Rozdział 8 " Tabletka szczęścia"

Start from the beginning
                                    

A mój przyjaciel wydawał się najlepszą opcją, by domyślał się gdzie leży moje truchło.

- Przyszłam tutaj po krótką radę, a nie rozmowę.

- Ale ja chcę sobie porozmawiać - z dłońmi włożonymi do kieszeni spodni obrócił się wokół własnej osi. - Wydawałaś się spoko na tych całych balach  dla zdesperowanych bogaczy. Można było się z tobą dogadać.

Kącik moim ust niewidzialnie drgnął do góry.

- Rozmawialiśmy praktycznie całe noce. Pamiętam, że nawet ukryliśmy się raz w krzakach - zaśmiał się cicho, a ja jedynie dalej uśmiechałam się ze spuszczoną głową. - Dopóki nie znalazł cię ten idiota Samuel. Pieprzony rudzielec.

- Nie obrażaj osób rudowłosych, Markus - skarciłam go z udawaną złością. Tak naprawdę miło słuchało mi się krytyki na tego człowieka.

Sprawiało satysfakcje i uświadamiało, że nie tylko ja miałam jakieś pieprzone urojenia na jego temat.

- Po co bronić to coś. Laluś jakich mało, a w dodatku przecież rządził tobą, jakbyś była jego psem - mówił patrząc prosto na moją osobę, która słuchała tego z dziwnym zaciekawieniem. Parsknął prześmiewczym śmiechem. - Nawet usunął ci ten kontakt z telefonu od jakiegoś typa. Jeszcze bronisz tego czegoś ?

Rzeczywiście narzekałam na mojego jednego z wielu kandydatów na chłopaka. Traktował mnie jak swoją zabawkę, którą nawet źle traktował. Znosiłam to dość cierpliwie. Potrafiłam znieść krytykę mojego wyglądu, bo byłam do tego przyzwyczajona. Zniosłam jakoś ciągle prześmiewcze słówka dotyczące moich zainteresowań, ponieważ byłam jedyną osobą w rodzinie, która grała jedynie na dwóch instrumentach. Miara jednak przebrała się, gdy usunął z mojego telefonu numer Sean'a.

Bez pozwolenia go usunął, bo uznał, że jestem jego i nikt nie może mnie mieć. Myślałam, że go zabiję, a później się popłaczę. Na całe szczęście pamiętałam te dziewięć cyferek.

- Nie lubię Samuela, ale nie będę mówiła, że jest psychopatą. Wchodzi w dupę moim rodzicom i muszę się dostosować. - wzruszyłam ramionami, jakbym mówiła o najbardziej oczywistej rzeczy na świecie. Cóż chłopak nie popierał mojego zdania.

Wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia. Nienawidził Sam'a. Na jednym z bankietów dwa lata temu o mało nie doszło do tragedii z uczestnictwem Markusa i Sam'a. Rudowłosy chłopak za bardzo podskakiwał, a blondyn jest zbyt nerwowy i szybko daje się sprowokować. Gdyby nie moja szybka reakcja, to możliwe, że Sam byłby już zakopany w zimnej ziemi.

- Nie popierałem nigdy tego, że tak łatwo się poddajesz - skrytykował mój styl postępowania. - Przed chwilą mówiłem do ciebie najgorszym głosem jaki mogłem tylko udać, a ty mnie się nie bałaś. Dlaczego nie jesteś taka w stosunku do innych ludzi ?

Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na niego niechętnie. Markusa poznałam około dwa lata temu na jednym z bankietów rodziców. Wyszłam tamtego dnia na dwór i usiadłam na jednej z ławek, nie zauważając, iż ktoś już na niej siedzi. Zaczęliśmy rozmawiać, a dopiero gdy się przedstawił zrozumiałam, że jest synem jednego z prokuratorów. Jednym plusem było to, że nie zachowywał się tak jak inni. Potrafiłam z nim normalnie porozmawiać o ludzkich sprawach.

Jakoś los dał nam szansę spotykać się na kolejnych kilkunastu bankietach. Na ostatnim z nich powiedział mi, że wyjeżdża. Że ma dość rodziców, którzy chcą wysłać go na studia ekonomiczne, podczas gdy on nie potrafi matematyki. Żalił mi się, że nie znajdzie innej drogi, niż wyjazd do dziadków. Do Ameryki. Cholera. Nie wspomniał jedynie, że to, to samo miasto, w którym mieszkałam dawno temu. Rok temu dostałam od niego jedyną wiadomość informacyjną, że jego dziadkowie nie żyją. Skończył skazany na siebie i zajął się nielegalnymi rzeczami, żeby przeżyć.

Start a StoryWhere stories live. Discover now