem paczkę za paczką. Wiedziałem, że to głupie, ale ten krótki moment ukojenia był dla mnie cenniejszy niż złoto. Miałem dość otacząjego mnie syfu i ludzi, dla których byłem zwykłym towarem. Kiedyś tego nie dostrzegałem, ale od pewnego czasu czułem się jak produkt w sklepie. Tłumy oglądały moje walki, obstawiając pieniądze ile minie czasu zanim padnę na deski. Odchyliłem głowę do tyłu i wypuściłem dym, patrząc wprost na gwieździste niebo. Nie mogłem odwlekać tego w nieskończoność, więc wyrzuciłem niedopałek i pewnym krokiem ruszyłem w stronę wejścia.

W środku panowała nieprzyjemna atmosfera, a zapach pleśni powodował u mnie odruch wymiotny. Obdrapane ściany, od których odpadał tynk sprawiały wrażenie jakby miały zaraz runąć i przysypać wszystko gruzem. Starając się nie zwracać na to uwagi kierowałem się wąskim korytarzem, który oświetlały tylko małe lampki.

- Czego tu szukasz?- usłyszałem warknięcie, więc autatycznie spiąłem wszystkie mięśnie, gotów do obrony. Spojrzałem na barczystego mężczyznę, który dokładnie skanował każdy mój ruch.

-Ja do twojego szefa, mam do niego sprawę- odparłem pewnie, patrząc wprost na niego. Łysy prychnął, a na jego twarzy pojawił się szyferczy uśmiech.

-Ty?- jego śmiech rozniósł się echem, a ja z całych sił starałem się zachować spokój. Wiedziałem, że  nieprzemyślany ruch może skończyć się dla mnie tragicznie, a ja w każdej chwili mogę otrzymać kulkę. -Czego ty chcesz od szefa szczylu? Byłeś chociaż umówiony? Jak nie, to spierdalaj, zanim stracę cierpliwość - rzucił ostrym tonem, a jego twarz znowu przybrała kamienny wyraz. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, był to prywatny ochroniarz Maksa, na którego trzeba uważać.

-Przekaż mu tylko to- podszedłem do mężczyzny i podałem kawałek papieru. Łysy zmarczył brwi I spojrzał na mnie niepewnie, jakby się zastanawiał, co ma zrobić. -To mu się może spodobać- uśmiechnąłem się szeroko I nie czekając na nic, z mocno bijącym sercem wyszedłem na zewnątrz.

Zimne powietrze owiało moją zmęczoną twarz, która kolorem przypominała odcień szarości. Adrenalina buzowała w moich żyłach, a serce dudniło niczym młot. Miałem nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli, a ten półgłówek przekaze wiadomość Maksowi. Moje wątpliwości szybko zostały rozwiane, gdy zobaczyłem biegnącego w moją stronę ochroniarza. Spojrzałem na spoconego mężczyznę, który wyglądał jakby przebiegł maraton beż żadnych uczuć. Musiałem zachować kamienną twarz i pokazać, że to oni są zależni ode mnie, a nie ja od nich.

-Szef chce cię widzieć- wychrypiał, opierając ręce na kolanach i oddychając z trudem. Spojrzałem na niego z politowaniem i zastanawiałem się dlaczego ktoś taki jak Maks wybrał tak słabego człowieka do własnej ochrony. Przytaknąłem i gestem głowy pokazałem mężczyźnie, żeby prowadził. Z trudem podniósł ociężałe ciało do pozycji pionowej i ruszył przed siebie. Z każdą chwilą czułem narastający niepokój, ale też determinację, która nie pozwalała mi się wycofać.

-Wejść- usłyszałem chrapliwy głos po drugiej stronie drzwi, gdy wreszcie dotarliśmy na miejsce.  Ochroniarz niepewnie wszedł do środka I stanął tuż obok mnie, gotowy do interwencji, gdyby nastała taka konieczność. Spojrzałem na mężczyznę siedzącego za biurkiem, który w żadnym stopniu nie przypominał swojego braciszka. Wysoki, kruczoczarny mężczyzna o atletycznej budowie ciała przypatrywał mi się z ciekawością, a jego ciemny wzrok przeszywał mnie niszczym ostrze noża.

-Zostaw nas samych- rzucił do swojego pracownika oschłym tonem. Łysy jedynie przytaknął i z pośpiechem opuścił biuro. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem. Ciemny wystrój nadawał elegancji, a zwisające na ścianach skóry i czaszki zwierząt budziły dreszcz na moich plecach. Nie lubiłem polowań, a wypchane zwierzęta nie budziły mojego podziwu. Uważałem, że kłusownik powinien spróbować swoich sił z równym sobie przeciwnikiem, a nie z bronią polować na niewinne zwierzę, które I tak nie ma szans w tym pojedynku.

- Widzę, że podobają ci się moje zdobycze- Maks lekko się do mnie uśmiechnął. -Tego lwa zabiłem na swoim pierwszym polowaniu- wskazał dłonią na swoje trofeum, a mi zachciało się wymiotować. -Przejdźmy do interesów, widziałem twoją wiadomość i jestem ciekawy jaką masz dla mnie propozycje- wrócił do formalnego tonu i wygodnie rozsiadł się na swoim skórzanym fotelu. Gestem ręki wskazał na miejsce naprzeciwko siebie.

- Myślę, że mogę Ci pomóc odzyskać to, co kiedyś należało do ciebie- odpowiedziałem i prowokacyjnie spojrzałem w jego oczy. W jego czarnych tęczówkach zobaczyłem iskrę, którą szybko przykrył maską obojętności, ale czułem, że moja propozycja wzbudziła w nim zainteresowanie.

-Jak chciałbyś to zrobić? Od wielu lat próbuje przejąć podziemie, ale jak widać z marnym skutkiem- Maks podniósł się i podszedł do okna nawet na mnie nie spoglądając - Eric oszukał mnie i przez niego straciłem wszystko na czym mi zależało- jego ton przepełniony był nienawiścią, a ja poczułem, że chodziło o coś więcej niż udziały w walkach. -Zmusił mnie do podpisania papierów, ale musiałem to zrobić... Groził mojej dziewczynie, która nosiła pod sercem moje dziecko, a potem i tak ją zabił...-nagły uścisk w moim sercu sprawił, że cały świat zaczął mi wirować. Moje najgorsze przypuszczenia się potwierdziły, a Layla i moja córka były w ogromnym niebezpieczeństwie.

-Pomogę ci się zemścić i posłać tego gnoja na dno, ale wszystko ma swoją cenę. Ja zdobędę wszystkie obciążające go dokumenty, dzięki którym poślesz go do pierdla na długie lata, a ty oddasz mi wolność- mój głos był pełny determinacji, co wyraźnie spodobało się Maksowi, bo szeroko się uśmiechnął.

-Chodzi o kobietę?- zapytał, ale nie zamierzałem mu odpowiadać. -Spokojnie, nie jestem jak mój braciszek i nigdy nie skrzywdziłbym bezbronnej istoty jaką jest dama lub dziecko- podniósł ręce w górę, a ja wyczułem w jego postawie szczerość. Jeżeli mieliśmy współpracować, musieliśmy sobie zaufać i połączyć siły. -W takim razie bierz się do roboty, a ja przysiegam, że zapewnienie wam spokój i bezpieczeństwo- wyciągnął do mnie dłoń, która mocno uścisnąłem. Gra właśnie się rozpoczęła, a stawka była wysoka, bo od tego zależało moje życie. Dogadaliśmy szczegóły, a ja wykończony wróciłem do domu. Zastanawiałem się, co robi Layla I jak się czuje. Z tego, co udało mi się dowiedzieć od Mayi, ciąża dość mocno ją męczyla, ale był przy niej jej przyjaciel. Zazdrościłem mu, że może codziennie ją oglądać, wspierać i pomagać w zwykłych czynnościach. Powinienem to być ja, ale całkowicie zjebałem, więc musiałem ponieść karę, a nie było nic gorszego niż ta cholerna odległość. Położyłem się na kanapie I spojrzałem na roześmiane zdjęcie mojej ukochanej, które ciągle nosiłem przy sobie. Była moją siłą i jedynym powodem, dzięki któremu wstawałem z łóżka. Kości zostały rzucone, a ja modliłem się, żeby wyjść z tej bitwy jako zwycięzca. Musiałem je odzyskać, bo w innym wypadku wszystko straciłoby sens, a ja skończyłbym jako samobójca.

Walka o szczęście.Where stories live. Discover now