50. On już wie...

6.3K 253 39
                                    

Po wczorajszym dniu nie potrafiłam opanować emocji. Kiedy Maya napisała mi, ze Tyler już o wszystkim wie, całkowicie się załamałam. Bałam się, że mnie odnajdzie i zrobi awanturę o to, że ukrywałam przed nim ciążę. Z jednej strony miał prawo mieć do mnie pretensje, a z drugiej to on wybrał wolność i zostawił mnie dla innej. Nie rozumiałam dlaczego pojawił się w szpitalu, a potem całą złość wyładował na Mayi. Ona nie była niczemu winna, a jedyną osobą, którą mógłby obwiniać byłam ja.

-Dalej o nim myślisz?- Luck podszedł do mnie i szczelnie okrył kocem. Dni robiły się coraz chłodniejsze, a za oknem pojawiły się pierwsze płatki śniegu.

-Nie potrafię przestać... To wszystko jest takie nierealne. - zaśmiałam się, chociaż w moim głosie słychać było jedynie gorycz. -Ciąża, ciągłe ucieczki i strach przed tym, że zobaczę jego twarz. Luck ja mam tylko 19 lat, a czasami czuję, że moje życie nie ma żadnego sensu. Gdyby nie dziecko, to dawno bym to zakończyła.- uśmiechnęłam się smutno, a po mojej twarzy potoczyła się łza. Czasami miałam gorsze dni, ale ostatnie chwile dobijaly mnie emocjonalnie. Nie wiedziałam czy to hormony tak na mnie działają, ale chciałam jak najszybciej poczuć chociaż odrobinę szczęścia. Blondyn objął mnie ramieniem, a ja oparłam głowę o jego ciepły tors.

-Wiem, że nigdy nie przestałaś go kochać, chociaż tak bardzo cię zranił. Życie jest przewrotne Layla, a jeżeli jesteście sobie pisani, to los was jeszcze kiedyś złączy. Nie odwracaj się, tylko idź do przodu i bierz na klatę, co przyniesie życie. Hakuna Matata skarbie- pocałował mnie w czoło, a ja mocniej opatulilam go ramionami. -Teraz wypij herbatę, a za chwilę pojedziemy kupić wózek dla naszego małego łowcy szos- delikatnie punknął w mój brzuch, a potem nucąc pod nosem piosenkę z króla lwa, zniknął, zostawiając mnie samą.

Patrząc w wielkie okno, myślałam nad jego słowami i miał rację. Nie mogłam patrzeć wstecz, bo to by  mnie zniszczyło. Minęło tyle czasu, że nadszedł czas zakończyć żałobę po Tylerze I ruszyć przed siebie. Nawet jeżeli już wie o dziecku, to i tak nas nie znajdzie. Nie pozwolę zbliżyć mu się do małej, do czasu, aż nie uporzadkuje swoich spraw i nie odetnie się od tych ludzi. Nie chodziło już o mnie i moje uczucia, ale o małą istotę, która mogła stać się ofiarą zagrywek chorych ludzi. W nieco lepszym nastawieniu podniosłam się z fotela, co wcale nie było takie proste. Brzuch coraz bardziej mi przeszkadzał, a większość mojej garderoby była zdecydowanie za mała. Ubrana w różowy dres, który był na mnie ostatnim pasującym zestawem wpakowałam się do samochodu Lucka. Przez całą drogę buzia mu się nie zamykała, ale przy nim czułam się szczęśliwa. Pomagał mi oderwać się od szarej rzeczywistości i rozśmieszał do łez swoimi głupimi pomysłami.

                                ***

-Chyba żartujesz- odparłam poważnie, gdy zauważyłam, że parkuje pod jednym z najdroższych sklepów z akcesoriami dla dzieci. Nie narzekałam na brak funduszy, jednak ceny zwalały z nóg, a ja nie chciałam szaleć z wydatkami, zwłaszcza, że lada moment miało pojawić się dziecko, które pochłonie sporo funduszy. -Pojedźmy tam, gdzie ostatnio- zaproponowałam, jednak blondyn tylko przecząco pokręcił głową i zgasił silnik.

-Layla...- zaczął spokojnie, ale wiedziałam, że czeka mnie ciężka przemowa. -Jestem wujkiem, ale też przyszłym ojciecem. No dobra, może chrzestnym, ale to też ojciec- gestykulował, co chwilę marszcząc brwi, a mi chciało się śmiać. -Dlatego pozwól mi spełniać się w swojej roli i zapewnić godny byt mojej aktualnie siedzacej w tobie córce. Nie możesz kupić byle jakiego wózka i ryzykować jej zdrowiem, dlatego rusz dupe, bo robi się zimno i chodź ze mną do tego sklepu- uśmiechnął się do mnie szeroko i gestem ręki wskazal na drzwi.

-Robisz już dla nas wystarczająco dużo, dlatego pozwól mi zapłacić samej. Nie mogę cię obciążać, zrozum to- odparłam szczerze, na co tylko prychnął i opuścił samochód. Wiedziałam już, że przegrałam, a on i tak postawi na swoim, ale warto było spróbować. Był strasznie uparty, a jak sobie coś postanowił, nie było siły, która by go od tego odwiodła.

Spędziliśmy  kilka godzin, szukając wózka, który spełni oczekiwania Lucka. Już nawet sprzedawca miał nas dość i z niechęcią pokazywał nam kolejne modele, które mój przyjaciel dokładnie oglądał i badał pod kątem bezpieczeństwa.

-To już ostatni wózek, który mogę państwu zaproponować- mężczyzna wskazał na czarny wózek ze złotymi elementami, a oczy Lucka, aż zabłyszczały. Dokładnie oglądał każdy detal, pytajac o różne parametry, a ja miałam ochotę uciec jak najdalej z tego miejsca.

-To jest karoca godna naszej księżniczki! Bierzemy!- krzyknął po chwili, a na twarzy sprzedawcy pojawiła się widoczna ulga.

-Państwa córka z pewnością będzie zadowolona z tego wyboru. Pójdę wystawić rachunek- uśmiechnął się szeroko, a po chwili zniknął za wysoką ladą. Poczułam dziwne ukłucie, na myśl, że Mia będzie wychowywała się bez biologicznego ojca, ale szybko wyrzuciłam tą myśl z głowy. Miałam Lucka, który był najwspanialszym człowiekiem pod słońcem i wiedziałam, że z jego pomocą, pokonam każdą przeszkodę.

                                         ***

-Ileeee?- zapytałam nie mogąc uwierzyć, ile pieniędzy kosztował tamten wózek. Blondyn mocował się z bagażnikiem, a ja wciąż słyszałam ten przeklęty głos, powtarzający  zwrotną pięciocyfrową liczbę.

-Dobre rzeczy kosztują- odpowiedział, gdy wreszcie udało mu się wygrać walkę z tym nieszczęsnym wózkiem. Był śliczny, ale posiadał jedną wadę- trudno się składał, co przerosło nasze umiejętności. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wsiadłam do samochodu, chcąc jak najszybciej wrócić do domu.
 

Odpoczywaliśmy przy ciepłej herbacie, gdy dostałam wiadomość. Niechętnie podniosłam telefon i zamarłam, gdy zobaczyłam imię Tylera wyświetlające się na ekranie i zdanie, które spowodowało, że moje serce zaczęło szaleć. ,,Musimy porozmowiać". Wiedziałam, że kiedyś ta rozmowa musi nastąpić, ale nie bylam na to gotowa. Co niby miałam mu powiedzieć? Że przez 6 miesięcy ukrywam przed nim fakt, że jestem w ciąży, a on zostanie ojcem? Nie minęła chwila, a urządzenie zadzwoniło, ale nie mialam zamiaru odbierać.

-Czego on chce? - Luck zmarszczył brwi I zanim udało mi się go powstrzymać, odebral telefon. - Słucham? - jego głos był przepelniony złością, co było do niego zupełnie niepodobne. -Ona nie chce z tobą rozmawiać, a ty lepiej skasuj jej numer i więcej do niej nie pisz. Nie wydaje ci się, że już za dużo namieszałes w jej życiu?!- nie poznawałam swojego przyjaciela, który w tym momencie stał się zupełnie inną osobą. Nie był juz tym kochanym blondynem, który po każdym ataku paniki przytulał mnie do siebie I opowiadl bajki. Był niczym lew, który bronił swojej rodziny i nie zamierzał się cofnąć przed niczym. -Ostrzegam cię, jeżeli tylko się do niej zbliżysz, to cię zabije- warknął i rzucił telefonem, na co lekko podskoczyłam.

-Wszystko dobrze?- zapytalam niepewnie, na co Luck skinął i jak gdyby nigdy nic powrócił do oglądania filmu. Widziałam jednak, że ta rozmowa wytrąciła go z równowagi, a on ledwo panował nad emocjami. Chciałam mu podziękować, ale przerwal mi dzwonek do drzwi,który podniósł chłopaka na równe nogi. Poczułam jak serce podchodzi mi go gardła, a do głowy zaczęły nasuwać się myśli, kim może okazać się nieproszony gość. Luck zatrzymał mnie gestem ręki I sam poszedł po przedpokoju otworzyć drzwi. Serce waliło mi jak oszalale, a w duchu modliłam się, żeby to tylko nie był Tyler. Niesłychana ulga zalała moje ciało, gdy do salonu weszła uśmiechnięta mama, obładowana prezentami dla swojej przyszłej wnuczki.

-Wszystko w porządku? Macie takie grobowe miny- spojrzała na nas badawczo, a ja posłałam jej sztuczny uśmiech, który na szczęście kupiła.

-Trochę bolą nas nogi po dzisiejszych zakupach - skłamałam, na co tylko skinęła i mocno mnie przytuliła. - Pokaż lepiej co tam przytargalas- wskazałam na rząd reklamówek, które ciężko było zliczyć. Tak samo jak Luck zwariowała i ciągle zalewała nas nowymi prezentami, zupełnie nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy. Kiedy oglądaliśmy kolejne znaleziska, zadzwoniła Maya, a ja dyskretnie przeniosłam się na balkon.

-Jak się czujesz?- zapytałam, czując wyrzuty sumienia, że zostawilam ją po operacji i uciekłam bez pożegnania.

-Layla, on już wie i z tego, co udało mi się dowiedzieć chce o was walczyć- wyrzuciła, a ja poczułam skurcz w żołądku. -Wiesz, że on nigdy się nie poddaje...- wydukała, a ja musiałam przyznać jej racje. Zawsze dostawał to, czego pragnie, ale tym razem było inaczej. Nie znajdzie nas- powtarzałam sobie w głowie, chociaż głęboko w sercu sama w to nie wierzyłam...

Walka o szczęście.Where stories live. Discover now